Terror mamusi
“Chciałam wymigać się od Świąt w tym roku i nie jechać do matki”, opowiada mi znajoma z pracy. Matka mieszka prawie trzysta kilometrów stąd, a ja i mój brat to lepiej czujemy się w Warszawie niż tam u nas w rodzinnym miasteczku. Nie ma tam nic do roboty. Można się co najwyżej w lesie bez GPS-a zgubić. Jak się matka dowiedziała, że nie chcemy do niej jechać, to poinformowała nas, że wsiada w Polski Bus i będzie u nas z walizką jedzenia.”
24.12.2013 | aktual.: 27.12.2013 10:47
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
“Chciałam wymigać się od Świąt w tym roku i nie jechać do matki”, opowiada mi znajoma z pracy. Matka mieszka prawie trzysta kilometrów stąd, a ja i mój brat to lepiej czujemy się w Warszawie niż tam u nas w rodzinnym miasteczku. Nie ma tam nic do roboty. Można się co najwyżej w lesie bez GPS-a zgubić. Jak się matka dowiedziała, że nie chcemy do niej jechać, to poinformowała nas, że wsiada w Polski Bus i będzie u nas z walizką jedzenia.”
Dlaczegóż niektórzy odczuwają taki terror świąt? Że są w stanie znieść najgorsze sytuacje towarzyskie po to tylko, by raptem dwóch wieczorynek nie spędzić samemu/samej? Na co dzień samotne wieczory to standard - nowy serial HBO, kieliszek winka, wciągająca powieść norweska. Wcześniej dla formy jogging w parku.
Znam ludzi, których z rodzeństwem nic nie łączy a nagle ładują za wspólnym stołem. Znam osobę, która cały rok unika kontaktów z matką, bo tak się kłócą, że właściwie nie rozmawiają, a warczą na siebie jak śliniące się buldogi. Mimo to wspólnie żują rozmrożone pierogi, zagryzają makowcem pełnym spulchniaczy i popijają zwietrzałe winko z mamusinej meblościanki. Sami nic nie ugotowali, niech matka tyra, sama chciała, prawda?
Matka mojego znajomego z kolei przez trzydzieści lat była tak zajęta swoją karierą i swym bujnym życiem towarzyskim, że na więź z synem nigdy czasu nie miała. Podczas Wigilii notorycznie zapominała, że nie jada on ryb słodkowodnych i wpychała mu na talerz karpia, mówiąc; “Może rybkę syneczku, no zjedz skarbeńku rybkę, galareta mi się ścięła ładnie tym razem”.
Święta dla wielu osób są tak traumatyczne, że potem muszą brać trzy dni urlopu albo trzy sesje u psychologa. Najsmutniej bawią się mężowie z od lat niekochanymi żonami. Na co dzień nie jadają wspólnie kolacji, bo mąż ma kochanki, a żona przyjaciółki i kochanków. A tu nagle dwa dni z rzędu muszą odgrywać szopkę przed teściami i dorosłymi dziećmi, które i tak wolałyby Wigilię spędzić na fejsie niż z nudnym starym.
Czy wśród zwierząt też jest tylu masochistów? Spytam wkrótce faunę zamieszkującą Maderę, bo na Maderę uciekam przed terrorem polskich świąt. Tylko czy na Maderze zwierzęta mówią po portugalsku? Znów nic nie zrozumiem.