Prawie umarła. Wszystko przez tampon.
Mama dwójki dzieci opowiedziała serwisowi The Sun o tym, jak prawie umarła przez zespół wstrząsu toksycznego. Wszystko przez tampon.
20.04.2018 | aktual.: 20.04.2018 13:11
Aimee Haller Follis, 37-latka z Filadelfii trafiła do szpitala z powodu silnego wstrząsu toksycznego.
Kilka dni wcześniej wraz ze swoimi dziećmi oraz mężem Matthew przeprowadzili się. Dlatego, gdy obudziła się w środku nocy i czuła się źle, nie przejęła się, bo pomyślała, że jest wyczerpana przeprowadzką.
Niestety wraz z upływem dni jej stan się pogarszał. Stawała się coraz bardziej słaba, nie mogła jeść, zaczęła wymiotować. Dwa dni później ledwie mogła stać na własnych nogach. Matthew postanowił zabrać ją do szpitala. Na miejscu lekarze zmierzyli jej temperaturę i wykonali niezbędne badania. Miała 41-stopniową gorączkę i niebezpiecznie niskie ciśnienie krwi. Dręczyły ją przeszywające bóle żołądka i trzęsła się z zimna.
Po około dwóch godzinach wszystko było już jasne. Diagnoza - wstrząs toksyczny od tamponu. Rzeczywiście, kilka dni wcześniej skończyła jej się miesiączka, ale tłumaczyła, że użyła tego samego tamponu, co zawsze. Nie zapomniała o tym, żeby go wyjąć. Pozostawiła go na osiem godzin w nocy, tak jak robiła to przez całe swoje życie.
Lekarze umieścili ją na Oddziale Intensywnej Terapii, podali antybiotyki i lekarstwa. Przebywała tam przez pięć dni, stale podłączona do kroplówki. Miała problemy z oddychaniem, dlatego podawali jej tlen. Rehabilitacja była ciężka.
Kiedy po 11 dniach poczuła się lepiej, pozwolono jej wrócić do domu. Niestety, choroba miała wpływ na całe jej ciało. Straciła połowę włosów, a gdy kilka miesięcy później zaszła w ciążę - w 10 tygodniu poroniła. Mimo wszystko uważa, że dostała drugą szansę od życia i cieszy się każdą chwilą.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl