Przekręt Figury
Jaka przebiegła ta Figura. Najpierw perfidnie pozwoliła mężowi na to, żeby przez lata lał ją, ile wlezie, a po cichu planowała, jak by tu to jego hobby wykorzystać w przyszłości. Czekała cierpliwie na jakąś okazję, aż w końcu przestała czekać i wzięła sprawę w swoje ręce.
02.10.2012 14:32
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jaka przebiegła ta Figura. Najpierw perfidnie pozwoliła mężowi na to, żeby przez lata lał ją, ile wlezie, a po cichu planowała, jak by tu to jego hobby wykorzystać w przyszłości. Czekała cierpliwie na jakąś okazję, aż w końcu przestała czekać i wzięła sprawę w swoje ręce. Napisała autobiografię i tuż przed premierą wyznała w wywiadzie, że jest ofiarą przemocy domowej. Przecież nic tak nie sprzeda książki jak siniaki i publiczne upokorzenie! To ci dopiero promocja...
Tu wielkie brawa dla naszych internautów – brutalnie szczerych komentatorów naszej codzienności. Wiedzą wszystko o wszystkim i wszystkich i nie ma takiej opcji, aby jakaś gwiazdka zamydliła im oczy swoim płaczem na wizji i smutnymi wyznaniami w prasie kolorowej. Przecież tyle lat mówiła, że jest jej fajnie, to jakim prawem twierdzi teraz, że nie było jej fajnie? Jeśli NAPRAWDĘ było niefajnie, to by powiedziała o tym już lata temu, a nie udawała, że jest super i wszystko gra. Tak bezwstydnie pozowała uśmiechnięta z mężem do zdjęć, chadzała na premiery, sprawiła, że uwierzyli w jej la dolce vita. A teraz ona bezczelnie mówi, że udawała?! Pół Polski poczuło się oszukane. I dało temu wyraz, komentując w sieci każde wystąpienie aktorki, każdą łzę, drżenie głosu i zająknięcie.
„Ładny teatr!”, „Udaje, bo chce wyciągnąć od męża kasę”, „Skoro tak ją lał latami, to dlaczego nie odeszła wcześniej?”, „Pewnie reklamuje w ten sposób swoją autobiografię”, „To tylko jedna wersja historii, przecież jej mąż mówi, że to nieprawda...”.
Komentarze w tym duchu ukazują się pod kolejnymi tekstami o dramacie Katarzyny Figury. Bo przemoc domowa to dramat. Maltretowanie fizyczne czy psychiczne (najczęściej jedno towarzyszy drugiemu), nieustanne niszczenie czyjegoś poczucia własnej wartości, życie na emocjonalnej huśtawce, bo nigdy nie wiadomo, czym się oprawcę obrazi, urazi, zdenerwuje – to nie brzmi wcale jak słodkie życie, prawda?
Ale kiedy przydarza się aktorce, okazuje się, że to perfidna manipulacja, bo... Sama nie wiem. Ludziom z show-biznesu takie rzeczy się nie zdarzają?
Argumenty „opinii publicznej” powalają, dobijają i dają sygnał, że przemoc domowa to w Polsce wciąż temat tabu, którego nie powinno się wywlekać poza własne cztery ściany. Nie wypada. Tak prać własne brudy publicznie, jak można? Mówić o takich rzeczach, a fe. Najlepiej cierpieć sobie po cichu albo odejść, ale szybko, bo inaczej jest się po prostu frajerką.
Smutny jest fakt, że kiedy ktoś przezwycięża wstyd, strach i głośno mówi o swoim dramacie, to pierwszą reakcją „publiki” jest niedowierzanie i oskarżenia. Kobieta ogłasza, że przez lata była bita przez męża i jakimś cudem setki, tysiące osób automatycznie staje po stronie męża. Wykorzystują w tym celu jej zawód (bo jest aktorką, to na pewno udaje), jej związek z show-biznesem (bo to na bank taki lans i promocja), jej dotychczasowe milczenie (coś tu nie gra, dlaczego dopiero teraz jej to przeszkadza?).
Powiem szczerze: mi także nie przypadła do gustu sesja zdjęciowa w „Vivie” towarzysząca tej pierwszej rozmowie o sytuacji pani Figury. Temat bolesny i bardzo serio, a sesja afektowana, sztuczna, kiczowata. Ale nie oznacza to, że od razu przyszło mi do głowy: „Ona kłamie”. Przeczytałam, przetrawiłam i pomyślałam: a może to i lepiej, że w „Vivie”, może więcej kobiet przeczyta. A może w ten sposób chce się obronić przed mężem? A może taki teatr pod postacią wypieszczonej sesji sprawi, że łatwiej jest jej o tym koszmarze opowiedzieć? Ale w żadnym przypadku nie wpadłam od razu na pomysł, że to taka promocja i pomysł na obecność w mediach. Optymiści twierdzą, że skoro ktoś tak popularny zdecydował się opowiedzieć o swoich przeżyciach, to inne ofiary przemocy domowej zaczną wychodzić z ukrycia i przestaną wstydzić się swojej niemocy, nadziei, której chwytały się przez lata i zaczną prosić o pomoc. Ja, niestety, do optymistów nie należę. Skoro ktoś tak popularny za tego typu wyznanie obrywa nieustannie po dupie, to
teraz mało kto zdecyduje się o swoim losie opowiedzieć. I tak nikt im nie uwierzy.
A szkoda. Witajcie w polskim piekiełku.