Natalia Kukulska o śmierci ojca
Zmaganie się z chorobą ojca odebrało nam bardzo dużo. Wiem, że nikt nie obiecywał, że w życiu będzie łatwo. To było życie w ciągłym stresie, bo gdy choruje ktoś bliski, chorują wszyscy wokół. Tata zmarł w momencie, kiedy wydawało się, że najgorsze już za nami. Zresztą żaden moment na odejście bliskiej osoby nie jest odpowiedni. Grunt się zawalił pode mną, bo choć chorował, wierzyłam mocno, że najgorsze nie nastąpi - mówi Natalia Kukulska.
Zmaganie się z chorobą ojca odebrało nam bardzo dużo. Wiem, że nikt nie obiecywał, że w życiu będzie łatwo. To było życie w ciągłym stresie, bo gdy choruje ktoś bliski, chorują wszyscy wokół. Tata zmarł w momencie, kiedy wydawało się, że najgorsze już za nami. Zresztą żaden moment na odejście bliskiej osoby nie jest odpowiedni. Grunt się zawalił pode mną, bo choć chorował, wierzyłam mocno, że najgorsze nie nastąpi - wspomina Natalia Kukulska w pierwszą rocznicę śmierci taty.
Jakimi rodzicami byli Kukulscy?
Jeśli chodzi o mamę, trudno mi powiedzieć. Wiem, że bardzo mnie kochała, mam na to dowody, ale tej relacji nie pamiętam. Dlatego listy, jakie pisała ze Stanów i nie tylko, są dla mnie niezwykle ważną pamiątką. Ostatnio udało mi się znaleźć nagranie naszych rozmów na kasecie. To było wielkie przeżycie, ponieważ pierwszy raz usłyszałam siebie w relacjach z mamą. Wiem, że mnie rozpieszczała. Miała wyrzuty sumienia, że często wyjeżdża, więc z każdej podróży przywoziła mi prezenty. Wiem też, że mój tata miał właśnie do mamy trochę żal o to, że zbyt często jest poza domem. Nie chciał, by leciała do Stanów na trzymiesięczny kontrakt, ale mama widziała w tym swoją dużą szansę. Także poważnego podreperowania budżetu domowego.
Także rozwinięcia kariery. Wtedy to było okno na świat. Ty byś tak nie postąpiła?
Tych czasów nie da się porównać. Teraz można wrócić nawet na kilka dni. Wtedy taki lot był eskapadą na koniec świata. Nadal, jeśli chodzi o Amerykę, nie jest łatwo, ale jest to inny rodzaj wyprawy. Przede wszystkim zmienił się sposób komunikacji. Mamy telefony komórkowe, Internet, a wtedy tylko zamawianą rozmowę międzynarodową i listy. Świat się skurczył.
Jarosław Kukulski wielokrotnie powtarzał w wywiadach jak byłaś dla niego ważna i trzymałaś go przy życiu po feralnym locie 14 marca 1980 z Nowego Jorku.
Na pewno nasza więź była niezwykle silna. Wyjątkowa. Po śmierci mamy chciał mi dać siebie podwójnie, wypełnić tę pustkę, być jednocześnie matką i ojcem. Później łączyła nas dodatkowo relacja zawodowa. Rzeczywiście byliśmy dla siebie niezwykle ważni. Jako dziecko samoistnie stałam się ,,podtrzymywaczem” przy życiu, bo kiedy człowiek traci swoją drugą połowę, najbliższą osobę, świat się kompletnie rozwala. A tata chciał dla mnie żyć, musiał się zebrać, żebym tak nie odczuła tej straty. Z tego, co dał mi od strony emocjonalnej, stworzyłam solidne zaplecze.
Jakie wartości Ci wpajał?
Wartości dość mocno przestrzegano w naszym domu. Na tym budowany był mój świat. Przez brak mamy moje życie było inne od większości rówieśników i mogło być ubogie, a jednak tata z babcią poświęcali mi bardzo dużo czasu i te wartości wpajali. Starali się, żeby nie uderzyła mi do głowy woda sodowa, a dziecięce śpiewanie nie było później przeszkodą. I żebym wiedziała, co jest w życiu ważne. Przede wszystkim uczciwość względem siebie i innych, co się przełożyło na charakter. Jestem osobą dość ambitną, uczciwie chcę na wszystko zapracować. Szacunek do drugiego człowieka oraz wartości związane z wiarą i zasadami, jakie z niej płyną. Zawsze sprawy materialne były na drugim miejscu, liczyły się relacje między ludźmi, rodzina… Zanim zostałam matką, wiedziałam, że macierzyństwo będzie najważniejsze. Miałam oczywiście zakręty.
