Od cyców precz!
Jakoś tak się ułożyło na tym świecie, że mężczyzna może dowolnie i zgodnie z prawem zarządzać swoim ciałem i zdrowiem. A kobieta co chwila tłumaczyć się musi z tego, co z tym ciałem chce robić. Nie, to nie będzie tekst o aborcji - chociaż żołądek mi się wywraca na drugą stronę, kiedy pomyślę sobie, że w życie miałaby wejść ustawa jeszcze gorsza niż obecny „kompromis”. Będzie swojsko i nie tak patetycznie - o cyckach.
Jakoś tak się ułożyło na tym świecie, że mężczyzna może dowolnie i zgodnie z prawem zarządzać swoim ciałem i zdrowiem. A kobieta co chwila tłumaczyć się musi z tego, co z tym ciałem chce robić. Nie, to nie będzie tekst o aborcji - chociaż żołądek mi się wywraca na drugą stronę, kiedy pomyślę sobie, że w życie miałaby wejść ustawa jeszcze gorsza niż obecny „kompromis”. Będzie swojsko i nie tak patetycznie - o cyckach.
Tak wiem, pierś to chociaż brzmi dumnie, biust - chociaż erotycznie. Ale cycki? Zalatują pornosem. Ale to wciąż ten sam obiekt. Traktowany różnie w zależności od kontekstu. Nawet jeśli sposób użycia ten sam. I tak karmienie piersią jest w Polsce czczone, promowane, a jego najbardziej zapaleni zwolennicy zyskali nawet miano mafii laktacyjnej.
Jednak co innego promować, a co innego oglądać matkę polkę z cycem na wierzchu w parku. Albo pociągu. Galerii handlowej. Lub - o zgrozo - w galerii sztuki. Jedna z mam została niedawno wyproszona z Centrum Sztuki Współczesnej. Karmiła i zgorszyła, więc wyleciała. Potem odwołano wystawę zdjęć matek karmiących w warszawskim metrze. Bo jeszcze kogoś obrażą.
I rozgorzała bitwa. Matki zrobiły happening i nakarmiły na stacji potomstwo. A w Internecie zawrzało. Od głosów nie tylko zwolenników, ale i krytyków karmienia w miejscach publicznych. Ci drudzy, z poczuciem dumy, że oto przełamują tabu politycznej poprawności, zapytywali arogancko: a może by tak dyskretniej?
Czemu ja muszę to oglądać? To narusza moją przestrzeń. I w ogóle może by tak lepiej wyjścia planować i karmić w domu, a nie ciągać dzieciaka po supermarketach? A na plac zabaw nie łaska? Do parku? Z chustą. Dużą. Żebym nie oglądał(a).
Z góry uprzedzam - nie jestem wojującą matką karmiącą. Ale też i cyce w przestrzeni publicznej mi nie przeszkadzają. Skoro już namawia się nas prośbą i groźbą do naturalnego karmienia, to proszę potem nie narzekać, jak komuś sutek mignie niechcący przed oczami.
Panowie oddający z uporem maniaka mocz tuż pod sklepem czy przy parkowej ścieżce też naruszają moją przestrzeń. I jakoś z tym żyć muszę. W całym tym zamieszaniu uderza mnie jednak zupełnie inna rzecz. Otóż z tych głosów i opinii wynika porażająca prawda o postrzeganiu macierzyństwa w naszym przaśnym kraju.
Prawdziwa mama-ideał to osoba niewidzialna. Niby jest, ale nikt jej nie widzi. Karmi piersią, ale po cichu, pod kocem, żeby sąsiad się nie zgorszył, pani w galerii nie dostała apopleksji. Przemykać ma lekkim, szybkim krokiem z domu na plac zabaw lub do parku i z powrotem.
Żadnego „łażenia” po centrach handlowych, obiad niech sobie w domu ugotuje, żeby w restauracji porządnych ludzi nie straszyć. Ma się wtopić w tło i nie przeszkadzać. Nie domagać się. Nie tupać nogą. No i piersią nie epatować, bo takie epatowanie jest niesmaczne, nietaktowne, no kto to widział?
Zanim odezwą się głosy, że wyolbrzymiam, przesadzam i dorabiam filozofię, dodam tylko, że temat przerobiłam na własnej skórze i wiem o czym mówię. Już w ciąży człowiek dostaje lekcję tego, jak wyglądać będzie jego życie przez najbliższe miesiące.
Wchodzisz do autobusu lub tramwaju i jak na umówiony znak-sygnał wszyscy zaczynają wysyłać SMS-y albo podziwiać krajobraz za oknem. Nie ma ciebie, nie ma twojego brzucha. Nie ma więc i problemu. O kolejkach u lekarza czy w urzędach nie ma co wspominać, tam rządzi prawo dżungli.
Rodzisz - nie marudź, nie dopytuj się, po co ci ta wiedza? Urodzisz - nie przeszkadzaj personelowi. I rób, co każą. W pracy różnie bywa, ale gdyby było dobrze, to nikt by nie organizował konkursu na firmę przyjazną mamie. Najwyraźniej u nas to wciąż ewenement.
Wiem, że zdarzają się miłe pielęgniarki, urzędnicy, a czasem nawet ktoś miejsca ustąpi w tramwaju i pozwoli na pracę zdalną. Ale ja piszę o codzienności, a nie jej miłych przerywnikach.
To delikatne spychanie nas, szczególnie w pierwszych miesiącach macierzyństwa, w publiczny niebyt budzi mój sprzeciw. Nie chcę być przezroczysta. Nie chcę przepraszać za to, że karmiąc, matkując mam ochotę na nieco większy skrawek przestrzeni niż poczekalnia u pediatry czy ławka w parku. Nie będę niewidzialna. I już. No proszę, a miało być o cyckach...
ma/(kg)