Blisko ludziZawód: mafioso

Zawód: mafioso

Mówi się, że jednym z pierwszych „wynalazków” ludzkości była przestępczość. Przez lata zorganizowane grupy rozwijały swoje struktury. Dziś możemy już mówić o nowym zawodzie, zawodzie mafioso. W niemal każdym kraju funkcjonują takie grupy. Od włoskiej mafii, po polskie gangi – jakimi metodami się kierują?

Zawód: mafioso
Źródło zdjęć: © Eastnews
Magdalena Drozdek

08.03.2016 | aktual.: 27.04.2016 14:08

Włoska tradycja

O sycylijskich gangach krążą legendy. Pewnie każdy ma jakiś swój obraz włoskiej mafii. „Ojciec chrzestny” ukształtował nasze pojęcie o tym przestępczym światku – pełnym brutalnych mężczyzn, mało znaczących kobiet i rodziny, z którą nie wart zadzierać. Filmowe stereotypy pokazują jednak tylko ułamek prawdziwego życia bossów.

Najlepszym przykładem do pokazania tego, jak wyglądają mafijne rytuały, jest Cosa Nostra. To jedna z największych tego typu organizacji, która działa od lat. Na początku tylko we Włoszech, później wraz z falą emigracji ekonomicznej, jej członkowie rozpoczęli działalność w Ameryce. La Cosa Nostra (Nasza Sprawa) stała się zjawiskiem na ogromną skalę. Po latach obliczono, że w jej strukturach działa blisko 9 tys. osób, z kolei współpracowników ma ponad 25 tys. Obracali alkoholem, narkotykami, rzadziej działali na rynku sutenerów, bo jak uważano jeszcze do niedawna, prawdziwy Sycylijczyk nie trudni się prostytucją.

Do Cosa Nostra nie można tak po prostu dołączyć. Kilka lat temu, podczas oblężenia willi Salvatore Lo Piccolo w Palermo na Sycylii, śledczy znaleźli stos zapisków, które wskazywały na zasady, jakimi musza kierować się członkowie. To 10 przykazać każdego mafioso. Wedle tego działają. Wśród podstawowych wyznaczników tego, można powiedzieć, zawodu wyróżniono m.in.: Nikt nie może się sam przedstawić innemu członkowi organizacji. Nigdy nie spoglądaj na żonę przyjaciela. Nigdy nie pokazuj się z policjantami. Bądź zawsze do dyspozycji Cosa Nostra. Zawsze obdarzaj swoją żonę szacunkiem. Jeśli zadano ci pytanie, odpowiedź musi zawsze być prawdziwa.

Każdy, kto chce stać się częścią mafii, musi przejść specjalny rytuał. Dotyczy on nawet dzieci działających w organizacji mafiosów. W trakcie tego tradycyjnego momentu wejścia do organizacji nowy członek upuszcza sobie kilka kropel krwi, przysięga z bronią lub świętym obrazkiem, że będzie przestrzegał reguł panujących w organizacji. Omerta, to przysięga milczenia, która jasno wskazuje, że żaden z członków nie może kontaktować się z władzami.

Jeśli członek mafii zostanie zamordowany przez kogoś z wewnątrz organizacji, nikt nie może się zemścić za jego śmierć, dopóki nie wyrazi na to zgody boss. Bójki członków są zakazane, tak samo jak posiadanie owłosienia na twarzy. Co miesiąc wszyscy płacą tzw. tribute przywódcy gangu i dotyczy to również pobocznych biznesów, jakie prowadzą mafiosi.

Charakterystyczna dla włoskiej mafii jest też struktura hierarchiczna, która ukształtowała się w 1931 roku. Każdy wtajemniczony może nazywać się mafioso (made men), co daje nietykalność w światku przestępczym. Nie dotyczy to jednak współpracowników. Przez lata gangi rozbudowały swoje struktury tak, żeby jak najmniej osób zostało pociągniętych do odpowiedzialności, gdyby któryś z podrzędnych członków okazał się współpracownikiem policji. I tak na samym szczycie mafijnego łańcucha stoi szef, czyli don lub jak mawiają inni – ojciec chrzestny. Dostaje haracz z każdej transakcji przeprowadzonej przez rodzinę. Wydaje polecenia, ale nigdy nie kontaktuje się z żołnierzami. Don wybiera swojego podszefa, który zajmuje się codziennymi obowiązkami, nadzoruje też większe przedsięwzięcia. To on jest pierwszą osobą, która kieruje organizacją w wypadku, gdy szef trafi do więzienia. U boku dona pracuje consigliere, czyli doradca rodziny. Reprezentuje organizację na spotkaniach, pomaga w podejmowaniu najważniejszych decyzji.
Ma tym samym ogromny wpływ na to, co dzieje się w mafii. Podobnie jak caporegime – szypr, który dowodzi poszczególnymi grupami żołnierzy. Wybiera go szef, podlega pod podszefa. W historii włoskiej mafii było przynajmniej kilku capo, którzy zdobyli większą władzę niż sami donowie. Nie ma więc wątpliwości, czym zajmuje się sam żołnierz. Wykonuje podstawowe prace w rodzinie, a to oznacza napady, morderstwa i wymuszenia.

