Blisko ludziSeks w wersji 60+

Seks w wersji 60+

Nie spodziewałam się, że będę jeszcze kiedyś z mężczyzną, ale jak już jest, to okazuje się, że tam wszystko działa, jak należy. Trzy kobiety i specjaliści opowiadają o temacie tabu – seksie w dojrzałym wieku

02.09.2014 | aktual.: 05.09.2014 15:25

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Nie spodziewałam się, że będę jeszcze kiedyś z mężczyzną, ale jak już jest, to okazuje się, że tam wszystko działa, jak należy. Trzy kobiety i specjaliści opowiadają o temacie tabu – seksie w dojrzałym wieku.

Według badań seksuologa Zbigniewa Lwa-Starowicza, większość kobiet po 50. roku życia ma ochotę na seks. „Raport o seksualności Polaków” z 2002 roku pokazuje, że 41 proc. emerytów przyznaje się do aktywnego życia seksualnego, a 15 proc. chciałoby je prowadzić, ale nie ma partnera.

Z rówieśnikiem

Anna jest pogodną, wiecznie uśmiechniętą brunetką. Ma 60. lat, prowadzi własny gabinet stomatologiczny. Miesiąc temu wzięła ślub z Romanem, po ośmiu miesiącach znajomości. Roman jest lekarzem chirurgiem, ma 62. lata. Poznali się w Sylwestra. – Powiedział, że zakochał się we mnie od pierwszego wejrzenia. Spodobał mi się, bo traktował mnie, jak damę. Prawił komplementy, że taki ładny uśmiech, że mam piękne dłonie, zabierał na długie spacery po starówce. Wszystko to było takie spokojne, romantyczne, odpowiednie do naszego wieku. Wspólna znajoma powiedziała, że to dusza człowiek, który by muchy nie skrzywdził. Po pół roku znajomości się oświadczył: „Aneczko, nie mamy czasu do stracenia, a widzisz, że nam dobrze razem. To może ślub, bo bardzo bym pragnął, żebyś była moją żoną”.

Anna ma trójkę dorosłych dzieci. Mąż zostawił Annę, kiedy najmłodsza córka miała 4. lata. - Wyjechał na kongres do USA i już nie wrócił. Napisał list, że układa sobie po drugiej stronie oceanu nowe życie. Byłam w bardzo trudnej sytuacji, sama z trójką dzieci w podobnym wieku. Musiałam im zastąpić tatę, bo ojciec nie utrzymywał z nimi żadnego kontaktu, oprócz paczki raz w roku na Boże Narodzenie. Przez te wszystkie lata nie miałam głowy do myślenia o nowych spodniach w domu. Wiadomo, jak to jest. Może i ktoś się koło mnie kręcił, ale nie zwracałam uwagi – opowiada Anna. - Kiedy dzieci się usamodzielniły, zaczęłam prowadzić bujniejsze życie towarzyskie. Moje koleżanki, na emeryturze, miały dużo wolnego czasu. A to do kina poszłyśmy, a to na spotkanie czy odczyt, a to na dancing. Na wakacje też jeździłyśmy razem. Nie czułam się samotna, bo dzieci w tym samym mieście, było do kogo się odezwać.

Dzieci Anny zaakceptowały to, że w jej życiu, po wielu latach, pojawił się mężczyzna. - Obawiałam się, że będą krytykować nasz związek, ale najmłodsza córka wiele razy żartowała: „Muszę ci znaleźć jakiegoś adoratora, żebyś na starość nie siedziała nam na głowie.” A jak już był ten adorator, to razem z braćmi bardzo pomagali mi w organizacji ślubu. Chyba się cieszą, że kogoś mam. Że nie będę sama. Że jesteśmy szczęśliwi. Roman jest podobny do mnie. Też interesuje się nauką, jeździ na kongresy. Dba o zdrowie, chodzimy na nordic walking. W sypialni jest tak na spokojnie. Powolutku się przyzwyczajaliśmy do siebie. Ja już zapomniałam, co to znaczy seks, ale Roman cierpliwie czekał. Dla niego to wszystko było bardzo naturalne, skoro się kochamy, dobrze czujemy, to będziemy też jak prawdziwy mąż i żona razem w sypialni. „Aneczko, jaka ty jesteś piękna i młoda” mówi za każdym razem, kiedy kładziemy się do łóżka. Ja w długiej, eleganckiej koszuli nocnej. Nie lubię mu się pokazywać nago, ciało – chociaż jestem
szczupła – ma już swoje lata. Wolę, jak trochę jest odkryte, na przykład piersi, które wciąż dobrze się trzymają, a trochę zakryte. Roman to akceptuje, bardzo się do mnie dopasował. Wie, że lubię, jak pali się mała lampka, wie, że lubię się długo całować. Seks mamy raz w tygodniu, dużo jest w tym śmiechu i zabawy. On mi się podoba jako mężczyzna, nie ma brzuszka, nie ma siwych włosów, ma taką elegancką urodę. Nie spodziewałam się, że będę jeszcze kiedyś z mężczyzną, ale jak już jest, to okazuje się, że tam wszystko działa jak należy. Nie ma się co wstydzić.”