Etapy młodzieńczego buntu?
Tradycyjnie, w okresie dojrzewania wpadłam w nieciekawe towarzystwo. Jako osoba wrażliwa byłam mocno narażona na bodźce zewnętrzne, by ulegać wpływom i chcieć przypodobać się innym. W ten sposób chciałam podbudować swoją wartość. Ale jako osoba wrażliwa, byłam także wnikliwym obserwatorem, podwójnie wyczulonym na otoczenie. Szczęśliwie nie skończyło się bardzo źle.
Tata stanął na wysokości zadania. Dostałaś od niego również solidne podstawy zawodowe.
Muzyka naturalnie stała się moim światem, ale po etapie śpiewania dziecięcego zaczęłam próbować swoich sił w muzyce i nie chciałam, by tata w tym uczestniczył. Potrzebowałam samodzielności, by móc zapracować sobie na własny rachunek, by poznać swoją wartość i zbierać własne doświadczenia. Choć nasza relacja potem także była bardzo bliska. Wierzył we mnie jak nikt inny, zawsze dopingował, chociaż był niezwykle krytyczny, ale to wynikało z troski. Każda niesprawiedliwość związana z moją osobą bardzo go bolała. Wszystko przeżywał. Nie umiał i myślę, że nie chciał, odciąć pępowiny. Bardzo żył moim życiem.
POLECAMY: * Nie jestem polskim Prince’m*
Nawet wtedy, kiedy byłaś już matką dwójki dzieci i samodzielną artystką?
Nawet kiedy już byłam niezależna. Zawsze musiał wyrazić swoją opinię, bo nie byłby sobą. Czasem mówiłam: ,,Tato, w domu chciałabym odpocząć od spraw zawodowych. Porozmawiajmy o ogrodzie, albo czymkolwiek. Nie analizujmy”.
Zawodowo w porównaniu z kolegami i koleżankami z branży miałaś ,,z górki”, ale prywatnie los Ciebie nie oszczędzał. Jako czterolatka straciłaś mamę, a w ostatnim czasie zmagałaś się z chorobą taty.
Zmaganie się z chorobą odebrało nam bardzo dużo. Wiem, że nikt nie obiecywał, że w życiu będzie łatwo. To było życie w ciągłym stresie, bo gdy choruje ktoś bliski, chorują wszyscy wokół. Tata zmarł w momencie, kiedy wydawało się, że najgorsze już za nami. Zresztą żaden moment na odejście bliskiej osoby nie jest odpowiedni. Grunt się zawalił pode mną, bo choć chorował, wierzyłam mocno, że najgorsze nie nastąpi. Teraz siłę czerpię z tego, że mam dla kogo żyć, a przede mną jeszcze trochę do zrobienia. Czuję się potrzebna. Muzyka też jest dla mnie ucieczką i terapią, póki mam pomysły i świeżość w głowie, a przede wszystkim cały czas pasję do zawodu. Muzyka mnie nakręca. Miałam też potrzebę oddania hołdu tacie. Zebrałam jego utwory w trzypłytowy album, na pamiątkę twórczości Jarosława Kukulskiego. Ona była mi też potrzebna od strony psychicznej, żeby coś dla taty zrobić. Dzięki temu czuję, że wciąż jesteśmy razem.
Trzypłytowy album ,,Życia mała garść” jest kontynuacją albumu ,,Moje piosenki”. Tak, ale ten album jest znacznie bogatszy. Zawiera o wiele więcej kompozycji taty. Pierwsza płyta to utwory Anny Jantar, czyli te, które skomponował dla mamy, na drugiej można usłyszeć różnych wykonawców, z którymi współpracował. Na trzeciej znajdują się piosenki w moim wykonaniu, które tata napisał dla mnie na przestrzeni ponad 10 lat. Książeczka jest wzbogacona setką fotografii, które obrazują jego życie prywatne i zawodowe. Prawdziwa życia garść... Stworzyłam też stronę internetową poświęconą tacie www.jaroslawkukulski.com, na której znajduje się mnóstwo ciekawostek i materiałów. Okazało się, że jest wiele piosenek, o których nie miałam pojęcia. Jest ich około trzysta.
