D..a w pracy
Staram się absolutnie nie używać brzydkich słów, ale do tego, o czym będzie ten tekst, nie pasuje "laska", "kochanka", a najmniej - "dziewczyna". To rodzaj szkodnika, bardzo przypominającego wrednego turkucia podjadka. Walka z nim jest nierówna, bo siedzi w ukryciu, żre sobie od spodu, aż zniszczy to, co jest na wierzchu.
Staram się absolutnie nie używać brzydkich słów, ale do tego, o czym będzie ten tekst, nie pasuje "laska", "kochanka", a najmniej - "dziewczyna". To rodzaj szkodnika, bardzo przypominającego wrednego turkucia podjadka. Walka z nim jest nierówna, bo siedzi w ukryciu, żre sobie od spodu, aż zniszczy to, co jest na wierzchu.
Kiedyś facet chodził do pracy jak na ścięcie i marzył o powrocie do domu, gdzie słodka żoneczka w mini witała go z patelnią pełną kotletów. Praca była uznana za zło konieczne, a dom za przystań, gdzie koił nerwy cichutki plusk rodzinnych fal. Przyszło nowe i w pracy facet spędza większość czasu ze względu na atrakcje.
Może sobie, ile chce, majstrować przy kompie, może gadać przez telefon i nikt mu nie każe przestać. Może siedzieć na "pudelku", nie mówiąc o przesłodkich witrynach seksualnych. Na lunch je sushi i popija cafe latte i dobrze, jeśli z kolegami, ale przeważnie nie.
Dupa w pracy to zjawisko powszechne, będące rezultatem nowoczesnych trendów psychologicznych. Pracuje się w zespole, który należy dobrze poznać. Wymyślono więc wyjazdy integracyjne i konferencje w dobrych hotelach, daleko od domowego kotleta. Żona nie może zaprotestować, bo to sprawa służbowa.
Mężowie są w identycznej sytuacji, a zainteresowani zacierają rączki i nóżki. Romanse biurowe przeważnie zaczynają się na wyjazdach. Urocza pani Klaudia z księgowości, odmieniona białym, rozchylającym się szlafrokiem, zostaje królową spa. Gdzie mieliśmy oczy?
Toż to zjawisko. Poza tym, w czasie kolacji okazuje się, że jest bardzo inteligentna, bo bawią ją nasze dowcipy i uwielbia słuchać, gdy opowiadamy o dzieciństwie i kolegach z podstawówki. Jej słodycz wynika również z tego, że jest sporo młodsza i dopiero niedawno przyjechała do miasta z rodzinnej wioski, gdzie skończyła miesięczny kurs marketingu.
Wieczór z szampanem i łiskaczem. Seks, przy którym Kamasutra to pikuś i mamy dupę w pracy. Żona nie ma żadnych szans, choć czasem długo nie zastanowi się, czemu mąż pracuje coraz więcej? Czemu nie chce kolacji? Czemu starannie wybiera ubranie do pracy? Czemu nosi majtki na lewą stronę? Czemu nie poci się przy tenisie, w który zaczyna grać codziennie? Koszulka sucha, tenisówki też? Nagła chęć wychodzenie wieczorem z psem.
Ciche westchnienia po odebraniu smsa, klikanie odpowiedzi w WC, pod pretekstem kłopotów gastrycznych, ostatnio bardzo reklamowanych. No i prawie zupełny brak seksu. Połowa tych objawów wystarczy, żeby być pewnym, że w pracy triumfuje „office-ass”, z maksymalną łatwością dostępu, na którą nie ma rady. Serio. Żadna awantura nie pomoże, bo razem pracują po kilkanaście godzin.
Główka przy główce przeglądają linki, razem jedzą lunch, razem zostają dłużej, a sprawę seksu załatwiają delegacje i wyjazdy integracyjne. Szanse żony są zerowe, bo żywiciel rodziny nie może i nie chce zmienić pracy. Ta mu się podoba i nic dziwnego. Poza tym w biurze nie ma dzieci, starego zionącego psa typu Smok Wawelski, wykastrowanych kotów, teściowej, no i żony. Wielka to ulga, tym bardziej, że nie chodzi ona na stałe w szpilkach i mini z rozkosznym rozporeczkiem z tyłu. Ciągle narzeka, przeszkadza marzyć.
Sprawa jest poważna, dupa w pracy jest jak przysłowiowy „ złodziej w domu”. Nie upilnuje się, a „nieobecni nie mają racji”. Ona ma, bo obecna jest po kilka godzin dziennie i nic nie chce. Oczywiście na razie. Trzeba wzmocnić czujność, a najlepiej zatrudnić się w tej samej firmie.
PS. Jest jeszcze jeden rodzaj biurowego szkodnika. To koleżanka męża z czasów studiów, którą przyjął do pracy, bo im się dobrze rozmawia i mają mnóstwo wspomnień. Jak stara murzyńska niania, staje się niezbędna i z powiernicy może łatwo przeistoczyć się w kochankę przy pomocy wyjazdów integracyjnych. Też jesteśmy bez szans i trzeba będzie zająć się bezrobotnymi lub przedstawicielami wolnych zawodów.