Blisko ludziSzczęśliwy tylko szczupły?

Szczęśliwy tylko szczupły?

Czasami w przerwach od pracy surfuję sobie po sieci. Tak bez celu zerkam tu i tam, żeby zobaczyć, co tam teraz jest na topie, jaki film z bekającym niemowlakiem zebrał najwięcej lajków, kto założył nieudaną kreację, a kto miał za dużo pudru albo za małe buty, lub kto został właśnie najbardziej znienawidzonym człowiekiem tygodnia.

24.07.2014 13:36

Czasami w przerwach od pracy surfuję sobie po sieci. Tak bez celu zerkam tu i tam, żeby zobaczyć, co tam teraz jest na topie, jaki film z bekającym niemowlakiem zebrał najwięcej lajków, kto założył nieudaną kreację, a kto miał za dużo pudru albo za małe buty, lub kto został właśnie najbardziej znienawidzonym człowiekiem miesiąca.

Zwycięzcą w tej ostatniej kategorii był ostatnio pewien bloger z natemat.pl, który popełnił tekst „Gdy widzę grubych ludzi, jest mi ich żal”. O tym, że sam był kiedyś gruby, pochłaniał głównie kebaby, a teraz jest szczupły, biega i wcina ziarna słonecznika, i jak tak żuje te ziarenka i truchta sobie po mieście, to żal mu serce ściska, jak zobaczy jakiegoś grubasa. Bo wie, że to głęboko nieszczęśliwa istota, która poniosła porażkę w każdej sferze swojego tłustego życia.

Tekst spotkał się z falą krytyki, zjechano go i zmiażdżono na wiele sposobów, chociaż oczywiście znaleźli się i obrońcy. Pozwolę sobie jednak dołączyć do tej pierwszej grupy. Dlaczego? Bo jestem właśnie na etapie wtłaczania starszemu (lat 9) dziecku do głowy, że u człowieka nie tylko wygląd się liczy. Jeśli ktoś ma jakąś fałdkę na brzuchu, nie czyni go to kimś gorszym, że liczy się charakter i wiedza, i talenty, i empatia, i jeszcze kilka rzeczy, a nie to, czy człowiek wciśnie się w rozmiar M czy L czy dopiero XL.

Dlatego, kiedy czytam taki tekst, jak ten o żałowaniu grubych, to nóż w kieszeni mi się otwiera i szlag mnie trafia. Takie proste zawstydzanie osób z nadwagą jest dla mnie absolutnie niedopuszczalne.

Z kilku powodów...

* Bo* jest to zawoalowana dyskryminacja osób otyłych. Całe to pisanie o „workach słoniny”, tłustych, obleśnych brzuchach, o tym, jakie to grubasy nieudane mają życie prywatne, jak szefostwo będzie ich omijać rozdzielając ważne projekty, bo to przecież normalne, że jak gruby, to powolny i mało wydajny; całość jest zwyczajnie pełna pogardy do osób walczących z nadprogramowymi kilogramami, chociaż nieudolnie łagodzona jest wtrętami typu „nie pogardzam”, „staram się akceptować”, „jest mi ich żal”. Strasznie się to czyta.

Bo to akceptacja dla dyskryminacji ze względu na wygląd; trzeba schudnąć, bo szef nie da awansu, żadna dziewczyna/chłopak nas nie zechce, w żadne ciuchy nie wejdziemy i w ogóle będziemy mieć życie beznadziejne, pozbawione radości. To takie prostackie przyklaśnięcie stereotypom.

Bo autor tekstu sugeruje, że nasze szczęście, powodzenie, życiowe sukcesy zależą od wagi i rozmiaru ciuchów. „Szczupli czują się lepiej, bardziej atrakcyjnie, a przez to rzeczywiście są bardziej atrakcyjni. Są weseli i lgną do nich ludzie, którzy chcą z nimi przebywać. Osoby grube nie są równie atrakcyjne i społeczeństwo tak właśnie je traktuje”. Jeśli moje dzieci kiedykolwiek zaczną tak prostacko postrzegać rzeczywistość, to będzie oznaczało, że gdzieś po drodze nawaliłam jako rodzic.

Bo chociaż w założeniu miał to być tekst nawołujący do podjęcia zdrowego stylu życia, to w rzeczywistości jest to zwykły paszkwil na osoby o większych rozmiarach. O zdrowiu za wiele tu nie ma. A szkoda.

Bo mam wrażenie, że autor za otyłe traktuje już osoby z lekką nadwagą, przeraża go widok każdej oponki, fałdki, odstępstwa od norm narzucanych przez media, reklamy. Żeby wywołać u niego żal, nie trzeba być chorobliwie otyłym, mieć cukrzycę, zmasakrowane stawy, żyły zapchane płytkami cholesterolu. Wystarczy mieć lekko wystający brzuch. Grubsze uda.

Bo przekonanie, że utrata wagi naprawi wszystkie życiowe problemy to droga donikąd.

Bo jestem kobietą, a to my właśnie najczęściej oceniane jesteśmy po wyglądzie. Dlatego zwalczam takie myślenie, chore poglądy, skupianie się tylko na powierzchowności człowieka.
Kobiety znają ten mechanizm od zawsze. Są ściśle wyznaczone kryteria, jak wyglądać powinna babka atrakcyjna: brzuch musi być płaski, biust jędrny/na baczność, wcięcie w talii, przerwa między udami. Mamy być chude, ale nie ZA chude, bo wtedy to też wstyd-anoreksja-wieszak. Mamy być krągłe, ale nie pulchne, bo wtedy też wstyd/tłusta świnia/utyta maszkara/leniwe dupsko.

W tym wszystkim mamy zachować kobiecość, seksapil i jeszcze być całe gładkie, wygolone, nieskazitelne i (uwaga, będzie zabawnie)... naturalne! Od dziecka wpaja się nam, że jak będziemy piękne, chude i zadbane, to nam się w życiu ułoży. Nawet jak w pracy nie wyjdzie, to chociaż męża fajnego złapiemy, założymy rodzinę i jakoś dociągniemy do starości, kiedy to ładnym i szczupłym już być nie trzeba. Bo i tak mało kto zwraca wtedy na człowieka uwagę.

Zwalczam takie myślenie zawsze, bo jest z gruntu złe, niesprawiedliwe, płytkie i podszyte kompleksami. A gdy czytam takie teksty, to jest mi autora żal. A wam?

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (7)