Po japońsku: Yakuza

Zupełnie inaczej sytuacja wygląda w Japonii. Yakuza liczy dziś ok. 90 tys. członków, a jej macki obejmują większą część świata, bo organizacja współpracuje z Włochami i Chińczykami z Triad. Członkowie gangów z Kraju Kwitnącej Wiśni to jedna z najlepiej rozpoznawalnych grup. Wyróżniają się wyglądem, bo stereotypowo kojarzą się z wytatuowanym ciałem i krzykliwym strojem. Jednak im wyżej w hierarchii, tym gangster bardziej przypomina zwykłego biznesmena niż nadpobudliwego przestępcę z ulic. Samo tatuowanie to już tradycja. Kiedyś było karą nałożoną przez władze. Dopiero po latach stało się symbolem przynależności do grupy. Na taki krok nie decydują się jednak wszyscy. Pokrycie całego ciała tatuażami równa się z setką zabiegów, w dodatku wyjątkowo bolesnych.

Yakuza ma jeszcze kilka takich wyróżniających elementów. Mówi się także o obcinaniu palców członkom organizacji, którzy złamali przepisy lub przeciwstawili się przywódcy. Czasem obcina się tylko fragment, czasem pozbawia się danej osoby całego palca. A tak okaleczona dłoń to ogromny mankament dla każdego wojownika.

Tak jak Cosa Nostra ma swoje przykazania, tak Yakuza kieruje się Wakamono no kokoroe. To lista składająca się z kilkunastu punktów, które regulują działalność grupy. Zapisano m.in., że jeśli ktoś publicznie pokazuje „rodzinny” herb, musi zachowywać się godnie, by nie zniszczyć reputacji rodu. Kiedy członek gangu wita się z kimś na ulicy, nie może spuścić z wzroku swojego rozmówcy. Tym samym nie pozwoli się zaskoczyć podczas ataku. Nie można się spóźniać, ani dyskutować o pracy gangu z rodziną. Ciekawa wydaje się również zasada, w myśl której każdy rozpoczęty konflikt trzeba zakończyć. Jeśli któryś z członków wda się w walkę z kimś z innego gangu, nie może się poddać – nawet jeśli walczy z kimś wyższym rangą.

Hierarchia wygląda podobnie jak we włoskiej organizacji. Na czele grupy stoi ojciec, czyli oyabun. Następny w hierarchii jest doradca (saiko komon), potem szef kwatery głównej (So-honbucho). Wakagahira to „człowiek numer dwa”, Shateigashira – numer trzy gangu. Są też „młodsi bracia”, „młodzi mężczyźni”, doradcy, księgowi, prawnicy, sekretarze ojca, podwładni.

Po polsku

- To media wylansowały grupę pruszkowską. Pruszków był normalnym, zwykłym miastem, z którego wywodziło się kilka osób. Różnych osób – przekonywał kilka lat temu Leszek Danielak ps. „Wańka”, jeden z liderów pruszkowskiego gangu. Organizacja ta powstała pod koniec lat 80. Zarabiała na handlu narkotykami, napadach oraz na pobieraniu haraczy. W wojnach, jakie toczyła z konkurentami z Wołomina oraz grupami z zachodniej i północnej Polski, zginęło w sumie kilkadziesiąt osób.

Gangsterzy po załamaniu się systemu, mogli działać niemal swobodnie. Najlepiej opisał to inny członek „Pruszkowa”, Jarosław Sokołowski ps. Masa, który po odejściu z organizacji i uzyskaniu statusu świadka koronnego, spisał swoje wspomnienia w kilku książkach.

- Ludzie sami do nas lgnęli. Byliśmy bardzo mocną kastą w latach 90. Ludzie ciągle walczyli z systemem, jak w PRL-u, więc nikt się nie łapał za głowę jak w tej chwili: "O Jezu, co oni robią, handlują narkotykami!". Handlują to handlują, czy to kapcie, czy narkotyki. Chodziliśmy na balangi do klubów. Kiedyś na meczu hokejowym na Torwarze zostałem zaproszony przez kolegę do VIP roomu. Takiej furory jak ja nie zrobił tam prezydent Warszawy. Każdy chciał ze mną zrobić sobie zdjęcie, poklepać, lufę ze mną wypić. Byliśmy modnym towarzystwem. Zapraszani na rauty do polityków i biznesmenów. Bali się nas i szanowali - mówił w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”.

Zobacz także
Komentarze (0)