Turystyka aborcyjna Polek
26.08.2010 15:08, aktual.: 26.08.2010 16:39
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Ustawa antyaborcyjna jest nieskuteczna, w Polsce działa podziemie
aborcyjne, a co roku kilkadziesiąt tysięcy Polek przerywa ciąże za granicą - przekonują
organizatorzy wysłuchania obywatelskiego na temat turystyki aborcyjnej Polek, które odbyło się
w Sejmie.
Ustawa antyaborcyjna jest nieskuteczna, w Polsce działa podziemie aborcyjne, a co roku kilkadziesiąt tysięcy Polek przerywa ciąże za granicą - przekonują organizatorzy wysłuchania obywatelskiego nt. turystyki aborcyjnej, które zorganizowano w Sejmie. Spotkanie zorganizowała Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny oraz poseł niezależny Marek Balicki.
"Często mówi się, że obecna ustawa jest kompromisem. Nie jest i nigdy nie była. Ustawa antyaborcyjna w Polsce jest najlepszą ilustracją problemu braku świeckości państwa i tego, że państwo przy tworzeniu prawa kieruje się przesłankami religijnymi, podczas gdy powinno zachować bezstronność i uznać pluralizm światopoglądu oraz wyznania i tworzyć prawo na podstawie wartości akceptowalnych dla wszystkich" - mówił Balicki.
Podkreślił, że ustawa najbardziej godzi w kobiety, naruszając ich prawo do podejmowania decyzji, jest przy tym niesprawiedliwa, bo uprzywilejowuje kobiety bardziej zamożne. Balicki podkreślił, że ustawa jest nieskuteczna, a utrzymywanie jej w obecnym kształcie jest hipokryzją i przymykaniem oczu na fakt, że aborcja istnieje, mimo zakazu. Jego zdaniem liberalizacja ustawy jest nieuchronna, pytanie tylko: kiedy to nastąpi. "Każda publiczna dyskusja na ten temat nas do tego przybliża" - zaznaczył.
Szefowa Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny Wanda Nowicka przekonywała, że turystyka aborcyjna jest zjawiskiem coraz bardziej powszechnym. "Z jednej strony cieszymy się, że kobiety wyjeżdżają za granicę, gdzie mają dostęp do usług najwyższej jakości i są dobrze traktowane, ale one powinny mieć taką możliwość tutaj w kraju" - mówiła.
Dodała, że problem ustawy nie zakończył się, gdy została przyjęta - on się dopiero wtedy rozpoczął. "Temat nie jest zamknięty, on jest otwarty i ta ustawa musi zostać zmieniona" - podkreśliła Nowicka.
"Aborcja jest najczęściej wykonywanym zabiegiem chirurgicznym w ginekologii i położnictwie, niezależnie od tego, czy jest legalna czy nie. Delegalizacja aborcji prowadzi do powstania podziemia, natomiast wcale nie wpływa pozytywnie na liczbę urodzeń, bo dzieci rodzą się zazwyczaj z ciąż chcianych. Także w Polsce zdelegalizowanie aborcji nie przyczyniło się do wzrostu urodzeń" - przekonywał dr Christian Fiala z Austrii, dyrektor Gynmed Clinic for Contraception and Abortion w Wiedniu i Salzburgu, założyciel i dyrektor Muzeum Antykoncepcji i Aborcji.
Zwrócił uwagę, że najniższa liczba aborcji jest w tych krajach, gdzie powszechnie stosowana jest antykoncepcja. "W Holandii liczba aborcji jest jedną z najniższych, bo robi je się tylko wtedy, gdy jest jakiś wypadek w antykoncepcji" - przekonywał. Podkreślił, że kobiety są płodne przeciętnie przez 35 lat. "Nam, mężczyznom trudno zrozumieć, jak trudno jest się właściwie przez cały ten czas zabezpieczyć. Wiemy, jak trudno jest jeździć bezwypadkowo samochodem przez 35 lat, więc możemy zrozumieć, jak trudno przez 35 lat bezwypadkowo stosować antykoncepcję" - mówił.
W ocenie uczestników konferencji, co roku kilkadziesiąt tysięcy Polek dokonuje aborcji za granicą. Decydują się na to m.in. z obawy przed przeprowadzeniem nielegalnej aborcji w Polsce, często w niewłaściwych i niebezpiecznych dla zdrowia warunkach, a także bojąc się stygmatyzacji.
