Blisko ludziPrzepis na sukces

Przepis na sukces

Wielu mądrych ludzi na świecie napisało tony książek, podając mniej lub bardziej trafne sposoby na odniesienie sukcesu. Stawiali tam tezy, przeprowadzali dowody, przytaczali osiągnięte cele, dokumentowali faktami podpierając się realnymi nazwiskami czy wydarzeniami.

27.04.2010 | aktual.: 01.06.2010 12:14

Wielu mądrych ludzi na świecie napisało tony książek, podając mniej lub bardziej trafne sposoby na odniesienie sukcesu. Stawiali tam tezy, przeprowadzali dowody, przytaczali osiągnięte cele, dokumentowali faktami podpierając się realnymi nazwiskami czy wydarzeniami.

Siedząc w pociągu relacji Berlin-Warszawa przyglądałam się młodemu człowiekowi, który czytał jedną z takich książek. Chłopak dobrze ubrany, z twarzą pełną szczerości i wiary w jutro z uśmiechem chłonął tekst. Żadnego napięcia mięśniowego, żadnego obłędu w oczach, w przerwach między czytaniem poszczególnych rozdziałów z pełnym spokojem rozwijał kolejne batoniki z "tych zdrowych" i popijał wodą mineralną o smaku truskawkowym. Patrzyłam tak na tego młodzieńca i myślałam, że książka, którą czyta, amerykańskiego autora, niestety nie jest przydatnym podręcznikiem w realiach naszego kraju. Miałam jednak nadzieję, że ów ambitny i sympatyczny chłopak ma zamiar swój sukces odnieść poza granicami Polski.

Upoważniał mnie do tego myślenia bowiem międzynarodowy charakter pociągu. I refleksje jakie miałam, nie miały nic wspólnego z naszą dumą narodową i wrodzonym egocentryzmem, które często stawiają naszą myśl wszelaką kilka pięter wyżej od amerykańskiej papierowej czy szwajcarskiej zegarowej. Wiadomo od wieków bowiem, że kto jak kto ale Polak NAJLEPIEJ potrafi, więc żaden Amerykanin sukcesu go uczyć nie będzie. Tym bardziej, że giełda amerykańska padła, a piramida jednego Pana z sektora amerykańskich finansów nabrała połowę mądrego, europejskiego świata.

Moje myślenie przerwał dzwonek telefonu anonimowego współtowarzysza podróży. Dzwonek, oczywiście, z tych spokojnych, pozytywnych, pełnych energii. Chłopak ślicznie powiedział "halo' i serdecznym głosem poinformował swojego rozmówcę, że potwierdza, że będzie, że jest przygotowany i że mu dziękuje bardzo uprzejmie za umożliwienie zaprezentowania walorów swojej osoby, sposobu myślenia i wysokich kwalifikacji. Oj pomyślałam, oj!, oj!, oj! - sukces mamy zamiar niestety odnosić w Polsce. I tu na wstępie zamiast się czołgać, prosić i wydzwaniać do "zakolegowanych z decydentem" chłopak mówi wprost o wysokich kwalifikacjach i walorach. Oj, będzie ciężko! Bo w naszym kraju teoretycznie poszukujemy konstruktywnej myśli, kwalifikacji, walorów, możliwości, ale najchętniej lubimy koneksje i dmuchanie wspólne jednego balonika. Każdy, kto wchodzi miły, uprzejmy i przygotowany jest z reguły PODEJRZANY. Dmuchanie balonika polega na wyborze obiektu chętnie średniej jakości, łatwego do modelowania, pasującego większości i
odpornego na własny charakter. Obiekt taki chętnie przyjmie wszystkie wskazówki, dostosuje się kształtem na potrzebę chwili i ma nieokreślony kolor, smak i zapach, tak, żeby każdy jego użytkownik czy poplecznik mógł znaleźć w nim swoje barwy i strukturę. "Kółko balonikowe", inaczej nazwane klubem wzajemnej adoracji, będzie na swoich tajnych posiedzeniach dmuchało jak fajkę pokoju ów wytwór własnej wyobraźni, głośno i zespołowo krzycząc, że oto rośnie nam planeta - nowa, piękna, jasna wręcz genialna. Wiara w balonik idzie tak daleko, że twórcy jego istnienia próbują nawet uznać go za Boga. I w zasadzie nic złego w tym by nie było, bo dla jednego Chrystus jest Bogiem, dla innego Allah, a dla sekty balonikowej - BALONIK. Tyle, że Chrystus chodził po ziemi, dokonywał cudów i nauczał. Chrystus zstąpił z nieba na ziemię. Balonik wychowany w wierze swoich stwórców nabiera mocy i od ziemi się tej odrywa, by szybować w niebiosa jak na Boga przystało.

Patrzę na nasz kraj chłonny sukcesów i kółka balonikowe i coraz częściej na moim niebie od ich twórczości ziemia pustoszeje. Twórczości tragicznej, pustej i szkodliwej, bo jak to w sektach bywa, trudno się oderwać, a śmierć balonika przy pierwszym kaktusiku nieunikniona. Balonowy Bóg musi zstąpić na ziemię, a w zasadzie upaść rozerwany i w tej formie raczej już nie do sklejenia. Smutne jest jednak, to że dmuchanie stało się zajęciem niezwykle dochodowym i poszukiwanym, a przeciętnemu Kowalskiemu próbuje się wmówić, że tak wygląda sukces i szczyt gwiazd. Później tego samego Kowalskiego informuje się, że gwieździe odbiło i się "zeszmaciła", bo albo gołe cycki ją zniszczyły, albo instynkt samozachowawczy zawiódł.

A przeciętny Kowalski generalnie nie jest już taki przeciętny i odnosi fajne sukcesy i bywa szczęśliwy i nawet wynalazł jakąś szczepionkę, czy wyselekcjonował gen. Tyle, że nikt z sekciarzy naszego balonikowego biznesu nie wesprze Kowalskiego, żeby świecił przykładem dla narodu. Bo Kowalski i jego sukces budzą emocje pozytywne, bo może duma w Polaków, nadzieja by wstąpiła, bo może fajnie normalnie by się zrobiło. A my lubimy dmuchać, przebijać, smrodzić nieświeżym powietrzem i zupełnie nie rozumiemy, skąd tyle zmęczenia, smutku i duszności w narodzie. Powietrza!!! Powietrza proszę Panowie i Panie i ten gen od Kowalskiego, co odpowiada za oświecenie, żeby móc naród ratować. Panie Kowalski błagam niech Pan tak ryknie, żeby wszystkie baloniki popękały...

Bo prawdziwa siła Polaków w jego przeciętnym, nad-przeciętnym narodzie.

PS. Wszystkie podobieństwa są przypadkowe

POLECAMY:

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (3)