Przyjaciel na dobre i na… seks
Przyjaciele z bonusem? Ten bonus to cudowny seks, łączący dobrych przyjaciół, którzy nie chcą rezygnować z seksu, ale mają dość emocjonalnego angażowania się.
08.04.2011 | aktual.: 06.06.2018 14:38
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W języku angielskim istnieje sporo określeń na to, gdy dwoje ludzi umawia się na seks bez zobowiązań. Są takie określenia jak friends with benefits, pals with privileges, buddies with bennies, cut friends, an extended hookup, sex buddies oraz fuck buddies. W języku polskim mamy niezręczną „przyjaźń z bonusem”, chociaż „przyjaciele do seksu”, brzmią jeszcze bardziej obcesowo. Ten bonus to cudowny seks, łączący dobrych przyjaciół, którzy nie chcą rezygnować z seksu, ale mają dość emocjonalnego angażowania się.
Profesor Timothy R.Levine, który przebadał ochotników z Wayne State University, jest zdania, że 60% ankietowanych przynajmniej raz w życiu znalazło się w relacji „friendship with benefits". Okazało się też, że jedna dziesiąta takich związków przekształciła się potem w typowe relacje miłosne, a jedna trzecia zaprzestała uprawiania seksu, nie kończąc przyjaźni. Około 25% respondentów całkowicie zerwało więzi, zarówno emocjonalne, jak i seksualne. Pytani o motywy nawiązywania relacji „przyjaźni z bonusem” studenci odpowiadali: „Nie chcę stałego związku”, „Potrzebuję seksu', 'To jest łatwiejsze niż tradycyjna relacja” .
- Ludziom odpowiadają takie relacje, ponieważ nie chcą się angażować. Taki związek jest postrzegany jako bezpieczny, przynajmniej na początku - wyjaśnia prof. Levine. Seksuolog i psycholog, Radosław Jerzy Utnik jest zdania, że układ „friends with benefits” nie jest wynalazkiem ostatnich czasów: - Współczesna nazwa ma za zadanie utrzymać w ryzach związek różniący się od pozostałych tym, że partnerzy nie mieszkają razem (ani nie zamierzają zamieszkać) i na obecnym etapie życia potrzebują nacieszyć się jeszcze wolnością – uważa psycholog.
- W późniejszych latach życia potrzebujemy zazwyczaj więcej stabilności i przewidywalności, więc związek przyjaciół z benefitami może przeistoczyć się we wspólne zamieszkiwanie, oczywiście tylko wówczas, gdy oboje partnerzy są gotowi na modyfikację zasad panujących w ich relacji. Radosław Jerzy Utnik uważa, że od współzamieszkiwania do klasycznej rodziny droga niedaleka. , Należy jednak pamiętać, że istnieją też związki osób nie planujących posiadania potomstwa, potrafiących zachować dystans do siebie i realizować swoje indywidualne pasje i zainteresowania, a których wspólne życie sprowadza się właśnie do przyjaźni, współżycia seksualnego i… zaangażowania na takich właśnie zasadach – rozumianego jako chęć dalszego trwania związku. W Polsce zjawisko „przyjaciół do seksu” nadal postrzegane jest jako dość egzotyczne. „To nigdy nie wychodzi. Nie ma takiej opcji. Prędzej czy później laska chce iść na kolację, zacznie ci sprzątać w chacie (co nie jest złe) i pyta, czy chcesz poznać jej przyjaciółkę. P..tolę taki
układ”, pisze Daro_man na jednym z „męskich” forów internetowych.
Inni gentlemani również uważają, że łóżkowi przyjaciele to kolejny miejski mit. Inni żądają uściślenia, o co chodzi i czym się różni przyjaciółka do łóżka od panienki do łóżka. „Mam się przyjaźnić z panną? Po jaką cholerę, z tego są tylko kłopoty”, ripostuje Bigtool_79. Anonimowi internauci z męskiego forum, piszą, że takie rzeczy to tylko na filmach i w Ameryce. W pewnym sensie mają rację, bo w Polsce nadal nie ma zbyt wielu par, które decydują się na przyjaźń z bonusem. Niektórzy uważają, że to zbyt wyzwolone, zbyt niemoralne i nie na polskie warunki.
