Żony alkoholików

Przychodzi kobieta do lekarza i mówi: „Zrobię wszystko, żeby mąż przestał pić”. W odpowiedzi słyszy: „Potrzebne będzie leczenie – pani”. „Ale to mąż pije, dlaczego ja mam się leczyć?!” – oburza się pacjentka. Tymczasem leczenie ze współuzależnienia to jedyna droga ratunku.

Żony alkoholików
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

30.07.2007 | aktual.: 30.05.2010 12:23

Przychodzi kobieta do lekarza i mówi: „Zrobię wszystko, żeby mąż przestał pić”. W odpowiedzi słyszy: „Potrzebne będzie leczenie – pani”. „Ale to mąż pije, dlaczego ja mam się leczyć?!” – oburza się pacjentka. Tymczasem leczenie ze współuzależnienia to jedyna droga ratunku.

Takie życiorysy jak Ela ma tysiące żon alkoholików. Zanim przekonała się o tym na spotkaniach w Al-Anonie, myślała, że problemy w jej małżeństwie są jak „wańka-wstańka” – już niby przyduszone i opanowane, a tu myk, wymykają się spod kontroli. Źle zaczęło się dziać wtedy, kiedy było dobrze: po trzech latach starań urodził się Adaś, firma męża wreszcie zaczęła dobrze prosperować, przenieśli się od teściów do własnego mieszkania. Na początku Ela myślała, że wieczorne powroty męża po kilku piwach to odreagowanie i trzeba je przeczekać jak ospę. Ale było coraz gorzej: alkohol pojawiał się w pracy, w domu, w soboty, niedziele, kiedy świętowali sukces i kiedy przyszły problemy. Przekonywała i groziła, płakała i wrzeszczała – bez skutku. Wieczorem drżała i nasłuchiwała klucza w drzwiach, rano słuchała przeprosin i obietnic, że to był ostatni raz. Kiedy firma męża splajtowała, zacisnęła zęby: dziecko codziennie dowoziła do teściów, poszła do pracy, popołudniami dodatkowo wklepywała dane w komputer.

Mąż szukał pracy, ale jak już coś znalazł, pracował najwyżej miesiąc. Co drugi dzień słyszała, że jest głupia, że pije przez nią. Pomyślała, że ma rację. Po pracy odbierała dziecko od teściów, robiła zakupy, gotowała obiad, w niedziele piekła ciasto, dom lśnił. I tylko czułości nie mogła z siebie wykrzesać.

Nic się nie zmieniło

Kiedy na świecie pojawił się Antoś. W ciąży czuła się źle, a mąż znikał na całe noce. Nawet kiedy nad ranem przyszły bóle porodowe – leżał obok na łóżku pijany. Poradziła sobie: wezwała karetkę, wzięła torbę, zamknęła drzwi, po południu zadzwoniła z porodówki. Pierwsze tygodnie po porodzie to było piekło: Adaś miał szkarlatynę, Antoś kolkę, mąż opijał drugiego syna, ona płakała. Została sama, bo wstydziła się prosić kogoś o pomoc. Kiedy Antoś trafił do szpitala z podejrzeniem wady serca, mąż „poszedł w ciąg”. O północy wracała ze szpitala od Antosia, drzwi otwierał jej zalany mąż z pretensjami o nieugotowany obiad. Wtedy coś w niej pękło. Spakowała walizki.

