Uzależnieni od romansów
- Ten romans ciągnie się już od pięciu lat. Bywa, że nie rozmawiamy ze sobą przez rok, a później na nowo wybucha silna namiętność i nie potrafię się powstrzymać. On ma żonę, dziecko i wiem, że nie jestem jego jedyną kochanką, ale przez rok nie miałam o tym bladego podejścia. Teraz tkwię w tym tak mocno, że trudno jest mi o nim zapomnieć – opowiada 35-letnia Monika. Wciąż nie może przestać się z nim spotykać, choć widzi, że takiemu mężczyźnie nie wolno zaufać. Uzależnieni od seksu? Raczej od flirtowania i zdobywania.
12.03.2013 | aktual.: 12.03.2013 16:04
- Ten romans ciągnie się już od pięciu lat. Bywa, że nie rozmawiamy ze sobą przez rok, a później na nowo wybucha silna namiętność i nie potrafię się powstrzymać. On ma żonę, dziecko i wiem, że nie jestem jego jedyną kochanką, ale przez rok nie miałam o tym bladego podejścia. Teraz tkwię w tym tak mocno, że trudno jest mi o nim zapomnieć – opowiada 35-letnia Monika. Wciąż nie może przestać się z nim spotykać, choć widzi, że takiemu mężczyźnie nie wolno zaufać. Uzależnieni od seksu? Raczej od flirtowania i zdobywania.
Zaczęło się bardzo klasycznie: ona chciała odreagować po rozwodzie, on od razu wspomniał o separacji. Na pierwszą randkę umówili się w restauracji. - Od razu między nami zaiskrzyło. Rozmowa płynęła tak swobodnie, że sama nie wiem, kiedy upłynęły trzy godziny – wspomina Monika.
„Jesteśmy w separacji”
Kolejne spotkanie potrwało już do śniadania. - Wszystko było jak w bajce. W pracy flirtowaliśmy przez smsy lub maile, w weekendy były dla nas. W tygodniu starałam się do niego nie dzwonić. Wiedziałam, że wciąż mieszka z żoną, więc nie dzwoniłam, by jej nie drażnić przed rozwodem. Był wtedy na etapie szukania pracy i nie było go stać na wynajęcie całego mieszkania dla siebie – wyjaśnia Monika.
Z czasem okazało się jednak, że o żadnej separacji nie było mowy. Żona przeczytała kilka maili i bajka się skończyła. – Ja byłam rozgoryczona, czułam się oszukana. On na pewien czas uciął kontakt, wybrał się nawet z żoną na terapię dla par. Wymienialiśmy tylko raz na kilka tygodni, potem miesięcy krótkie wiadomości na zasadzie: co u Ciebie słychać. – Później przechodziliśmy przez różne fazy: czasem nie odzywaliśmy się do siebie przez całe miesiące, a później znowu wyjeżdżaliśmy razem, by spędzić gorący weekend – przyznaje Monika. Wie, że oprócz niej jest jeszcze kilka innych kobiet, ma świadomość tego, że ta relacja ją wyniszcza, ale nie potrafi mu odmówić. – Sama nie wiem, na co liczę. Przecież nawet w sytuacji, w której odszedłby od żony, ciężko byłoby mi uwierzyć w to, że jest tylko ze mną.
„To tylko koleżanka”
Piotrek to młody, przystojny i ambitny chłopak. Wie, że podoba się kobietom, ale twierdzi, że lepiej się czuje w stałym związku, po prostu nie lubi być sam. Z Magdą spędził trzy lata. Mieszkali razem, planowali ślub.
