Jestem nikim. Moja córka będzie kimś

Matki z amerykańskiego filmu „Mała Miss” wypychające swoje córki przed obiektywy aparatów można spotkać w każdym prowincjonalnym mieście. Smarują dziewczynkom rzęsy maskarą i dopinają treski.

Obraz
Źródło zdjęć: © 123RF

Matki z amerykańskiego filmu „Mała Miss” wypychające swoje córki przed obiektywy aparatów można spotkać w każdym prowincjonalnym mieście. Smarują dziewczynkom rzęsy maskarą i dopinają treski.

Patrycja ma pięć lat. Rok temu mama zapisała ją na zajęcia śpiewu w domu kultury. Uznała, że przedszkolny występ córki z okazji dnia babci wskazuje na wielki talent. Pati raz w tygodniu śpiewała dziecięce piosenki do podkładów, które instruktor ściągnął z internetu.
Już po kilku miesiącach uczęszczania na zajęcia mała miała debiut na lokalnym przeglądzie kulturalnego dorobku.
Mama – Marzena przygotowała ją odpowiednio do scenicznego występu. Patrycja miała delikatnie pociągnięte maskarą rzęsy. Na głowie dużą blond treskę dopiętą z tyłu i zamaskowaną włosami, potraktowanymi karbownicą. Tata Patrycji kręcił filmik siedząc na widowni. Marzena stała w tłumie matek pod sceną, jak i one szykując się do filmowania smartfonem występu swojej pociechy. Nie ominęły jej szepty kobiet, kiedy Pati weszła na scenę, prowadzona za rękę przez instruktora.
- Słyszałam, pewnie, że słyszałam. Coś o robieniu z dziecka potworka.Uważam, że to zwykła zazdrość, bo żadna z nich nie pomyślała o tym, jak ich dzieci będą się prezentowały na scenie, w ostrym świetle reflektorów i na czarnym tle kurtyny. A prezentowały się blado i tyle – mówi Marzena.

Możliwości, możliwości...

Na co dzień pracuje jako sekretarka w miejscowym liceum, które sama ukończyła kilka lat wcześniej. O piętnastej kończy pracę, odbiera Pati z przedszkola w miasteczku i jadą do domu na wsi. Tata Patrycji jest kierowcą ciężarówki, w domu pojawia się więc co kilkanaście dni. Pod jego nieobecność Marzena nawiązuje kontakty i szuka nowych możliwości dla Pati. Chętnie wysłałaby dziecko na lekcje angielskiego, czy rytmikę, ale o takie akurat zajęcia dla maluchów nie może się w małomiasteczkowym domu kultury doprosić. - Do wyboru jest śpiew i zajęcia plastyczne, to drugie nas nie interesuje – mówi. - Przedszkole też nie oferowało nic specjalnego.

Rozczarowana skąpymi możliwościami dla córki spróbowała szukać dalej. To był strzał w dziesiątkę. Zawiozła Patrycję do wojewódzkiego miasta, do fotograficznego atelier specjalizującego się w zdjęciach dzieci. Fotografka stylizuje je do zdjęć niczym Anne Geddes swoich małych modeli – przebiera za wróżki, skrzaty, zwierzątka. Seria portretów Patrycji wypadła świetnie. - Zdjęcia są w pastelowej tonacji, Pati w sukience królewny i błyszczącym diademie. Bardzo się cieszę, że poznałyśmy Agnieszkę, bo dzięki niej Pati znalazła się w reklamie – opowiada Marzena.

Koleżanka fotografki prowadzi sklep z odzieżą dziecięcą. Stwierdziła, że może warto nowe ciuszki pokazywać na fejsbukowym profilu na modelach. Będąc u Agnieszki wypatrzyła zdjęcia Patrycji i zaprosiła Marzenę z córką do współpracy. Raz w miesiącu jadą na sesję do atelier. Pati pozuje w kolejnych stylizacjach, za partnera mając kilkuletniego synka Agnieszki. Na jednych zdjęciach Igorek w garniturku przyklęka przed nią, ofiarując pierścień, a Pati w zdumieniu i zachwycie zasłania usta. Na innych fotografiach para dzieci w sportowych strojach udaje jogging. Agnieszka jest pod wrażeniem aktorskich zdolności Patrycji, zdjęcia na facebooku zdobywają setki lajków i komentarzy, w których przewijają się określenia „królewna” i „przystojniak”. Marzena zaś widzi nową szansę dla małej. Tylko jak się wyrwać z nią z małego miasteczka? - Co innego pokonać raz w miesiącu trzydzieści kilometrów, a co innego dowozić Patkę co tydzień na warsztaty aktorskie kilkaset kilometrów – ubolewa Marzena.