Obietnice bez pokrycia

On błagał, obiecywał poprawę – została. Potem pakowała się jeszcze wiele razy, ale nigdy nie miała dość siły i wiary w siebie, żeby od niego odejść. Kochała go, kiedy był trzeźwy, opiekuńczy, kiedy bawił się z synkami… Jeden kieliszek zmieniał wszystko. Nie odeszła nawet wtedy, gdy z konta zaczęły znikać pieniądze, a do drzwi pukali wierzyciele. Brała leki przeciwko depresji i pracowała jeszcze więcej, żeby spłacać następne długi. Prosiła, żeby się leczył, płaciła za wszycie esperalu i akupunkturę, rzekomo leczącą z alkoholizmu… On pieniądze przepił, esperal wydłubał. Czuła, że dochodzi do ściany i dłużej nie wytrzyma. Od psychologa usłyszała, że jest współuzależniona i nieświadomie wspomaga picie męża. Po czterech latach terapii jest w separacji, złożyła wniosek o alimenty. Ma czterdzieści trzy lata i dopiero teraz żyje. Podwójne dno

Współuzależnienie jest rodzaju żeńskiego: 90 proc. mężczyzn odchodzi od żon alkoholiczek, a 90 proc. żon zostaje z alkoholikami. „Opiekunka 56-letniego »oseska« od prawie 30 lat” – napisała o sobie Małgorzata na jednym z forów internetowych dla żon alkoholików. – Mam dosyć, ale nie potrafię inaczej. Sześćdziesięciopięcioletnia Małgorzata, dzisiaj wdowa, ma za sobą prawie trzydzieści lat życia „w butelce”. Mąż był marynarzem . Gdy schodził na ląd, to pił, gdy wypływał – rodzina odzyskiwała siły. Kiedy po wypadku (oczywiście po pijanemu) mąż osiadł na rencie w domu, zaczęło się piekło. Przypłaciła to depresją, a dzieci głęboką nerwicą. Psychiatra mówił: „Niech pani ratuje siebie i dzieci”.

– Przed Bogiem przysięgałam… – myślała, i w nocy zabierała go śmierdzącego z klatki schodowej, cicho, żeby sąsiedzi nie usłyszeli. W najgorszych chwilach życzyła mu śmierci, ale nie odeszła, bo mieszkanie było jego, a ona nie miała innego życia poza domowym. Którejś zimy zachlany zasnął na działkach. Nikt go w porę nie znalazł.

Kiedy alkoholik dotknie dna, może się od niego odbić albo zatonąć. Podobnie z żonami, tyle że ich dno zazwyczaj jest płycej. Po latach prób, nadziei na cud, zszarpanych nerwów, upokorzeń i wstydu – nie wytrzymują. Jedne odchodzą, inne w afekcie łapią za nóż i dźgają nim pijaka albo siebie.

Czujne i gotowe

Życie z alkoholikiem przypomina poligon, na którym żołnierze czujnie oczekują ostrzału, bo to, że zaraz z którejś strony walnie – jest pewne. A wtedy trzeba ratować sytuację: dzwonić do pracy, że mąż nie przyjdzie, bo zwichnął nogę, wytłumaczyć dzieciom, że tatuś taki nerwowy, bo ma kłopoty w pracy, spłacić jego długi (co by pomyśleli znajomi?), nakłamać rodzinie… Trzeba mieć siły tytana, żeby tę emocjonalną huśtawkę znosić latami. Ale żony alkoholików są zdeterminowane, żeby wyciągnąć swoich mężów z nałogu, prawie tak samo mocno, jak ich mężowie są zdeterminowani w nim tkwić. Dlatego życie obojga kręci się wokół tej samej butelki: on trzyma ją kurczowo, ona kombinuje, jak wylać zawartość do zlewu.

Współuzależnienie to reakcja na długotrwałą sytuację życia z osobą działającą destrukcyjnie: alkoholikiem, narkomanem, hazardzistą, erotomanem, pracoholikiem, obżartuchem… Amerykanka Melody Beattie, której udało się wyjść z narkomanii i alkoholizmu, dodaje, że współuzależniony obsesyjnie stara się kontrolować zachowanie osoby, przez którą cierpi. To uzależnienie od osoby uzależnionej. Według Mirosławy Kisiel, nadodpowiedzialność i nadkontrola to sposoby dostosowania się do życia w chaosie, jaki stwarza alkoholik. Z kolei Pia Mellody uważa, że za współuzależnieniem kryje się upośledzenie dojrzałości, powstałe w dzieciństwie, które w dorosłym życiu objawia się trudnościami w kochaniu samego siebie, troszczeniu się o siebie, w wytyczaniu granic, w określeniu, kim się jest. Osoba z takim bagażem staje się łatwym łupem nałogowców i wciela się w rolę ofiary. Gdyby tylko przestał pić