Jarosław Kukulski komponował dla Haliny Frąckowiak, Ireny Jarockiej, Krzysztofa Krawczyka, Eleni, Bogusława Meca, Felicjana Andrzejczaka, a nawet ostatnio Michała Bajora.
Tak i dla wielu innych… Do albumu wybrałam utwory, które pasowały mi pod kątem lirycznym. Jest bardzo melancholijna, sentymentalna, ale nie brakuje też wielkich hitów. Sporo na niej autorefleksji, jakby teksty były też autorstwa taty. Bierze się to głównie z tego, że często słowa pisali jego przyjaciele, którzy doskonale wiedzieli jaki jest, co przeżywa w danym momencie.
A należeli do nich wielcy polscy tekściarze: Janusz Kondratowicz, Marek Dutkiewicz, Bogdan Olewicz, Wojciech Młynarski.
Nie tylko. Do musicalu ,,Wielki świat” z librettem Jonasza Kofty powstało kilka genialnych utworów, które nigdy nie były publikowane. Jest na tym albumie kilka perełek. Nie zawsze hitami stawały się te najlepsze piosenki… Wśród tylu kompozycji są też takie, które nie do końca czuję, ale chciałam, by płyta była obiektywna.
Różnica pokoleniowa.
Oczywiście, aczkolwiek tata sam miał dystans do niektórych kawałków i słuchał ich z uśmiechem.
Twój tata stworzył Annę Jantar, zaangażował się całym sobą w jej karierę solową, czego owocem były przeboje ,,Najtrudniejszy pierwszy krok”, ,,Tyle słońca w całym mieście”, ,,Moje jedyne marzenie”, czy ,,Wielka dama tańczy sama”. Odpowiada Ci model Twoich rodziców, w którym mama była muzą taty? Miałaś takie oczekiwania wobec swojego męża?
Nie miałam takich oczekiwań. Tak się szczęśliwie ułożyło, że z Michałem mamy podobne wartości, widzenie wielu spraw, estetykę i wrażliwość. Każde z nas jest inne, ale przez prawie jedenastoletnie małżeństwo poznaliśmy się bardzo, i od strony muzycznej też mieliśmy szansę siebie zainspirować. Także poniekąd jestem muzą dla Michała, a on dla mnie.
W jaki sposób siebie inspirujecie?
Nauczyłam się wielu rzeczy, ponieważ spojrzenie perkusisty i instrumentalisty jest inne, ciekawsze. Szerzej patrzę na muzykę. Dzięki temu w moim repertuarze jest mniej popu komercyjnego, radiowego. Michał ma piękne wyczucie harmonii, które bardzo mi odpowiada. Przy nim zaczęłam słuchać więcej muzyki instrumentalnej, jazzowej. Jest otwarty muzycznie. Doceniamy dobry pop, fascynuje nas muzyka klubowa, elektroniczne brzmienia, ale też słuchamy muzyki akustycznej, jazzowej, gitarowej i soulowej. Nie zamykamy się na gatunki, nie lubimy szufladkować i fascynujemy się nimi w prawie równym stopniu.
POLECAMY: * Nie jestem polskim Prince’m*
Twoi rodzice odebrali solidne wykształcenie muzyczne. Mama skończyła podstawową i średnią szkołę muzyczna w klasie fortepianu i rytmiki, tata wydział instrumentalny wyższej szkoły muzycznej na oboju. Dziadkowie musieli być wrażliwi muzycznie.
Tak, ale nie zajmowali się muzyką profesjonalnie. Ze strony mojej mamy, babcia grała na pianinie, a dziadek grał w teatrze, był konferansjerem. Miał wrażliwą duszę. Od strony taty również. Rodzice śpiewali w chórze. Zresztą moi teściowie też są muzykalni. Tata Michała gra na gitarze, występuje na okolicznościowych imprezach. Jest totalnym pasjonatem muzyki. Niewykluczone, że gdyby więcej czasu na nią poświęcił, a nie rezygnował ze względu na inny zawód, byłby profesjonalnym muzykiem. Razem z teściową śpiewają w chórze kościelnym i bardzo żyją muzyką. Nasze dzieci mają małe szanse, żeby te geny gdzieś nie zaowocowały.