Zdaniem Katarzyny Waniek, która pracuje jako doradca w zakresie świadomego planowania rodziny i zdrowia reprodukcyjnego w klinice Gynmed w Wiedniu, główna przyczyna przeprowadzania aborcji za granicą to potrzeba przeprowadzenia go w sposób bezpieczny oraz fakt, że zabieg jest nielegalny w kraju.
"Ceny aborcji w Polsce są bardzo wysokie, dlatego kobiety wolą wyjechać za granicę i zrobić to legalnie, zwłaszcza że zabieg przeprowadzany legalnie w dobrych warunkach jest na ogół bezpieczny. Większość z nich decyduje się na zabieg ze względu na sytuację obecną, chciałyby mieć możliwość zajścia w ciążę w przyszłości" - mówiła.
"Żadna kobieta nie przerywa ciąży dla przyjemności, tylko z tych czy innych powodów czuje się do tego zmuszona" - podkreślił dr Janusz Rudziński z Niemiec, kierownik oddziału Onkologii Ginekologicznej, Specjalnej Ginekologii Operacyjnej i Chirurgii Estetycznej w klinice w Prenzlau.
Jak dodał kobiety, które przyjeżdżają do jego kliniki, aby przerwać ciążę, pochodzą z całej Polski, mają od 16 do 48 lat, są na ogół wykształcone, dobrze sytuowane, ich wiedza o antykoncepcji jest dobra, zaszły w nieplanowaną ciążę przez przypadek; proste kobiety ze wsi stanowią wyjątki.
"90 proc. kobiet jest zastraszonych, że już nigdy nie zajdą w ciążę, ale mimo to przyjeżdżają. Jest grupa kobiet, które są w ciąży z uszkodzonym płodem, mają prawo do legalnej aborcji w Polsce, ale przyjeżdżają, w obawie przed stygmatyzacją, poza tym często trudno znaleźć lekarza, który by przeprowadził zabieg" - mówił dr Rudziński.
Obowiązująca od 1993 r. ustawa dopuszcza aborcję, gdy ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety ciężarnej, jest duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu lub gdy ciąża powstała w wyniku gwałtu.
Jak wynika z danych resortu zdrowia, w 2008 r. zarejestrowano 499 aborcji. Przyczyną 32 zabiegów było zagrożenie zdrowia lub życia kobiety, a 467 przeprowadzono w wyniku badania prenatalnego wskazującego na duże prawdopodobieństwo nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu. Nie odnotowano żadnego przypadku przerwania ciąży, która byłaby wynikiem czynu zabronionego. Z szacunków Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny wynika, że rzeczywista liczba aborcji wynosi ok. 150 tys. rocznie, z czego 10-15 proc. mogą stanowić zabiegi przeprowadzane za granicą.
Liczby te kwestionują przeciwnicy aborcji. Prezes Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka Antoni Zięba szacuje, że nielegalnych aborcji w Polsce wykonuje się 7-14 tys. rocznie. Przywołał także oficjalne brytyjskie statystyki, według których zaledwie 20 Polek dokonało w zeszłym roku aborcji w Wielkiej Brytanii. Ann Furedi z Wielkiej Brytanii, dyrektorka British Pregnancy Advisory Service zaznaczyła jednak, że choć w oficjalnych statystykach Polki stanowią niewielki procent, nieoficjalnie wiadomo, że stanowią jedną trzecią pacjentek klinik przeprowadzających aborcję.
Zdaniem Zięby "nagłaśnianie nieprawdziwych danych to element ideologicznej walki o legalizację aborcji w Polsce". Podkreślił przy tym, że walka ta jest prowadzona wbrew opinii społecznej, ponieważ badania pokazują, że społeczna akceptacja dla przerywania ciąży jest z roku na rok coraz mniejsza.
W czasie wysłuchania przed Sejmem demonstrowało kilkunastu przeciwników aborcji. Trzymali transparenty z wizerunkami zakrwawionych ludzkich płodów i napisami: "Aborcja dla Polek. Zalegalizowana przez Hitlera 9 marca 1943 r.", "Biznes aborcyjny. Kto zarabia na zabijaniu?".
Organizatorzy pikiety z Fundacji Pro przekonywali, że z faktu, że Polki poddają się aborcji za granicą nie wynika, że należy im ułatwić dokonywanie aborcji w Polsce. "Zabijanie dzieci jest zbrodnią. Jeśli jest dokonywane na masową skalę, jest ludobójstwem. Fakt dokonywania ludobójstwa w wielu krajach europejskich nie jest powodem legalizowania ludobójstwa w Polsce. Naszym obowiązkiem jest upominanie się o życie każdego niewinnego człowieka" - podkreślił Mariusz Dzierżawski z Fundacji Pro.(PAP)