„Żeby przestał pić albo pił z głową i rzadziej” – mówią żony alkoholików. O tym, że takie magiczne myślenie nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, wiedzą żony trzeźwiejących alkoholików. Alkoholu już nie ma, a problemy nie znikają. Czasami wręcz przeciwnie: wyłażą z kątów nowe żale i pretensje. Jak podkreślają poradniki dla udręczonych żon: problem alkoholizmu „nie siedzi w butelce”, tylko w ludziach. W ich nawykach, lękach, niezdolności do radzenia sobie z przeciwnościami życiowymi, ale także w tym, co wynieśli z dzieciństwa. I tak jak alkoholik rzucając picie, nie pozbędzie się od razu starych nawyków i sposobów myślenia, tak samo jego żona będzie w nowej sytuacji reagować jak dawniej.

Żyjąc kilkanaście lat z alkoholikiem, dobrze wyuczyła się roli ofiary i będzie w niej tkwiła nawet wtedy, gdy mąż zerwie z nałogiem, odejdzie albo umrze. Oboje muszą nauczyć się życia w trzeźwości, prawidłowych relacji, mądrej miłości… – Żony alkoholików są tak uwikłane w chory układ, że trudno im dostrzec, co tak naprawdę leży u podstaw gniewu, złości, smutku, który czują. Szarpią nimi sprzeczne, niezwykle silne emocje – mówi psycholog Bogna Morawska. – Niekiedy picie męża jest jakby przykrywką ich własnych niezałatwionych spraw. Czują się lepsze od pijących mężów, gardzą nimi, karzą ich za krzywdę, niejako potrzebują ich do własnego cierpienia albo dążą do dominacji. Myślą, że bez nich alkoholik zginąłby marnie. W takich sytuacjach leczenie trzeba zacząć od osoby współuzależnionej.

Żony powinny leczyć się także po to, by nie przenosić chorych zachowań i reakcji na innych. Zdarza się bowiem, że kobieta odchodzi z dziećmi od alkoholika, ale nadopiekuńczość, nieustanne kontrolowanie i nadodpowiedzialność trenuje potem na dzieciach

Nie jesteś Bogiem

– Nie jesteś Bogiem, nie możesz zmienić swojego męża – słyszą żony na terapii. Na początku opowiadają głównie „o nim”: co zrobił, kiedy wrócił, w jakim stanie, co powiedział, co pomyślał… Mówienie o sobie przychodzi im z trudem. Ich życie, myślenie, poglądy wyznacza nałóg męża. Nie wiedzą, czego tak naprawdę chcą: jest źle, ale przecież są momenty, kiedy mąż przeprosi, przytuli, powie dobre słowo. A może to wcale nie jest jeszcze alkoholizm? Uzależnienie od uzależnionego polega między innymi na tym, że żyje się w świecie nadziei i iluzji. Trudno pogodzić się z tym, że ma się męża alkoholika, że małżeństwa już prawie nie ma, że wszystkim rządzi nałóg. Terapia, spotkania w Al-Anon są potrzebne, żeby przejrzeć na oczy. Żeby zrozumieć sytuację i poznać schematy postępowania w związku. W dalszej części terapii wchodzi się głębiej: dociera się do źródła trwania w destrukcyjnym związku, poznaje te swoje cechy i zachowania, które zezwalają na uzależnienie od innych. Dla niektórych będzie to jeszcze psychoterapia
sięgająca do ich dzieciństwa, dysfunkcyjnych rodzin. W terapii kreśli się też model normalnego, zdrowego życia we dwoje.