- Byłam bardzo zakochana i miałam wrażenie, że on też. Podobał mi się fizycznie, miał podobne zainteresowania, lubił te same zespoły co ja. Poza tym, że mieliśmy fantastyczny seks, to mieliśmy o czym porozmawiać i jak spędzać czas – śmieje się 28-letnia Magda. Jednak od początku relacji było coś, co ją męczyło. – Często rozmawiał w sieci z różnymi kobietami. Twierdził, że to jego koleżanki. Nie byłam zazdrosna, bo sama też mam sporo kolegów, tyle tylko, że nie rozmawiam z nimi tak często – przypomina sobie Magda. Któregoś dnia jednak jej zaufanie zostało mocno nadszarpnięte. – Leżeliśmy w łóżku, oglądaliśmy film na jego laptopie. Piotrek wyszedł do toalety i powiedział, żebym oglądała dalej, a on zaraz dołączy. Na ekranie pojawiła się wiadomość ze skype’a: „Myślałam dzisiaj o Tobie cały dzień. Jesteś pewien, że będziemy mogli się pobzykać w ten weekend”. Czułam się tak, jakby świat mi się zawalił. Po prostu nie mogłam w to uwierzyć – opowiada Magda. Piotrek powiedział, że lubi czasem poflirtować w sieci z
dawną koleżanką. Przyznał się do tego, że czasem rozmawiają o seksie, opowiadają sobie o tym, co by było, gdyby się spotkali w wiadomym celu. – Nie wiem, możliwe, że faktycznie nie doszło do niczego fizycznie, ale to dla mnie nie ma większego znaczenia. Chodziło o sam fakt prowadzenia tego typu rozmów. Przestałam mu ufać, zaczęłam myśleć, że każda z pozoru niewinna wymiana maili z koleżanką, może wyglądać w taki sposób. Zrozumiałam, że on nigdy nie jest spełniony i potrzebuje takiej dodatkowej uwagi ze strony innych kobiet. Odeszłam po kilku miesiącach – mówi Magda.
„Nie sypiam z nią od lat”
Brzmi jak frazes wyciągnięty z filmu klasy D? Tak, ale okazuje się, że wciąż są mężczyźni, którzy nie boją się użyć takiej historii. Co więcej – to wciąż działa!
Marta, po bolesnym rozstaniu z narzeczonym, długo nie chciała umawiać się na randki. Po rocznej przerwie dała się jednak namówić na kawę czarującemu Przemkowi, którego poznała na imprezie u koleżanki. – Od razu przyznał się, że mieszka z dziewczyną, dlatego nie traktowałam tego w kategorii randki – opowiada Marta. Z czasem jednak okazało się, że nadają na tych samych falach: spotykali się coraz częściej, w ciągu dnia wymieniali sporo smsów. – Któregoś dnia pocałował mnie. Nie wiedziałam jak zareagować. Byłam w szoku. Spojrzał mi prosto w oczy i powiedział: „Zakochałem się w Tobie. Chcę z Tobą być. Zrozumiem, jeśli powiesz nie. Jestem w trudnej sytuacji. Jeśli jednak dasz mi czas, wyprowadzę się i ułożymy sobie życie”.
Okazało się, że mieszkanie, w którym żyli we dwoje, kupili na kredyt – opowiada Marta. Wierzyła, że Przemek potrzebuje trochę czasu na uporządkowanie tak skomplikowanych kwestii, więc cierpliwie czekała. – Serce mi pękało, kiedy po upojnym wieczorze wstawał z łóżka i jechał spać do niej, ale myślałam sobie, że to potrwa jeszcze moment i będzie już tylko mój. Zapewniał mnie, że od dawna się między nimi nie układa, że nie powinnam czuć się winna, bo już od wielu miesięcy nawet ze sobą nie sypiają. Mijały miesiące, a Przemek wciąż się nie wyprowadził. Któregoś dnia Marta dostała smsa od kobiety, z którą mieszkał. „Wiem o Tobie. Czy Ty wiesz, że my planujemy wspólną przyszłość? To już nie jest pierwszy jego romans, ani nie ostatni, ale ja mu wybaczę i nie pozwolę odejść”. Marta nie prosiła o wyjaśnienia, urwała znajomość.
– Nie zgadniesz co się stało! Rok później spotkałam dawną znajomą. Była cała rozpromieniona, twierdziła, że bardzo się zakochała. Opowiadała, że to facet jej życia, ale musi na niego poczekać, bo sytuacja jest dość skomplikowana: wspólny kredyt. Zgadnij, jak się nazywał? – dziś Marta się z tego śmieje i cieszy, że w porę udało jej się uciec z chorego układu, ale takich dziewczyn jest dużo więcej. Nie dajmy się uwieść takim typom, nie myślmy, że przy nas się zmienią…