Talent z pipidówki

Mama Patrycji nie przewiduje możliwości rezygnacji z planów. Ma już cel, szuka tylko sposobu, aby go osiągnąć. - Nie wyobrażam sobie, żeby moje dziecko utknęło w naszej pipidówce, bo ja czegoś zaniedbałam. Poza tym widzę, że ma talent i będzie go rozwijać, choćbyśmy z mężem mieli się przeprowadzić do większego miasta – twardo stawia sprawę matka pięciolatki.

Jej mąż nie oponuje. Kiedy jest w domu, z zadowoleniem słucha o postępach dziecka i rozwoju jego kariery. Ostatnio pojawiła się nowa szansa. Pati dostała się do grupy najmłodszych cheerleaderek, prowadzonej w sąsiednim powiecie. Do trzech zespołów uczęszczają miejscowe dziewczęta w różnym wieku, aż po maturzystki. Prowadząca zgodziła się, żeby Marzena dowoziła córkę na próby dwa razy w tygodniu. Będzie ona najmłodszą członkinią zespołu, w którym tańczą głównie siedmiolatki. Najtrudniejszy element ich ostatniego układu to szpagat. Najstarsza grupa cheerleaderek ma na koncie medale z różnych mistrzostw. Nie tylko wykonuje trudne ewolucje, ma w programie także show z kankanem, w którym piętnasto-siedemnastolatki tańczą w falbaniastych spódnicach, wysoko zadzierając nogi. Marzena jest podekscytowana. - Myślę, że Pati sobie poradzi. Jest ruchliwa i szczupła. Może zaczniemy się codziennie gimnastykować, żeby lepiej przygotować ją do prób? - zastanawia się matka dziewczynki.

Mała modelka

Sylwia wyszła za mąż bardzo wcześnie. Zaszła w nieplanowaną ciążę z Konradem. Jego rodzice wyprawili wesele i zaoferowali młodej parze parter swojego piętrowego domu. Konrad prowadzi z ojcem firmę budowlaną, Sylwia opiekuje się dziećmi. Po Dawidzie urodziła im się Diana. Kiedy córka poszła do przedszkola, Sylwia zaczęła rozglądać się za czymś dla siebie. Zawsze lubiła się malować, w „panieńskich” czasach przed wyjazdem do dyskoteki dbała o makijaż nie tylko swój, ale też całej paczki przyjaciółek.
Ogarnąwszy swoją gromadkę znów sięgnęła po kosmetyki do makijażu, żeby wrócić do dawnej formy i potrenować makijaż na sobie. Efekty podobały się jej bardzo, koleżankom też. - Fotki z komórki nie dawały takiego fajnego efektu. Kupiliśmy z Konradem dobry aparat i obiektyw portretowy. Tak to się zaczęło – mówi Sylwia.

Jej koleżanki i znajome zaczęły wpadać na makijażowe sesje i chętnie za nie płaciły. W cenie był makijaż codzienny lub imprezowy plus seria portretów, które mogły dowolnie wykorzystać. Najczęściej jako zdjęcia profilowe, bo wkrótce w miasteczku stało się modne mieć na portalu społecznościowym zdjęcia od Sylwii. Następnym krokiem dziewczyny było otwarcie strony internetowej zachwalającej make-up i sesje zdjęciowe. W roli modelki występowały i koleżanki i obce klientki, które zgadzały się na wykorzystanie wizerunku.

Sylwia malowała też Diankę, stroiła ją w szafirową perukę, balowe sukienki i boa z kolorowych piór.Te zdjęcia robiły furorę wśród kobiet, wzbudzając ich zachwyt. „Mała modelka. Już teraz widać, co będzie robiła, jak dorośnie”, „co za księżniczka, musisz być z niej dumna” - pisały w komentarzach pod zdjęciami Sylwii.

