Robert Serek: Bawię się życiem!
Japoński dom mody Comme De Garçons od lat 70-tych zaskakuje awangardowymi projektami. Nie wyznacza trendów, lecz stara się trafić w gusta swojej nietuzinkowej klienteli. O sukienkach zakładanych do góry nogami i innych zwariowanych, japońskich pomysłach opowiada Robert Serek, przedstawiciel Comme De Garçons.
Japoński dom mody Comme De Garçons od lat 70-tych zaskakuje awangardowymi projektami. Nie wyznacza trendów, lecz stara się trafić w gusta swojej klienteli. To głównie artyści, którzy żyją swoim tempem i stawiają na nietuzinkowe kreacje. O sukienkach zakładanych do góry nogami i innych zwariowanych, japońskich pomysłach opowiada Robert Serek, przedstawiciel Comme De Garçons.
Czym jest Comme De Garçons?
Jest to sieć sklepów – partyzantów Guerilla Store. Jest ich około 8, m.in. w Singapurze, Hong Kongu i Warszawie.
Co jest nietypowego w tej sieci?
Sklepy pojawiają się, a po roku znikają. Okupujemy zastaną przestrzeń prawie nic w niej nie zmieniając. Mój sklep znajdował się w filarze mostu Poniatowskiego. Inne sklepy znajdowały się na przykład w aptece, drukarni czy masarni. Naprawdę warto nas odwiedzić i zobaczyć, jakie Japończycy mają śmieszne pomysły z odrobiny naszej polskiej swojskości.
Czemu tak często zmieniacie lokalizacje? To forma promocji czy awangarda?
Japoński dom mody Comme De Garçons od lat 70-tych zaskakuje projektami oraz sklepami. Od 2004 roku realizujemy pomysł sklepów tymczasowych, bez budowania sklepów sieciowych, wydawania milionów dolarów na podłogę i meble z afrykańskiego drewna. Wykorzystujemy istniejącą i nietypową przestrzeń.
Gdzie powstały pierwsze sklepy?
Były to m.in. Berlin, Helsinki, Barcelona w willowych dzielnicach. W planach było także Wilno, ale sklep powstanie tam dopiero w przyszłym roku.
OBEJRZYJ FILM Jakie były założenia?
Plan był taki, aby trwało to najdłużej rok. W tej chwili powstały już nawet sklepy trzytygodniowe np. na Oktoberfest w Monachium czy na targach sztuki w Bazylei.
To zabawa w kotka i myszkę z klientem?
Jest to z jednej strony zwariowany pomysł, ale z drugiej - opłacalny. To nie tak, że nie chcemy zarabiać. Charakter Guerilla Store jest taki, że oprócz kolekcji bieżących, które można kupić dużych, firmowych sklepach Comme De Garçons, tj. Paryżu, Londynie czy Japonii, w małych butikach można kupić kolekcje vintage, czyli sprzed kilku sezonów. Dodam, że po dużo niższej cenie. Niestety, rzeczy są dość drogie, np. jedna z naszych sukienek to koszt ok. 7 tys. złotych.
Jest to dla Ciebie praca czy zabawa?
Ja ogólnie bawię się życiem. Sklep przynosi dochód, jeżeli ktoś kupuje. Ubrania oprócz tego, że dość drogie, należą do „trudnych”, jak np. kowbojskie spodnie, sukienka, którą zakłada się do góry nogami czy sukienka przeżarta przez „myszy”.
Czy te ubrania można nazwać "modnymi"?
Comme De Garçons raczej nie wyznacza trendów. Głównej projektantce zależy na tym, aby trafiać do klienteli, która czuje to, co robi. Jest bardziej artystką niż bizneswoman. Robi to, na co ma ochotę, np. przerabiając odzież roboczą na sukienki.
Jak to się przekłada na polskie realia?
U nas społeczeństwo, które ma pieniądze to tzw. „królowie majonezu”. Lubią ubrania z dużym logo. Musi być widać, że były drogie i są firmowe. Moimi klientami są głównie artyści, ludzie żyjący swoim tempem i robiący to, co lubią, i tak też się ubierają. Nie są ograniczeni żadnymi korporacyjnymi ramami.
OBEJRZYJ FILM Powiedz coś o perfumach Comme De Garçons.
Są to na pewno perfumy inne niż wszystkie. Dość dobrze sprzedają się zapachy pięciu najważniejszych religii, kultur i wyznań np. zapach mirry i kadzidła, znany z naszego kościoła. Oprócz tego mamy np. zapach meczetu w Maroku. Są to zimowe, ciepłe i bardzo ciężkie zapachy. Idealne na polską pluchę. A dla tych, którzy lubią syntetyki mamy serię wyglądającą jak spraye do graffiti. Natomiast zapachy są dość nietypowe, bo jest to np. zapach smoły, zapach pralni chemicznej, zapach sody, czyli napoju energetycznego. Oprócz tego jest także zapach garażu i sztucznej skóry. Większość z trzydziestu kilku zapachów podzielona jest na serie np. czerwoną lub liści.
Jakieś krajowe akcenty?
Owszem, oprócz projektów japońskich, mamy także kolekcję zaprojektowaną przez Filipa Pągowskiego, syna wybitnego polskiego plakacisty - Henryka Tomaszewskiego. Filip pomalował całą kolekcję damską w swoje motywy tj. usta, żyletki, kwiaty. Potem zaczął projektować plakaty i reklamy Comme De Garçons. Zaprojektował również logo do linii Play, czyli sportowej, bardzo popularnej w Japonii. Jest to uśmiechnięte serce z oczami. Dzięki niemu plakaty ojca zaistniały na koszulach i t-shirtach Comme De Garçons w najnowszej kolekcji męskiej. Są to cztery plakaty Tomaszewskiego z lat 80-tych, oraz główne motywy z tych plakatów nadrukowane na koszule męskie. Polska Górą!
My z założenia kolaborujemy z miejscowymi artystami. Mam nadzieję, że w przyszłości stworzymy odrębny projekt tylko na Polskę, z którymś z polskich artystów młodego pokolenia. Wszystko to niestety przechodzi przez Paryż i Tokio, więc proces decyzyjny jest długi.
Współpracujecie z innymi firmami?
Oczywiście. Comme De Garçons współpracuje z takimi firmami jak Fred Perry, Levis, Moncler czy Nike. Zgodziliśmy się na wyłączność pewnych modeli Nike tylko na Polskę.
Czy facetowi wypada tyle mówić o modzie?
Tak naprawdę większość projektantów w historii mody to faceci. Ubieranie się jest czynnością taką samą jak jedzenie. To dwie na pewno wykonywane codziennie czynności. Można mieć lepszy gust i szukać lepszej restauracji lub ciuchów albo nie. Wszystkim zostawiam to do przemyślenia.