- Można powiedzieć, że byłam w takim związku – przyznaje niechętnie trzydziestoletnia Patrycja, dziś mężatka i przyszła mama, ale jeszcze trzy lata temu zdeklarowana singielka. - Pracowałam w agencji reklamowej, a tam było dużo ludzi, którzy skupiali się wyłącznie na pracy lub dobrej zabawie i nie chcieli się angażować. Patrycja opowiada, że wśród chętnych na układ przyjaźni z dodatkiem, a właściwie na sam dodatek, było tyle samo dziewczyn, co facetów. Arek, którego Patrycja poznała w pracy, był grafikiem, trochę performerem i artystą, któremu nie przeszkadzało, że po seksie Patrycja nie ma ochoty jeść lodów ani oglądać telewizji. – Kiedy było po wszystkim, a seks był świetny – podkreśla Patrycja - Arek brał prysznic, brał łyk soku z lodówki, czasem szybkie espresso i już go nie było. Czasem dodawał: „Zadzwoń, gdy będziesz chciała”. Gdy Patrycja i Arek widywali się na firmowych imprezach, pili razem drinka, a on czasem odprowadzał ją do domu i zostawał na godzinę, półtorej.
- Kiedyś oboje poczuliśmy, że zaczynamy wychodzić poza bezpieczne ramy układu: zaczęliśmy np. gadać godzinami przez telefon, robić sobie prezenty i sceny zazdrości, a przecież miał być tylko seks. No i jakoś się to skończyło po roku – wspomina Patrycja swoją „ekstra przyjaźń” i nie uważa, że było to coś zdrożnego. Po prostu, taki etap w życiu. Radosław Jerzy Utnik zaznacza, że korzyścią wynikającą ze związku „friends with benefits” jest nie tylko zaspokojenie potrzeb seksualnych czy potrzeby przyjaźni: - To również trening pozostawania w związku seksualnym z drugą osobą, przeprowadzany w stosunkowo bezpiecznych warunkach. Zakończenie związku „friends with benefits” nie boli tak bardzo, jak klasycznej relacji romantycznej. Identyfikacja swoich potrzeb związanych z uczestnictwem w związku seksualnym oraz słabszych stron swojej osobowości pozwala na modyfikację zachowań, a więc na dokonywanie trafniejszych wyborów partnerów w przyszłych związkach oraz doskonalenie się w roli partnera.
Seksuolog uważa, że związek „friends with benefits” może być więc czymś w rodzaju zaprawy, prowadzącej do nawiązania udanego i trwałego związku na życie, oczywiście niekoniecznie z tym samym parterem.
- Bardzo łatwo przekroczyć granicę między przyjaźnią z bonusem, a zwykłym związkiem. Gdy jest za dużo przyjaźni, po prostu tworzy się miłość – mówi Iwona, która wolałaby mieć zwykłego chłopaka, ale ani nie ma na to czasu, ani nie spotkała tego jedynego. Dlatego trzydziestopięcioletnia organizatorka wesel cieszy się od czasu do czasu towarzystwem Iana, Amerykanina mieszkającego w Polsce, który „jest czysty, zorganizowany i nie zawraca głowy duperelami”. Iwona i Ian spotykają się raz w tygodniu, czasem częściej. Piją wino, jedzą sushi, gadają o pracy i idą do łóżka. – Ujął mnie tym, że postawił sprawę jasno i pokazał mi wyniki badań lekarskich. Ustaliliśmy też, że przestajemy się spotykać, gdy któreś z nas się zakocha.
No hard feelings – Iwona wie, że nie jest romantyczką i wini za to swoją pracę. - Na co dzień mam do czynienia z taką ilością miłości w różnym wydaniu, że aż mi się wylewa uszami. Poza tym w mojej branży spotykam głównie gejów-monogamistów: projektantów, kwiaciarzy, wizażystów, no i kobiety. To szczęście, że mam Iana, a nie jak moje koleżanki, męża-lenia i wibrator w szafce przy łóżku.
Iwona swoim racjonalnym ujęciem problemu doskonale wpisuje się w modelowy charakter bonusowej przyjaciółki. Trójka amerykańskich badaczy, trzy lata temu przeprowadziła badania, na podstawie których nakreśliła stereotyp osoby, która chętnie wchodzi w relacje typu „friends with benefits”. Z badań Puentes, Knox i Zusman wynika, że jest to zwykle hedonista-realista, o silnej osobowości i dominującym charakterze. – Cała ja – zgadza się Iwona. - Chociaż tak naprawdę to chciałabym się wreszcie zakochać, mieć męża i robić mu pomidorową. A „ten jedyny? – zastanawia się Iwona. – Może być taki jak Ian, czemu nie…
(alp/pho)