Krótka lekcja Helen Mirren
Dzisiaj krótko, ale konkretnie. Niedawno natknęłam się na fragment wypowiedzi pani Helen Mirren, brytyjskiej aktorki, którą uwielbiam. Jest odważna, niezależna, utalentowana i ma w głębokim poważaniu, co ludzie o niej mówią.
Dzisiaj krótko, ale konkretnie. Niedawno natknęłam się na fragment wypowiedzi pani Helen Mirren, brytyjskiej aktorki, którą uwielbiam. Jest odważna, niezależna, utalentowana i ma w głębokim poważaniu, co ludzie o niej mówią. Wielokrotnie wypowiadała się na temat tego, dlaczego zdecydowała się nie mieć dzieci. Ostatnio jednak zahaczyła o temat „rodzinny” i „wychowawczy”. Nie chcę tu przytaczać całości, ale szło to mniej więcej tak: Gdybym miała córkę, to pierwsze słowa, których bym ją nauczyła, brzmiałyby „Spier.....j”. Bo dziewczynek takich rzeczy się nie uczy. Nikt im nie mówi, że można i tak – krótko, ostro i skutecznie. A czasami warto mieć tę odwagę, żeby jasno i wyraźnie dać komuś coś do zrozumienia.
Najpierw przeczytałam ten tekścik szybko i pobieżnie, jak typowy internetowy troll, i podobnie zresztą zareagowałam. Czyli bez sensu i z furią godną orkanu Ksawery. „Czy tę Mirren powaliło?! Jak to tak, fuck off do dziecka? A co ta dziewczynka jej zrobiła?!”
Potem dopiero ochłonęłam. Przeczytałam jeszcze raz. Załapałam. I doszłam do wniosku, że ma babka rację. Nie oznacza to, oczywiście, że przeprowadzę zaraz w domu szkolenie, po którym moje dzieci będą mówić tak, jakby cytowały filmy Tarantino. Spokojnie. Ale fajnie by było, gdyby moja córka zaczęła pojmować, że są chwile, kiedy bycie miłą dziewczynką nie zawsze zdaje egzamin. Kiedy bycie miłą zwraca się przeciwko nam. Kiedy bycie miłą wystawia nas na pożarcie i nie daje szans na obronę własnego zdania, stanowiska, swoich potrzeb, swojego ja. Są takie chwile, kiedy bycie miłą dziewczynką jest naprawdę do dupy, drodzy państwo. Czasami to się po prostu nie opłaca.
Chodzi o to, że dziewczynki są uczone, że mają być grzeczne. Miłe. Nawet uległe. Wszelkie emocje niekojarzone z byciem dziewczęcą czy kobiecą są natychmiast eliminowane, karane, jednoznacznie oceniane. Dziewczynki się nie wściekają, dziewczynki tak nie grymaszą, dziewczyny zawsze ładnie mówią i ładnie siadają… „A dlaczego ty nie nosisz spódniczek, jak inne dziewczynki, tak ładnie byś wyglądała”. Dziewczynki ładnie zjadają obiadki, ale nigdy nie tyją, bo to nie jest już ładne.
Dziewczęta ładnie się ubierają, ale gdy dorastają i zostają napadnięte, to pierwsze, na co zwraca się uwagę, to ich strój (pewnie był wyzywający). A trzeba być rozważną. I romantyczną, nigdy wulgarną, nawet kiedy od emocji para leci ci uszami.
Dziewczyny nie wyrażają swojego zdania. Dziewczynki są zawsze pomocne, broń Boże, żeby były roszczeniowe, bo to nie przystoi. Dziewczęta nie biorą, tylko dają. Z siebie wszystko, żeby być miłe.
Jak widać, bycie dziewczynką bywa cholernie frustrujące i wyczerpujące. To naprawdę kawał ciężkiej roboty, często zupełnie tym dziewczynkom niepotrzebnej.
Bo są chwile, kiedy trzeba powiedzieć to fuck off. Albo je wykrzyczeć. Albo wysyczeć, wstać i odejść, bo akurat nie mamy ochoty być miłą. A może akurat adresat tej odzywki zasłużył sobie na nią? Bo zbyt agresywnie się czegoś domagał, bo żądał, wymagał, a ty, dziewczynko, miałaś być miła i pomocna? A akurat nie miałaś siły, ochoty?
Tak więc, moje drogie panie, jeśli macie córki, to idźcie za radą Helen Mirren i nauczcie swoje córki tej chamskiej odzywki. Trenujecie je w stawianiu granic, w asertywności, w walce o swoje, o własny głos, dajcie im do ręki to prymitywne narzędzie, które czasami jest lepsze niż dyplomacja i kluczenie, miłe uśmiechy i trzymanie się savoir-vivre’u. To może im się naprawdę w życiu przydać.