Z młodszym

Barbara niedawno skończyła 45. lat. Wygląda na co najmniej pięć lat mniej. Wysoka, kobieca, naturalna blondynka. Zawsze na obcasach, ulubiony, czerwony lakier na paznokciach, starannie ułożone, długie włosy, dobre perfumy. Szybko mówi i chodzi, tryska energią. Szczupła, 5 razy w tygodniu biega na jogę, basen lub siłownię. Faceci oglądają się za nią, bo uwielbia krótkie, seksowne sukienki, a nóg mogłaby jej pozazdrościć niejedna o kilkanaście lat młodsza kobieta.

- Nie odmładzam się na siłę. Owszem, korzystam z tych wszystkich botoksów, kwasów, laserów, ale z umiarem. Kiedy ktoś pyta, ile mam lat, zawsze mówię prawdę, bo wiem, że wyglądam o wiele młodziej – mówi.

Amerykańscy socjolodzy nazwaliby ją typową kuguarzycą – zamożną, dojrzałą kobietą, która korzysta z życia pełnymi garściami. Również erotycznego. Barbara podjeżdża do modnych restauracji mercedesem, który kupiła sobie sama na ostatnie urodziny. Prowadzi własną firmę konsultingową w Warszawie, zatrudnia zespół ludzi. Typowa kobieta sukcesu, która własną, ciężką pracą, doszła do wszystkiego, co ma. A ma sportowy samochód, dwa domy i apartament w modnym wieżowcu w centrum miasta, dwa razy w roku bajeczne wakacje po drugiej stronie świata. Barbara jest rozwiedziona, a w spadku po poprzednim mężu pozostał jej dorastający syn, od dwóch lat na uczelni w USA.

- Z mężem poznaliśmy się na studiach i szybko zostaliśmy małżeństwem. On stateczny, obowiązkowy, rówieśnik. Wspólnie prowadziliśmy biznes. Jak to w życiu, bywały wzloty i upadki, ale szybko udało się nam uzyskać wysoki status materialny i nie mieliśmy większych problemów. Przez całe lata miałam w nim oparcie i byłam przekonana, że na starość będziemy siedzieć przy jednym kominku, gdzieś w alpejskiej wiosce. Barbara rozwiodła się trzy lata temu. Z orzeczeniem o jego winie. Wina? Kobieta na boku. – W zupełnie niespodziewanym momencie, poprosił mnie o rozwód. Byłam w takim szoku, że przez rok nie wychodziłam z domu. Depresja, rozpacz, gryzłam ścianę. On nie pozostawił żadnych złudzeń – to nie był przelotny romans z sekretareczką tuż po studiach. Poznał miłość swojego życia, kobietę, która go bezwarunkowo wspiera. Po roku doszłam do wniosku, że jeśli nadal będę się nad sobą użalać, skończę jako zgorzkniała, samotna, porzucona kobieta. I to porzucona nie dla młodszej! Rzuciłam się w wir zabawy i robienia rzeczy,
na które wcześniej nie było czasu, albo nie wypadało ich robić. Teraz miałam na wszystko ochotę.

Kurs windsurfingu? W godzinę jestem spakowana na wyprawę. Kurs pilota szybowców? Byłam najbardziej odważnym uczestnikiem, a panowie uwielbiali mój dowcip. Zabawa do białego rana? Młodsze koleżanki pokazały mi najlepsze kluby w mieście. O nie, nie ustępowałam im w szaleństwach na parkiecie.

Mężczyźni? - Było kilka przelotnych romansów z mężczyznami poznanymi w internecie, ale chyba bardziej dlatego, żeby pokazać eks, że ja też potrafię kogoś zdobyć. Zawsze lubiłam seks, więc nie widziałam powodu, żeby sobie odmawiać.

Barbara poznała Tomasza, swojego obecnego partnera na urodzinach u wspólnej znajomej. Szarmancki, zadbany brunet. Dwadzieścia lat młodszy.
- Nie zwróciłam na niego uwagi, ale poprosił mnie do tańca i przez cały wieczór nie odstępował na krok. Potem były kwiaty, telefony, zaproszenia do teatru i restauracji. Bawiłam się tą adoracją i nie pozwoliłam zbliżyć na krok, bo sądziłam, że szybko się znudzi. Ale on był wytrwały. Przekonywał, że się zauroczył, wpatrywał jak w obrazek. Po miesiącu takich podchodów kolejna randka zakończyła się w moim apartamencie. On był pełen entuzjazmu, a mnie kręciło podniecenie w jego oczach. Nie dał mi zasnąć przez całą noc. Zaczął się okres szalonego seksu. On niecierpliwy, nieokrzesany, pełen wigoru. Zawsze uważałam się za atrakcyjną babkę, ale nie byłam pewna, jak zareaguje o tyle młodszy mężczyzna, więc byłam troszkę onieśmielona. Ale tylko za tym pierwszym razem. On zachwycał się tym, że jestem trzy razy bardziej zadbana od jego rówieśniczek. Na dodatek od wielu lat nie miałam w sypialni mężczyzny o takim samym temperamencie, jak mój, więc cóż… unosiłam się metr nad ziemią.