Nie będą miały wyjścia.
Czasem jest właśnie na przekór. Ania raz twierdzi, że chciałaby być trenerką delfinów, innym razem piosenkarką, aktorką i tancerką w jednym. Lubi występować, świetnie tańczy. Natomiast Jasio ma genialny słuch i pamięć muzyczną. Zapamiętuje kontrapunkty muzyczne, linie basu, gitary. Nie słucha jak większość tylko linii melodycznej. Myślę, że ma duże szanse, żeby zajmować się muzyką, ale niczego nie zakładam. Jestem kompletnie otwarta na to, co sami wybiorą.
Wróćmy jeszcze do taty. Jarosław Kukulski, zapytany o receptę na przebój, powiedział, że notuje pomysł melodyczno-harmoniczno-rytmiczny, potem go rozbudowuje, dzieląc całość na zwrotkę i refren. Plus na kompozycję wpływa barwa i skala głosu wykonawcy, od czego też zależy aranżacja.
Tata zawsze mówił, że pisze ,,pod wykonawcę". Od razu wyobrażał sobie jego wykonanie. Znał zasady, które wpływają na hitowość piosenek i ich często używał. Natomiast moje podejście do muzyki jest trochę inne. Dla mnie muzyka musi mieć odrobinę zaskoczenia, wzbudzać ciekawość. Nie wszystko musi być takie oczywiste. Ale na szczęście w dorobku taty jest wiele niebanalnych klasyków. Zresztą należę do tego grona słuchaczy, którzy szukają nowości, lubią być zaskakiwani i poruszani na nowo. Nie satysfakcjonuje mnie odcinanie kuponów i nieustanne wychodzenie na scenę z tym samym repertuarem, w tej samej aranżacji.
Co bardzo często obserwujemy na polskiej scenie muzycznej. Nie będę wymieniać nazwisk, wiadomo o kogo chodzi.
Niektórym wykonawcom się wydaje, że publiczność tego oczekuje, a ja jednak trochę bardziej wierzę w otwartość ludzi, trzeba tylko dać im szansę to nowe usłyszeć. Każda piosenka była kiedyś pierwszy raz zagrana, a teraz zachowawczość polega na tym, że karmimy ludzi głównie tym, co już dobrze znają.
Twoja mama w pewnym momencie chciała przejść z popu do rocka. Tata uznał, że może stracić dawnych fanów, a jej głos jest ,,zbyt szlachetny, miękki i dźwięczny” na rocka.
Były takie zapędy. Współpraca z Budką Suflera i Perfectem miała na to wskazywać. Chociaż powiedziałabym, że ,,Nic nie może wiecznie trwać” była jak na tamte czasy piosenką klubową. Natomiast piosenka ,,Spocząć” Zbyszka Hołdysa ma charakter bardziej gitarowy.
Anna Jantar mówiła o sobie: ,,Jestem z natury niezaradna i nieśmiała, nie mam koniecznej dla piosenkarza tzw. siły przebicia, dlatego sądzę, że gdyby na początku nie pomagał mi Jarek, nie przebrnęłabym nigdy przez bariery związane z naszym zawodem.” Jaka byłaby dziś?
Myślę, że moja mama dziś, gdyby dalej funkcjonowała w zawodzie, byłaby osobą, która poszukuje tej świeżości, nie wpisuje się w schematy. Oceniam to po bogatym dorobku artystycznym, jaki zebrała w tak krótkim czasie, a potrafiła dobrać dla siebie naprawdę dobry repertuar. W naszym zawodzie bardzo łatwo być przerysowanym. Może niektórzy lubią to. Natomiast ja uciekam od tego komiksu.
Staram się, w ramach mojej wrażliwości, być osobą kreatywną i poszukującą, żeby pojawiała się świeżość w podejściu do muzyki. Inaczej zrezygnowałabym z zawodu. I tak widzę siebie w przyszłości. Kiedy już przyjdzie ,,ten moment” wolę zejść ze sceny niepokonana niż jeździć na tzw. chałtury po Polsce w kółko z jedną, czy kilkoma znanymi piosenkami znanymi. To mnie w ogóle nie kręci.
Rozmawiała: Anja Laszuk/(kg)
POLECAMY: * Nie jestem polskim Prince’m*