Niezastąpione
Jeden z grzechów głównych macierzyństwa nosi nazwę „niezastąpioność”. Bo każda matka (no, prawie każda, ja na przykład się z tego leczę) taka właśnie chce być i do takiego ideału dąży. Chce być Jedyna, Najważniejsza i Niezastąpiona.
15.04.2014 16:01
Jeden z grzechów głównych macierzyństwa nosi nazwę „niezastąpioność”. Bo każda matka (no, prawie każda, ja na przykład się z tego leczę) taka właśnie chce być i do takiego ideału dąży. Chce być Jedyna, Najważniejsza i Niezastąpiona. Nie dajmy się zmylić tym wszystkim wzdychaniom, narzekaniom, skargom. Uwielbiamy to uczucie, że bez nas się nie da, że tylko my potrafimy. Po prostu bycie potrzebną to najlepszy, ogólnie dostępny narkotyk dla mam.
Uważacie, że jesteście wolne od tej potrzeby? Że detoks wam niepotrzebny? To zastanówcie się, kiedy ostatnio rzuciłyście pod nosem „Jak ja o czymś nie pomyślę...”, „No tak, skoro ja nie kupiłam...”, „Ale czy ja jestem waszą pokojówką?”, „A dlaczego ubrałeś go w te poplamione spodnie?”, „Matko, i najgorszą kurtkę ci założyli!”
Ja, ja – zgłaszam się jako pierwsza! Ja gadałam podobne farmazony, wypuszczałam z siebie oburzonym tonem całe serie podobnych pierdół w poczuciu, że beze mnie świat się wali, mir domowy leci na pysk, garderoba dziecka rozchodzi w szwach, a lodówka świeci pustkami. Bo jak mnie nie ma, to nic nie ma! Ja, czyli mama, wyznaczałam standardy i ustalałam zasady i pielęgnowałam rytuały, więc jeśli dziecko kąpane było o 21, a nie 20 i na kolację dostawało parówki, a nie tosty, jeśli w jakikolwiek sposób mój święty porządek został przestawiony, naruszony, to znaczyło, że jest źle. Powiem więcej, że jest źle z CZYJEJŚ winy. Bo przecież zawsze ktoś jest winny, prawda? A największą winą jest z reguły to, że ten ktoś nie jest nami i nie potrafi tak jak my i się nie nadaje.
Bardzo często tym kimś jest tata, okazjonalnie babcia. Co ciekawe, opiekunki nie podlegają zawsze tak surowej ocenie. Ale też nie zawsze wtedy surowość się opłaca; a nuż taka nie dorastająca nam do pięt babysitter obrazi się i pójdzie w cholerę?
Ale tata to co innego. On przecież nie potrafi, nie zdąży, nie ugotuje, nie wyprasuje (a prasowanie to podstawa!) i nie ubierze odpowiednio; za ciepło albo za zimno, kwestie odpowiednio dobranej kolorystyki celowo tu pomijam, bo wszystkie wiemy, że ta w wydaniu ojcowskim jest sporym wyzwaniem dla odbiorcy...
Pozwalam sobie na to bezczelne nabijanie się, ponieważ sama popełniałam te błędy i w ten sposób odcięłam tatusiowi dzieci rączki i zwolniłam z wszelkiej odpowiedzialności. Wokół obserwowałam więcej takich przypadków. Problem z niezastąpionością jest taki, że jest cholernie wyczerpująca i jak już człowiek się nią nacieszy i czuje się taki napompowany i ponad wszelką wątpliwość wyjątkowy, to nagle dopada go grypa albo ma ochotę wyjść do kina albo firma mu planuje wyjazd integracyjny. A ty, kobieto z najwyższej półki, musisz teraz komuś dziecko oddać pod opiekę. I jak to zrobić, jak się zrobiło z wszystkich dookoła nieporadne łajzy, co to pieluchy nie potrafią zmienić? Wtedy bycie taką debeściarą przekonaną o swej unikalności zamienia się w ułomność i karę.
Teraz już wiem – nie warto być niezastąpioną. I nie warto na siłę innych przekonywać o swojej wyjątkowości. Teraz już wiem. Ale kiedyś nie wiedziałam. I powoli, boleśnie odkrywałam smutną prawdę - że bycie niezastąpioną jest autentycznie, absolutnie i niezaprzeczalnie do dupy. Pozwalajcie się zastąpić przy każdej możliwej okazji.