Po pół roku spotkań, przedstawiłam go rodzinie i przyjaciółkom. Były zachwycone, słuchając moich relacji z kolejnej gorącej nocy. „Co ci zależy, nawet jeśli nie będzie to długo trwało, to przynajmniej będziesz dobrze się bawić. Dosyć się nacierpiałaś.” Starsza siostra pukała się w czoło: „To najmniej odpowiedni dla ciebie facet! On na dorobku, ty z własną firmą. Jaka jest między wami równość finansowa? Nie dość, że młodszy, to jeszcze nie wygląda na swój wiek. Wiesz, że niektórzy mogliby pomylić go z twoim synem – kiwała głową. A ja miałam na to tylko jedną odpowiedź – skoro nie wyszło mi z mężczyzną, który miał wszelkie cechy ku temu, żeby być moim mężem do grobowej deski, to teraz nie będę zważać na stereotypy.” Po roku znajomości i jego nieustającej fascynacji, ba, nawet małych scen zazdrości, sama zaangażowałam się emocjonalnie. No cóż, namiętny seks, który mamy, jest dowodem na to, że układ starsza-młodszy, ma swoje ogromne zalety.

Na stałe

Paweł i Karolina mają po 50. lat. Dorosłą córkę, która założyła już własną rodzinę. Pracują zawodowo, prowadzą małe biuro wynajmu nieruchomości. – Między nami bywało bardzo różnie. Na początku byliśmy jak para hippisów, która mogła kochać się zawsze, wszędzie i o każdej porze. Na studiach prowadziliśmy szalone życie, zdarzały się nam różne eksperymenty. Po tym, jak urodziłam dziecko, przytyłam 20 kilo i zupełnie straciłam ochotę na seks – opowiada Karolina. – Tym bardziej, że miałam zagrożoną ciążę i ciężki poród. Długotrwały stres i trauma skutecznie stłumiły mój bujny temperament.
- Żona nie dość, ze zachowywała się inaczej, to jeszcze wyglądała inaczej. Dobrze, że ja miałem wtedy tak dużo pracy i byłem tak zmęczony, że sam nie miałem czasu myśleć o seksie. Przez niemal dwa lata praktycznie była posucha. Dopiero, kiedy córka trochę podrosła i poszła do przedszkola, zaczęliśmy regularnie uprawiać seks – dodaje Paweł. - To jednak nie było to samo, długo walczyłam o powrót do mojego dawnego ciała, nie mogłam się odnaleźć w łóżku tak, jak kiedyś. Rozpraszał mnie płacz dziecka, byłam przede wszystkim mamą.
- Potem ja przez kilka lat miałem problemy z kręgosłupem. Zwijałem się z bólu, a siedząca praca nie pomagała. Brałem leki, które wpływały na potencję, ale Karolinie jakoś to nie przeszkadzało. Byliśmy jak sprawnie działające przedsiębiorstwo, do tego zachorowała mama Karoliny i żona dużo czasu spędzała pomagając jej. Ze mną było niewesoło, specjalista skierował mnie na operację, która sprawiła, że moje dolegliwości minęły. Odzyskałem wigor. Czułem się spokojny, firma zaczęła się świetnie kręcić, córka poszła do liceum, miała własny świat.
- Nagle okazało się, że mamy sporo więcej czasu niż kiedyś, oboje pierwsze siwe włosy na głowie, ale w końcu psychiczny luz. Nie musimy rano zrywać się do pracy. Wnuków jeszcze nie ma. Przypomniałam sobie, jak dobrze nam było kiedyś, nie wiem, chyba coś się stało z moim libido, bo zaczęłam uwodzić męża, tak jak kiedyś – śmieje się Karolina.
- Żona nie dość, że wygląda lepiej niż 10 lat temu, to jeszcze jest dla mnie w łóżku bardzo dobra. Kochamy się teraz średnio trzy razy w tygodniu, ale nie o częstotliwość chodzi. Doskonale znamy nasze ciała, wiemy, co lubimy, a czego nie. Nie gonimy cały czas za czymś, a to bardzo sprzyja życiu intymnemu. Żartujemy, że teraz jesteśmy lepsi w łóżku, niż kiedy mieliśmy po 20 lat, ale taka jest prawda. Może nie jestem zawsze w formie, może nie zrobimy już tych wszystkich akrobatycznych pozycji, co kiedyś, ale doświadczenie pozwala nam cieszyć się zupełnie nowymi smakami w seksie. Gdyby ktoś powiedział mi kilkanaście lat temu, że tak może być, to bym nie uwierzył. Wtedy uważałem, że w naszym wieku, będziemy co najwyżej siedzieć wspólnie przed telewizorem.

Ela Prochowicz/eksmagazyn.pl