Powrót macho w wersji neo
Mężczyźni nie mają łatwo. Jeszcze niedawno wydawało się, że aby stać się bożyszczem kobiet wystarczy mieć co najmniej tyle samo kosmetyków na półce co nasza wybranka i równie często odwiedzać fryzjera i manikiurzystkę. Tymczasem wystarczyła jedna ankieta przeprowadzona przez firmę kosmetyczną i dotychczasowy kanon męskości legł w gruzach. A cały świat odtrąbił powrót macho, chociaż tym razem w wersji neo.
Mężczyźni nie mają łatwo. Jeszcze niedawno wydawało się, że aby stać się bożyszczem kobiet wystarczy mieć co najmniej tyle samo kosmetyków na półce co nasza wybranka i równie często odwiedzać fryzjera i manikiurzystkę. Tymczasem wystarczyła jedna ankieta przeprowadzona przez firmę kosmetyczną i dotychczasowy kanon męskości legł w gruzach. A cały świat odtrąbił powrót macho, chociaż tym razem w wersji neo.
Dawniej wszystko było prostsze. Idealny mężczyzny miał być silny i romantyczny, dbać o swoją kobietę i dawać jej poczucie bezpieczeństwa. Nikt też nie wymagał od niego specjalnej dbałości o wygląd, o zwyczajnej higienie nawet nie wspominając. Prawdziwy mężczyzna miał bowiem pachnieć potem i tytoniem.
W ostatnich czasach męski wzorzec ulegał tylu przemianom, że dzisiaj trudno zorientować się w tym, jaki jest ten powszechnie obowiązujący. Jeszcze niedawno świat przeżywał zachwyt nad osobnikiem określanym mianem „metroseksualnego”. Jak określał go twórca terminu Mark Simpson : " to młody mężczyzna, bogaty, mieszkający w (lub przy) metropolii - ponieważ tam są najlepsze sklepy, kluby, siłownie i fryzjerzy. Może być gejem, hetero lub bi, lecz jest to bez znaczenia, gdyż sam dla siebie jest głównym obiektem miłości, przyjemności, a także obiektem seksualnym".
Nic dziwnego, że takie cechy najbardziej przypadły do gustu firmom sprzedającym kosmetyki i ubrania, które szybko znalazły w mężczyźnie „metroseksualnym” wyjątkowo chłonnego odbiorcę swoich dóbr. Mężczyzna zakochany w sobie kupi wszystko, co podbije jego ego i czym zaspokoi swoją próżność. Nie trzeba było czekać długo, a okazało się, że mężczyzna zajmujący łazienkę dłużej niż jego dziewczyna i podbierający jej kosmetyki wcale nie jest obiektem westchnień pań.
Czego pragną kobiety?
Duży producent kosmetyków pokusił się w ubiegłym roku o przeprowadzenie badań nad ideałem mężczyzny. I okazało się, że panie wcale nie chcą na towarzyszy swojego życia wrażliwych przystojniaczków z wygoloną klatką piersiową i włosami postawionymi na żel. Jak podał argentyński serwis corrientesnoticias.com.ar, 72% ankietowanych kobiet preferowało mężczyzn silnych i konsekwentnych, którzy wiedzą, czego chcą. Zdecydowana większość (85%) badanych chce, żeby inicjatywa nadal należała do mężczyzny - zwłaszcza w dziedzinie uwodzenia.
Ale ponieważ, jak wspomniano na początku, mężczyznom łatwo nie jest, prócz tego, że mają być silni, to jeszcze muszą być wrażliwi i delikatni. Z tej zbitki oczekiwań powstał nowy męski wzorzec, który ochrzczono mianem „neoseksualnego”. Oprócz siły, konsekwencji i wrażliwości mężczyzna neoseksualny ma być oczywiście zadbany. I chociaż nie musi już wstrzykiwać botoksu, depilować klatki piersiowej czy nakładać na noc maseczki przeciwzmarszczkowej, to w żadnym wypadku nie może pokazać się z brudnymi włosami czy kilkudniowym zarostem.
Inne cechy wyśnionego bohatera to: nienaganne maniery, poczucie humoru, pewność siebie, wysportowane ciało, złota rączka w domu. O tym, że ma być kochankiem doskonałym nie ma nawet sensu wspominać. Czyż to nie jest prawdziwy ideał? I która z nas nie zgodzi się ze stwierdzeniem, że mężczyzna „neoseksualny” to unikalne połączenie najlepszych cech męskich i kobiecych?
Nie ma wątpliwości, czemu służy przeprowadzanie tego typu ankiet. Odpowiedź jest bowiem prosta: sprzedaży jakiegoś produktu, a w tym wypadku niewątpliwie kosmetycznego. Jeśli więc spojrzymy na naszego „misia”, który właśnie w starych dresach zmienia pilotem kanały w telewizorze, nie wpadajmy w panikę. On jest przynajmniej prawdziwy, chociaż do ideału brakuje mu dużo. Ale przecież my też idealne nie jesteśmy.
mpi/sr