Nie lubię miejsca dla pasażera
"Moi znajomi byli motocyklistami i spodobał mi się ten sport. A kiedy poznałam Adama, zmobilizowałam się, by zrobić prawo jazdy. Jako pasażer wsiadłam raz i nigdy więcej tego nie zrobię. Mam ogromne zaufanie do mojego męża, ale jeżdżąc motocyklem największe zaufanie mam do siebie samej. Lubię wiedzieć, że wszystko zależy ode mnie" - mówi Agnieszka Szulim.
18.10.2010 | aktual.: 12.09.2018 14:11
Z Agnieszką Szulim rozmawia Matylda Porębska.
- Jak to jest mieć męża motocyklistę?
Bywa nerwowo, ale jedynie wtedy, gdy Adam jeździ po ulicy. Na szczęście rzadko to robi. Jestem spokojna, kiedy wiem, że jest na torze. Tam nic złego się nie dzieje. Owszem, zdarzają się wywrotki, ale nie ma tam przeszkód, więc kończą się otarciami, a tylko w najgorszym wypadku złamaniem.
- Dopiero przy mężu złapała pani motocyklowego bakcyla?
Nie, nie ja już wcześniej próbowałam swych sił. Moi znajomi byli motocyklistami i spodobał mi się ten sport. A kiedy poznałam Adama, zmobilizowałam się, by zrobić prawo jazdy.
- I kupić sobie motocykl?
Tak, ale sprzedałam go.
- Nie jeździ już pani?
Nie, ponieważ nie mam czasu, ale coraz bardziej mi tego brakuje.
- Jeździ więc pani na motocyklu w roli pasażera?
Wsiadłam raz i nigdy więcej tego nie zrobię. Mam ogromne zaufanie do mojego męża, ale jeżdżąc motocyklem największe zaufanie mam do siebie samej. Lubię wiedzieć, że wszystko zależy ode mnie.
- Planuje pani dzieci?
Bardzo powoli i w małych dawkach zaszczepia mi chęć na dziecko moja przyjaciółka, Paulina Smaszcz. Na razie jestem skrzywiona na punkcie zwierzaków, ale im dłużej przebywam z Pauliną, to coraz bardziej przekonuję się do dziecka. Chyba jednak muszę spędzić z nią jeszcze trochę czasu.
- Nie czuje pani presji, że to już teraz powinna się pani zdecydować?
Czuję i strasznie tego nie lubię. W naszym kraju trudno jest powiedzieć, że nie chce się mieć dzieci. A moim zdaniem nie każdy powinien być rodzicem. Myślę, że byłoby więcej szczęśliwych dzieci, gdyby ludzie bardziej świadomie się na nie decydowali.
- Pamiętam pani debiut kilka lat temu. Dzisiaj pani nazwisko to już marka i pewnie stres minął?
Minął, ale też jest zupełnie inaczej, kiedy zna się ludzi, z którymi się pracuje. To duże ułatwienie i inna jakość pracy.
- Co było najtrudniejsze?
Samo wejście w telewizję, w media. To trudne zadanie, wymagające ogromnej cierpliwości. Inaczej jest, kiedy ktoś przychodzi z innej telewizji. Ja przyszłam z radiowej Jedynki, nie mając nic wspólnego z show-biznesem. Ale teraz czuję się bardzo komfortowo, uwielbiam swoją pracę i nie wyobrażam sobie, bym mogła robić coś innego.
- Rozpętała pani burzę przyznając się do powiększenia biustu. Dlaczego pani to zrobiła?
Nie chcę do tego wracać. Każdy ma prawo mówić to, co chce. Chcę, aby ten temat zniknął. Szczerość nie jest dobrze widziana w niektórych kręgach.
- Jakie ma pani jeszcze pasje oprócz motocykli?
Polityka. Chciałam się nią zajmować w mojej pracy dziennikarskiej, ale jestem chyba coraz dalej od tego. Mimo wszystko, każdego ranka sprawdzam wiadomości, lubię wiedzieć, co się dzieje tak na naszej scenie, jak i światowej.
- Co najbardziej panią „kręci” w polityce?
To, że wbrew pozorom, ma tak realny wpływ na nasze życie. Że jest to element codzienności, którego nie doceniamy.
- Możliwe jest pani przejście z show-biznesu do polityki?
Zdarzają się takie rzeczy, ale jest mi dobrze tu, gdzie jestem. A jak potoczą się moje losy? Czas pokaże.
- Czyli miejsce Hanny Lis mogłaby pani zająć?
Podziwiam ją, ale nie mogłabym, ponieważ boję się, że nie potrafiłabym być obiektywnym dziennikarzem politycznym. Obawiam się, że nie umiałabym ukryć emocji, które towarzyszą mi, gdy obserwuję polityków. Myślę, że mogłabym nawet przyłożyć komuś po głowie. A taka praca wymaga trzymania swoich emocji i poglądów na wodzy.