Wielorodzina
Rodzin, nawet swojej, unikam skutecznie, bo od dziecka zastępują mi ją wybrani przyjaciele, gdyż z natury jestem singlem, bez względu na cztery małżeństwa.
16.11.2010 14:48
Rodzin, nawet swojej, unikam skutecznie, bo od dziecka zastępują mi ją wybrani przyjaciele, gdyż z natury jestem singlem, bez względu na cztery małżeństwa.
Jest to metoda tyle przyjemna, co ryzykowna, szczególnie gdy po czterdziestce wszyscy znajomi mają swoje gniazdka i nagle, z niewiadomych powodów, uważają swoje nieznośne niemowlaki, za bardziej interesującego od premiery w Operze Narodowej, nie mówiąc o mnie i moich wyrafinowanych żarcikach.
Kłębowisko cudzych dzieci i żon, podrzucających sobie potomków na weekendy i ferie, wzbudza moje przerażenie, bo w nosie mam cudze dzieci, a nawet swoje, dlatego nie mam. Trąba powietrzna eks żon i starych mężów z infantylnymi wnuczkożonkami w ciąży, kotłuje się jak stado hipopotamów, a gdzieniegdzie miga zdumione dziecko, które nie wie czyje jest, bo wujków coraz więcej.
Ale nie po to żyjemy w środku Europy w XXI wieku, żeby definitywnie kończyć jakieś związki, skoro można do lokomotywy doczepić kolejne wagoniki. Być może to się kiedyś skończy, bo już podobno wynaleziono środki antykoncepcyjne.
Czasami los rzuci mnie w jakieś stado prokreacyjnych wyczynowców i wtedy siedząc z boku wysłuchuję historii mrożących krew w żyłach, ale tylko mnie, bo reszta uważa swoje sytuacje za zupełnie normalne. Ostatnio z ust znanego scenarzysty, który ma trochę rozrzuconych po różnych samicach, młodych, padło słowo wielorodzina.
Wszyscy pokiwali głowami z uznaniem, a ja nic, ale wypytałam i wiem już czym kaczka wodę pije. To jest przeważnie tak: Prawdziwie fajny facet z towarzystwa, po czterdziestce, ma już dziecko z pierwszą, rozwiedzioną żoną, dwójkę z kochanką, która nie dostała rozwodu, więc jego dzieci noszą nazwisko jej męża i dwójkę z ostatnią, niezamężna konkubiną, która ma już bliźniaki z jego ojcem i córeczkę z jego bratem przyrodnim, bo pochodzą z małego miasta, gdzie nie ma specjalnego wyboru.
Eks żona robi sobie dwoje maleństw z kolegą z klasy, który dla niej rozwodzi się bez problemu ze starą żoną, bo ich „dwójka” już studiuje. Te zamiejscowe staruchy wypadają z gry, do czasu wyczynów prokreacyjnych i zwykle mieszkają na innym kontynencie. Nie chce mi się liczyć, ile z tego bałaganu dzieci, ale życie nie znosi pustki, więc koło fortuny z płaczem niemowlaków w tle, toczy się dalej.
Ten od dwójki na cudze nazwisko, daje alimenty właśnie porzuconej kochance, choć nie musi, bo zakochał się w przeinteligentnej asystentce lat 22, która zaszła z nim w ciążę i chce być wolny jak sokół. W podróży do znajomych milionerów, biorą ślub w murzyńskiej wiosce.
Eks żona rozumie go świetnie, bo też wdała się w romans z dwadzieścia lat młodszym trenerem personalnym i spodziewa się drugiego dziecka. Młody ojciec prze do ślubu, bo chce dostać kabriolet i jeździć nim na uczelnię. Starsza kochanka wzruszona jego uczuciem, przyjmuje ze zdumieniem srebrny pierścionek zaręczynowy, którego wstydzi się jak pies kupy na dywanie.
A w kolejce do dziadzi - Alfa najbliższe przyjaciółki młodej asystentki, które też chcą sobie, w ten najstarszy sposób, zapewnić rentę na najbliższe trzydzieści lat. Ojciec kukułczych jaj ma już dwójkę cudzych, plus swoje oraz dwójkę z konkubiną, jej bliźniaki i córeczkę, poniekąd rodzinę, tak czy siak. Co za radość! Pierwsza żona wzrusza się jego miłością do asystentki, bo ma dokładnie odwrotną sytuację. Razem z eks mężem chodzą popatrzeć, jak ich partnerzy grają ze sobą w tenisa, a potem zabierają ich na lody.
Jakież zdumienie, gdy po trzech miesiącach okazuje się, że od lodów zachodzi się w ciążę. Czyli kolejna kukułka dla miłośnika wielorodzin. Eks żona i asystentka rodzą na jego koszt w tej samej klinice, bo trener personalny okazuje się gejem gołodupcem i ucieka z synem kolegi z klasy, żony czterdziestolatka, który z kłębem w tle, dobiega już pięćdziesiątki. Od tego momentu jest mu wszystko jedno, bo „ wszystkie dzieci nasze są”.
Po kilku wizytach w siłowni i na solarium zaczyna zapładniać koleżanki młodej żonki, z którą za karę, demonstracyjnie nie rozmawia. Nieszczególnie ją to smuci, bo ordynator po dokładnym jej obejrzeniu, postanowił się rozwieść z żoną, która właśnie urodziła bliźniaki.