Pasja makijażowo-fotograficzna zaczęła przynosić Sylwii pewne dochody, ale wtedy całą rodzinę spotkała ogromna tragedia. Konrad jadąc z młodszą córką miał wypadek. Sam wyszedł z niego z drobniejszymi obrażeniami, mała Diana doznała większych i pod znakiem zapytania stanęło, czy będzie mogła nadal chodzić.
Sylwia i Konrad poruszyli niebo i ziemię, aby znaleźć pomoc dla dziecka. Okazało się, że eksperymentalną operację dziewczynka może przejść w Niemczech, jednak jej koszt przekraczał możliwości finansowe rodziny. Zaczęła się żmudna praca polegająca na szukaniu dofinansowania. Rodzice Diany przygotowali plakaty i rozsyłali maile po wszelkich instytucjach, poczynając od regionalnych redakcji.

- Oprócz normalnej w tej sytuacji chęci pomocy poczułam pewien niesmak, kiedy okazało się, że na plakacie dziecko jest przebrane i ma dolepione sztuczne rzęsy z kolorowymi końcówkami – mówi Grażyna, dziennikarka z regionalnego radia. - Zdjęcie pochodzi sprzed wypadku, ale dopóki go nie zobaczyłam, nie przyszłoby mi do głowy, że można sześciolatkę wystroić w ten sposób, sfotografować i jeszcze wykorzystać takie zdjęcie na plakacie z prośbą o finansową pomoc – dzieli się wątpliwościami reporterka.

Zasięg akcji był ogromny, w chęci pomocy wiele osób i instytucji kopiowało zdjęcia Diany z internetu i jej kabaretowy wizerunek przeniknął dalej. Operację udało się przeprowadzić, dziewczynka dochodzi do siebie. Jednak na forach internetowych w całej Polsce obcy ludzie nie zostawiają na Sylwii i Konradzie suchej nitki, pytając, co mają w głowie rodzice „wyfiokowując” kilkulatkę do zdjęć. Oni sami są zajęci zdrowiem i rehabilitacją Diany, nie wiedzą, co dzieje się w sieci.

W ich miasteczku internetowy hejt jest jednak uważnie śledzony. Większość koleżanek Sylwii jest zdania, że komentatorzy przesadzają, robiąc wrzawę wokół niewinnej zabawy. Chcą chyba raczej odwrócić uwagę innych ludzi od najważniejszego – zbierania funduszy na szczytny cel. Bo liczy się tylko, żeby Dianka normalnie zaczęła chodzić.

Maja Lenartowicz/(gabi)/WP Kobieta

_ Imiona bohaterek zostały zmienione_

Źródło artykułu: WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

Joanna Krupa w jeansowej sukience w DDTVN. Hit czy modowa wpadka?
Joanna Krupa w jeansowej sukience w DDTVN. Hit czy modowa wpadka?
Kiedy po deszczu pojawią się grzyby? Tyle musisz odczekać
Kiedy po deszczu pojawią się grzyby? Tyle musisz odczekać
Pokazał się z żoną na ściance. Zaliczył małą wpadkę
Pokazał się z żoną na ściance. Zaliczył małą wpadkę
Tak przyszła do "PnŚ". Na stopach najmodniejsze buty sezonu
Tak przyszła do "PnŚ". Na stopach najmodniejsze buty sezonu
Róż na wojskowej uroczystości. Tak ubrała się żona Kosiniaka-Kamysza
Róż na wojskowej uroczystości. Tak ubrała się żona Kosiniaka-Kamysza
Przed śmiercią spotkała się z lekarką. Wiadomo, co jej powiedziała
Przed śmiercią spotkała się z lekarką. Wiadomo, co jej powiedziała
Nagminnie zalewają łazienki. Hotelarze na Podhalu wieszają ostrzeżenia dla turystów
Nagminnie zalewają łazienki. Hotelarze na Podhalu wieszają ostrzeżenia dla turystów
Otwarcie mówił o zdradach. Była z nim do samego końca
Otwarcie mówił o zdradach. Była z nim do samego końca
Częsty błąd pod prysznicem. Lekarz ostrzega
Częsty błąd pod prysznicem. Lekarz ostrzega
Kluczowy zabieg we wrześniu. "Póki gleba jest jeszcze nagrzana"
Kluczowy zabieg we wrześniu. "Póki gleba jest jeszcze nagrzana"
Wielu nie wie, że to grzech. Nawet po ślubie kościelnym
Wielu nie wie, że to grzech. Nawet po ślubie kościelnym
Nie ma wyrzutów sumienia. "To ich wina, bo mnie namówili"
Nie ma wyrzutów sumienia. "To ich wina, bo mnie namówili"