Neue Wilde – Paulina Matuszelańska
Pierwszych, debiutanckich kolekcji zwykło się nie komentować. Każdy może stworzyć jedną świetną sylwetkę; trochę trudniej jest zaprojektować jedną świetną kolekcję, ale i to się udaje.
20.07.2011 | aktual.: 22.07.2011 17:02
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Pierwszych, debiutanckich kolekcji zwykło się nie komentować. Każdy może stworzyć jedną świetną sylwetkę; trochę trudniej jest zaprojektować jedną świetną kolekcję, ale i to się udaje. Oglądający czekają jednak na następne kroki projektantów, by upewnić się, że genialny debiut nie jest przypadkiem, tylko dojrzałym początkiem artystycznego życiorysu. Od tej zasady warto jednak uczynić wyjątek. Kogo obdarzymy kredytem zaufania? Dziś to Paulina Matuszelańska. I od razu namawiam, by zapamiętać to nazwisko.
Złota Nitka 2011 – powtórka z rozrywki
Kolekcję Pauliny zobaczyłem na tegorocznej, dziewiętnastej już Gali Finałowej konkursu dla projektantów Złota Nitka. „Pleats” stanęło w szranki ze 114 propozycjami z całego świata i zakwalifikowało się do finału. Na tym skończyły się sukcesy debiutanckiej kolekcji Pauliny – nie otrzymała żadnej nagrody ani wyróżnienia jury. Jurorzy większą uwagę poświęcili kolekcjom zbyt mocno i jednoznacznie nawiązującym do ubiegłorocznych laureatów.
Nic dziwnego, taki charakter ma „Złota Nitka”. Spektakularne kolekcje pojawiają się tu niezwykle rzadko, a przez kilka lat po genialnych objawieniach nagrody otrzymują projektowe wariacje na ich temat. Jednak „Pleats” zdecydowanie odstawało od setów prezentowanych przez jej rywali. Dlaczego? O tym za chwilę.
Siła konsekwencji
Paulina Matuszelańska zaprojektowała i wykonała kolekcję studiując dopiero na drugim roku w Katedrze Ubioru na łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych. Dopiero, bo studenci realizują pełne propozycje znacznie później. Na pierwszych latach skupiają się na eksperymencie i poszukiwaniu. Często, nie mogą odnaleźć się w nowej rzeczywistości, o której mieli zupełnie inne wyobrażenie. Zaczynają studia od kryzysu i tylko od nich zależy, czy znajdą w sobie siłę, by tworzyć.
Paulina od początku miała sprecyzowany pomysł na to, co chce robić. To z jednej strony podejście ograniczające, z drugiej – niezwykle rzadkie. Znacznie ciekawiej obserwuje się bowiem prace kogoś, kto wierzy w swe plastyczne decyzje i konsekwentnie dąży (często ta realizacja jest ciężka i skazana na niepowodzenie) do ich realizacji. Do rzeczy!
Siła różnorodności
„Pleats” - spłaszczający kolekcję tytuł, zwraca uwagę na to, od czego Paulina rozpoczęła pracę. Zbadała technologię plisowania tkanin, wykonała serię prób i stwierdziła, że właśnie temu zjawisku warto poświęcić uwagę. Odkrywcze? Zdecydowanie nie. W trakcie technicznych realizacji i wbrew zdroworozsądkowemu podejściu technologów zajmujących się zawodowo plisowaniem, Matuszelańska upierała się, by zaprogramować maszyny tak, by efekt ich pracy wyglądał na niewłaściwy. By był błędem, nieudaną próbką. Zaprojektowała nieregularne plisy, które bez jej komentarza i wprowadzenia wyglądają na złe splisowanie.
_**Zdjęcia: modelka - Ewelina Jańczak; make up - Patrycja Skórzak; stylizacja – Paulina Matuszelańska**_
Szyfon, który poddała tej obróbce jest regularnie załamywany na długości dwu metrów, by na ostatnich dwudziestu centymetrach niejako zsunąć się z maszyny i zagnieść nieregularnie. Odkrywcze i atrakcyjne wizualnie!
Wprowadzenie chaosu do mechanicznego i regularnego plisowania nie jest jedyną, wygraną dla Pauliny, rozgrywką z odbiorcą kolekcji. Kolejnym balansowaniem na granicy spójności jest wybór surowców i tkanin. W „Pleats” mamy bowiem do czynienia z szyfonem i muślinem zestawionymi z wełnianym suknem i flauszem, dzianinowym aksamitem i… moherową przędzą. Połączenie zasługujące na miano mieszanki wybuchowej, całkowicie podporządkowało się projektowej wizji Matuszelńskiej i stworzyło zróżnicowaną, ale niezwykle spójna całość.
Zróżnicowanie plisowań i surowców to wciąż zbyt mało? Zwróćcie uwagę na asortymenty, z których zbudowana jest kolekcja. Są luźne bluzki koszulowe, opinające ciała modelek welurowe body, swetry z długim i krótkim rękawem, stylizowane na lata osiemdziesiąte szerokie żakieto-płaszcze, plisowane spódnice mini i maxi. Stylizację uzupełniają welurowe paski, czasem wijące się w postaci niezwykłych naszyjników wokół szyj modelek. A wszystko to rozgrywa się tylko na dziesięciu sylwetkach.
Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt całości – uniwersalność. Zwykle kolekcje przeznaczone są na uroczyste gale lub codzienne wyjścia. „Pleats” to próba połączenia kolejnej skrajności i ominięcia szufladek „pret a porter” czy haute couture. Próba jak najbardziej udana.
Siła koloru
Siła Matuszelańskiej, mimo doskonałej pracy z surowcami, projektowaniem swetrowych dzianin i wrodzonego instynktu plastycznej kompozycji, tkwi w kolorze. Te zestawy, których poszukiwała, a gdy znalazła, musiała zbudować na nowo, by przełożyć je na dostępne tkaniny, są absolutnie genialną malarską interpretacją ubioru. Łatwość łączenia sprzeczności i praca z kolorem nie jest domeną współczesnych polskich projektantów.
W tej kwestii prym wiodą Włosi i właśnie we Włoszech życzę Paulinie kilkumiesięcznego stażu. Taki talent musi się rozwinąć w sprzyjających i naturalnych dla niego warunkach, by po chwili wrócić i lśnić w naszej polskiej rzeczywistości. Śledźmy jej poczynania i czekajmy cierpliwie na kolejną kolekcję. Warto!