Fachowa pomoc

O tym, że warto jak najszybciej poszukać fachowej pomocy, przekonują dane uzyskane w kilkuletnim programie badawczym: „Analiza przebiegu i efektów terapii osób współuzależnionych”. Prawie wszystkie kobiety zgłaszające się do specjalistów najpierw na własną rękę próbowały oduczyć męża pić i radzić sobie ze skutkami alkoholizmu. Oczywiście bezskutecznie. Zgłaszając się na terapię, jedna trzecia przyznała, że zaprzestała kontaktów towarzyskich, tyle samo kobiet było w depresji, a jedna czwarta była po próbie samobójczej. Ponad jedna trzecia odczuwała zmęczenie życiem, psychiczne wyniszczenie, czuła wstyd i upokorzenie. Po terapii 65 proc. kobiet przestało przejmować się mężem, gdy po pijackiej nocy nie był w stanie iść do pracy. Tylko jedna osoba kończąca terapię nadal chciała go stawiać na nogi. Przed terapią 70 proc. kobiet oceniało swoją sytuację jako pułapkę bez wyjścia. Po terapii tyle samo uznało, że jest w stanie samodzielnie pokierować życiem własnej rodziny. Większość uczestniczek terapii zaprzestała
nieskutecznych nacisków i kontrolowania picia męża. Kobiety poczuły się bardziej pewnie w stosunkach z innymi ludźmi, minęło poczucie winy i osamotnienia. Jak pisze Melody Beattie do współuzależnionych żon: „Każdy odpowiada za siebie, nie potrafimy rozwiązać problemów innych, martwienie się ich sprawami nie pomaga”.

Warto zajrzeć: M. Beattie: „Koniec współuzależnienia. Jak przestać kontrolować życie innych i zacząć troszczyć się o siebie”. Media Rodzina; J. Woititiz: „Małżeństwo na lodzie. Psychologiczne problemy żon alkoholików”, IPZiT; P. Mellody: „Toksyczne związki. Anatomia i terapia współuzależnienia”, J. Santorski&Co.; W. Sztandar: „Pułapka współuzależnienia”, PARPA; A. Wobiz: „Współ-uzależnienie w rodzinie alkoholowej. Czym to się je i jak się tym nie udławić”, Wydawnictwo Akuracik; www.alkoholizm.edu.pl – informacje na temat uzależnień i współuzależnienia.

Jeśli żyjesz z alkoholikiem:

Nie musisz dłużej kontrolować picia alkoholika ani przychodzić mu „z pomocą”. Zacznij pozwalać mu na cierpienie i ponoszenie odpowiedzialności za konsekwencje wynikające z jego picia. Nie próbuj ustalać powodów jego picia. Skieruj uwagę na siebie, staraj się wracać do wzorów normalnego życia. Nie musisz grozić. Zacznij mówić to, co myślisz, i robić to, co mówisz. Nie musisz dłużej narzekać, oburzać się, gderać, wygłaszać kazań ani się przymilać. Zacznij rzeczowo informować alkoholika o jego niewłaściwym postępowaniu. Potraktuj go jak osobę dorosłą. Nie musisz dłużej pozwalać alkoholikowi na atakowanie Ciebie i Twoich dzieci. Zacznij ochraniać siebie, poszukaj sojuszników, odrzuć tajemnicę.

Sama potrzebujesz pomocy, jeśli:

poddałaś się rytmowi picia alkoholika (zmiana pór posiłków, pory odpoczynku itp.); przejmujesz za niego odpowiedzialność; obsesyjnie kontrolujesz go (sprawdzasz kieszenie, wylewasz alkohol, przeszukujesz jego pokój); pomagasz i nadmiernie opiekujesz się nim (chronisz go przed konsekwencjami jego picia: spłacasz długi, usprawiedliwiasz przed innymi…); tolerujesz patologiczne zachowania alkoholika, a równocześnie masz poczucie winy i poczucie małej wartości; przez nałóg alkoholika zaniedbujesz samą siebie.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (0)