Nie dać się zwariować!
30.12.2008 15:45, aktual.: 30.12.2008 16:35
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ósemka zmienia się na dziewiątkę, kończy się nam ten stary rok. Przyjdzie nowe, bo jakżeby inaczej. 365 dni wstecz Jadźka ledwo siedziała, dzisiaj biega już nawet do tyłu jak czerwony raczek. Co nas czeka w nowym roku? Będzie lżej, czy córka da nam popalić jeszcze bardziej?
Ósemka zmienia się na dziewiątkę, kończy się nam ten stary rok. Przyjdzie nowe, bo jakżeby inaczej. 365 dni wstecz Jadźka ledwo siedziała, dzisiaj biega już nawet do tyłu jak czerwony raczek. Co nas czeka w nowym roku? Będzie lżej, czy córka da nam popalić jeszcze bardziej?
Nie jestem chyba odosobniona mając nadzieję, że z dnia na dzień życie z dzieckiem będzie łatwiejsze. Przynajmniej do momentu, kiedy dosięgnie nas wiek dojrzewania i krzywa zacznie gwałtownie opadać w dół. Pierwsze trzy miesiące z niemowlakiem było jak nieprzerwany film grozy. Bardzo straszno, ciekawie, dużo płaczu i rozkładania rąk. Potem już tylko z górki. Najlepszy okres zaczął się dokładnie rok temu, kiedy Jadźka skończyła sześć miesięcy. Z niezdolnego do niczego bobasa powoli przeobrażała się w dziecko, z którym można konie kraść, gdyby miało to w naszym przypadku jakiś głębszy sens. W mijającym roku niespodzianka goniła niespodziankę: samodzielne siedzenie, pierwszy krok, pierwsze słowo, pierwsze spełnione polecenie, pierwsze świadome okazywanie czułości. Jadźka zaskakiwała nas na każdym kroku i o każdej porze dnia. Niestety, czasem też o trzeciej nad ranem, ale wiadomo, że jest to wliczone w ryzyko posiadania tak zwanej „pociechy”.
Dzisiaj nie mamy już w domu niemowlaka, ale dziecko, które, o zgrozo!, ma własne zdanie. Lada moment nauczy się je precyzyjnie artykułować. Następnego sylwestra spędzimy już pewnie z przemądrzałą smarkulą, która błagać nas będzie o łyka szampana. Dzieci rosną w zastraszającym tempie.
Tymczasem zbliża się Ta Noc. W kobiecych magazynach i programach telewizyjnych skierowanych do modnych i złaknionych atrakcji kobiet rządzi brokat. Prezenterki zabijają się, żeby jak najdokładniej wytłumaczyć ci, w jaki sposób oczyścić twoją zapryszczałą twarz przed karnawałową zabawą, aby w tę jedną, jedyną noc wyglądać „fabulous”, jak powiedziałyby bohaterki „Seksu w wielkim mieście”. Dowiedziałam się, że jeśli chcę utrzymać makijaż w doskonałym stanie, powinnam obłożyć twarz lodem, a na nogi koniecznie założyć złote, błyszczące szpilki.
Wszystkie okładki magazynów przekonują mnie, że 31. grudnia będzie najważniejszym dniem mojego życia, więc powinnam przygotowywać się do niego już od połowy miesiąca (jeśli chcę zdążyć na ostatnią chwilę, jeśli zaś chcę wyglądać olśniewająco, powinnam o tym pomyśleć już gdzieś w okolicach października). Moje przyjaciółki singielki, zamężne i dzieciate, wszystkie szykują się na mniejszą lub większą imprezę. Ja będę miała najmniejszą. Z najmniejszą partnerką do imprezowania. Własną córką.
Już słyszę te głosy młodych, niezależnych kobiet, co to z dziećmi mają tyle wspólnego co z misiem polarnym. Czytają moje słowa i załamują ręce nad mizerią mojego losu. No trudno. Trzeba być dla kogoś antyidolem. Nie założę modnej kiecki i nie pójdę tańczyć disco. Razem z Jadźką zarzucimy na żyrandol kilkanaście serpentyn, nadmuchamy balony, potańczymy w rytm piosenek z płyty „Akademia Pana Kleksa” i położę ją grzecznie spać. Potem przez całą noc wraz z Izą i Sebastianem, z którymi wcześniej upichcimy coś dobrego, obejrzymy filmy z całego świata, które Izabela dostała na gwiazdkę. Ponieważ Głowa Rodziny w Sylwestra pracuje, nie ma szans na pocałunek o północy. Jest za to obietnica sensownego spędzenia nocy w doborowym, a nie przypadkowym towarzystwie i kulturalnej rozrywki. Przeżyłam już około dwudziestu sylwestrowych nocy wywijając tyłkiem i pijąc przy barze wódkę z lodem. Tym razem nie wstanę w Nowy Rok o szesnastej. Jupi!
Jeszcze kilka szybko spisanych i obiecanych sobie postanowień noworocznych, które się ziszczą lub nie i jestem gotowa na Nowe.
Częściej chodzić na spacery (nienawidzę, ale się zmuszę)
Zbudować Idze teatrzyk z tektury
Pozbyć się nocnika
Zapisać na jakieś zajęcia dla maluchów (najchętniej plastyczne)
Mniej się denerwować
I najważniejsze – nie dać się zwariować
Jeszcze tylko to dmuchanie balonów, założenie kiecek (bo jakoś przecież wyglądać trzeba) i idziemy w pląs. Do siego roku!