Bądź taka i owaka
Czasami, ostatnio coraz częściej, wydaje mi się, że bycie kobietą w naszym cudnym kraju wymaga niezwykłej cierpliwości i dobrowolnego, absolutnie świadomego rozszczepienia osobowości. Bycie spójną, samodzielnie myślącą jednostką jest nie tylko niewskazane.
22.11.2012 | aktual.: 22.11.2012 20:15
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Czasami, ostatnio coraz częściej, wydaje mi się, że bycie kobietą w naszym cudnym kraju wymaga niezwykłej cierpliwości i dobrowolnego, absolutnie świadomego rozszczepienia osobowości. Bycie spójną, samodzielnie myślącą jednostką jest nie tylko niewskazane. To jest niemożliwe. Martwi mnie to, bo mam córę i chciałabym, aby osiągnęła kiedyś stan względnej równowagi. Ale czy będzie jej to dane? Czy uda jej się uniknąć schizofrenii? Zaczynam wątpić...
Kiedy jesteśmy w ciąży, stajemy się ciężarem, bo nie zawsze udaje się nam pracować w takim wymiarze, jak dotychczas. Wiele mam (co szczerze potępiam) udaje się wtedy na długie zwolnienie lekarskie, które pozwala nie pracować i zarabiać. Plan idealny, prawda? Dlatego wielu pracodawców uważa ciężarne pracownice za darmozjady i chce większej kontroli nad wydawanymi zwolnieniami. Jednak kiedy pojawiły się plotki, że ministra Joanna Mucha jest w ciąży, to rzecznik SLD Dariusz Joński odesłał ją do kąta. Bo jak jest w ciąży i chce się tą ciążą zająć, to niech odejdzie z urzędu i już nie mąci. „Tym szybciej powinna złożyć rezygnację i kibicować z boku”, skomentował. No więc jak ma być? Mamy siedzieć w robocie aż do odejścia wód, bo przecież ciąża to nie choroba? Czy „kibicować z boku”, bo wtedy nie jest człowiek zawadą? Czy może zawadza ciężarna na stanowisku, a taka z pracą poniżej średniej krajowej powinna grzecznie zasuwać aż do skurczów partych? Bądź tu człowieku mądry.
Wszyscy chcą chronić życie nienarodzone, straszą, grożą, szantażują i opluwają kobiety, które z różnych powodów rodzić nie chcą. Ale jeśli ktoś na dziecko się decyduje, to już na pomoc dla życia narodzonego liczyć nie może. Dopiero krystalizuje się gdzieś na horyzoncie jakaś tam prorodzinna polityka, ale ja w te obiecane żłobki nie wierzę, a roczny macierzyński to bardziej niezdarne „przystawianie się” polityków do kobiet wyborców, niż realna wizja rozwiązania problemu matek na rynku pracy. A więc rodzić – jak najbardziej. A właściwie donosić. Bo z chwilą, narodzin zainteresowanie dzieckiem wszystkim mija. A potem kobieto sobie radź. Jakoś. I nie narzekaj... A jak z różnych powodów urodzić nie możesz i chcesz skorzystać z in vitro? Wydaje ci się, że jesteś pro-life, prorodzinna? No chyba zwariowałaś, babo! Przecież to morderstwo! I co, że w majestacie prawa? Że wolno? Stuknij się w ten swój wyzwolony łeb i zastanów, czy chcesz mieć na sumieniu ileś tam zarodków? I co z tego, że twoje przekonania tobie na to
pozwalają?
Kiedy zostajemy już matkami, to próbuje się nas zachęcić do karmienia piersią. Bo tak najzdrowiej, najlepiej dla dziecka (bo odporność) i dla mamy (szybko się chudnie...). Ale kiedy upojone swoją samowystarczalnością wyruszamy z dzieckiem na miasto / daleki spacer / do parku i wyciągamy spod bluzki pierś, żeby nakarmić dzieciaka, słyszymy mało wybredne uwagi pod swoim adresem, a z niektórych miejsc jesteśmy wypraszane. A więc, drogie panie, karmimy w zaciszu domowego psia mać ogniska, ale KARMIMY! Nie przestajemy pompować, przystawiać, odciągać, tylko, żeby nas czasem nie kusiło wyjść z tym karmieniem w tak zwaną przestrzeń publiczną. Bo to już jest czysta perwersja i przegięcie, proszę państwa.
Z jednej strony mamy być mamy czułe i kochane, takie miękkie mamy – przytulanki, układające puzzle z gąbki i robiące dziecku delikatny masażyk tuż przed obiadkiem z warzyw z ekologicznych upraw. A z drugiej strony zaniedbywać kariery też nie można, bo kto lubi rozmemłane domowe kwoki? A więc do roboty! Tylko trochę później, jak już dziecko odchowane, bo żłobki to samo zło. A że po 3 latach nieobecności na rynku pracy nikt już nie będzie chciał nas zatrudnić? To drobny szczegół. Na tyle drobny, że nikt się nim jeszcze właściwie nie zajął.
Tylko w pracy wszystko jest jasne – nieważne, czyś drobną, słodką kokietką czy chłop-babą, i tak zarabiać będziesz mniej niż mężczyzna z tym samym wykształceniem i doświadczeniem.
Nikt przy zdrowych zmysłach tego nie wytrzyma. Nie zostaje nic innego, tylko z pełną świadomością i premedytacją oszaleć. Miłego i spektakularnego szaleństwa życzę.