Śmietana - letni rarytas
Śmietana powraca latem! Staje się niezastąpiona, ukochana i pożądana. Jesienią czy zimą wszyscy oskarżają ją o najgorsze przestępstwa: ma za dużo kalorii, podwyższa cholesterol, rujnuje żołądek. Jednak gdy nadchodzi wakacyjny czas truskawek, lodów, serników na zimno i chłodników, nikt nie pamięta grzechów śmietany. Sprzedaż rośnie, a wraz z nią centymetry w naszych biodrach.
22.07.2013 | aktual.: 22.07.2013 22:03
Śmietana powraca latem! Staje się niezastąpiona, ukochana i pożądana. Jesienią czy zimą wszyscy oskarżają ją o najgorsze przestępstwa: ma za dużo kalorii, podwyższa cholesterol, rujnuje żołądek. Jednak gdy nadchodzi wakacyjny czas truskawek, lodów, serników na zimno i chłodników, nikt nie pamięta grzechów śmietany. Sprzedaż rośnie, a wraz z nią centymetry w naszych biodrach.
Jeśli ktoś używa do kawy jedynie mleka z obniżoną zawartością tłuszczu, a na co dzień jada jogurty lub kefiry, to każda śmietanka może go – na szczęście tylko w przenośni – przyprawić o zawał serca. Jej moc polega bowiem na zawartości tłuszczu. A w tym wypadku nie ma żadnych ustępstw. Dwanaście procent to w tym wypadku wersja najbardziej „light”. Potem nagle mamy skok do osiemnastu procent, a wersja najcięższa to oczywiście uwielbiana przez wszystkich „trzydziestka”. Trzydziestoprocentowa śmietanka świetnie się ubija, nadaje kawie niepowtarzalny aksamitny smak, a zupom gęstość. Jej zatwardziałym wielbicielom nie przeszkadzają nawet - ujawniające się tu i ówdzie - niezbyt apetyczne oka tłuszczu. Bez takiej śmietanki nie sposób bowiem wyobrazić sobie przepysznych deserów, szczególnie latem.
Śmietana w Polsce, podobnie zresztą jak masło, przez wiele lat była szczególnym rodzajem luksusu. Niby można ją było kupić wszędzie w charakterystycznych szklanych butelkach, to jednak powszechnie narzekano na jej jakość. Mleczarnie obwiniano o różne śmietanowe machlojki, w tym o dolewanie wody i zawyżanie ilości tłuszczu. Dlatego wielkim wzięciem w Polsce Ludowej cieszyły się rozmaite „wiejskie baby”, które śmietanę przywoziły ze wsi i sprzedawały na rynku w mało higienicznych warunkach.
Moja ciotka miała taką swoją ulubioną „babę”, od której kupowała co tydzień niemalże hurtowe ilości kwaśnej i gęstej śmietany. Śmietana miała dziwny, lekko „krowi” zapaszek, za to – jak mówiło się w domu – można ją było kroić nożem lub ewentualnie jeść łyżką. Taki charakterystyczny śmietanowo-kwaskowy posmak uzyskiwały potem wszystkie sosy (w tym pieczeniowy), zupy (ogórkowa, ziemniaczana, pomidorowa) i desery (brzoskwinie i sernik) przygotowywane przez ciotkę.
W pewnym sensie jest to dla mnie do tej pory smak dzieciństwa. Co ważne, wówczas w ogóle nie przychodziło mi do głowy, że można używać do czegokolwiek śmietanki słodkiej. Nawet jeśli śmietana w butelce była zbyt płynna, to trzeba ją było koniecznie odstawić na kilka dni do „zakwaszenia”. Dopiero potem nadawała się min. do chłodników (z botwinki lub ogórków), do ciasta z truskawkami lub do twarożku z pomidorami i cebulą.
Słodka śmietanka była dla mnie prawdziwym odkryciem i... kulinarną rewolucją. Co ciekawe, odkrycia tego dokonałem dzięki włoskiej kuchni, a dokładniej - rzymskiej. Matka mojego kolegi, rzymianka z dziada pradziada, hojnie szafowała tłustą i słodką śmietanką. Bez niej nie mógł się obyć żaden przygotowywany przez nią sos do makaronu. Pomijam tutaj klasyczne spaghetti carbonara. Jej dyżurnym daniem było bowiem „penne pesto”. W tym wypadku makaron mieszała z klasycznym, zielonym pesto genovese i do tego dolewała śmietanki i trochę oliwy. Efekt był zaskakujący, smaczny i oczywiście zabójczo kaloryczny.
Według dietetyków najmniej kalorii zawiera śmietanka do kawy, czyli niewiele ponad 100 kalorii w łyżce. Czym więcej tłuszczu, tym więcej kalorii. Śmietana dwunastoprocentowa to prawie 300 kalorii, a osiemnastoprocentowa to ponad 400 kalorii w jednej łyżce. Jeśli ktoś decyduje się na „trzydziestkę”, to niech pamięta, że łyżka takiej śmietanki zawiera prawie 700 kalorii. Czyli właściwie tyle samo ile... pół pizzy!
Maciej Kucharski (mk/mtr), kobieta.wp.pl