Test kosmetyków AA WoC
Marka AA słynie z produktów do pielęgnacji skóry wrażliwej i skłonnej do alergii, ale tym razem dała się poznać od zupełnie nowej strony. W najnowszej linii AA Wings of Color znajdziemy kosmetyki w szerokiej gamie kolorystycznej przeznaczone do makijażu. Czy warto w nie zainwestować? Sprawdźmy!
15.12.2017 | aktual.: 15.12.2017 12:49
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Najpierw produktami AA Wings of Color pomalowała mnie jedna z najpopularniejszych polskich wizażystek, Magda Pieczonka. W czasie wizyty w jej salonie mogłam się im przyjrzeć z bliska i przygotować się do samodzielnego wykonania makijażu. Po wysłuchaniu wszystkich rad ekspertki przyszedł czas na mój test. Wśród produktów, które miałam okazję wypróbować, znalazły się baza, podkład, korektor, puder brązujący, rozświetlacz, tusz do rzęs, żel do brwi i błyszczyk.
Baza
Na samym początku użyłam bazy wygładzającej Matt Filler. Podczas rozsmarowywania jej na twarzy zwróciłam szczególną uwagę na jej bardzo gęstą konsystencję. Wydawało mi się, że w połączeniu z warstwą podkładu może pojawić się efekt maski, którego każda z nas wolałaby uniknąć. Jednak moje obawy się nie sprawdziły – wbrew pozorom baza nie obciąża makijażu, za to doskonale wygładza cerę. Zawarte w niej kolagen, kwas hialuronowy i ceramidy sprawiają, że może też być alternatywą dla kremu.
Podkład
Zanim wypróbowałam podkład Ideal Match + Vitamins C+E, zwróciłam uwagę na jego skład. Znalazły się w nim m. in. ekstrakt z aceroli i witamina E, które mają za zadanie zapewnić skórze witalność i dodać jej świeżości. To jeden z niewielu podkładów na rynku, który pełni też funkcję pielęgnacyjną. Co więcej, formuła ta działa również przeciwstarzeniowo, więc idealnie nadaje się dla skóry dojrzałej.
Dzięki swoim właściwościom podkład dopasowuje się do każdego rodzaju cery. Tak przynajmniej było napisane na etykiecie. Ja mam skórę suchą i muszę przyznać, że ten kosmetyk to strzał w dziesiątkę. Po nałożeniu go cera nie była przesuszona, ale też przesadnie się nie świeciła. Chciałam, aby wyglądała świeżo, naturalnie i udało się. Dodam, że zastosowałam podkład w odcieniu – Vanilla.
Multi korektor
Niestety natura obdarzyła mnie cieniami pod oczami i z doświadczenia wiem, że nie każdy korektor jest w stanie je dobrze zamaskować. Jednak multi korektor od AA okazał się skuteczny. Sporą ilość naniosłam na skórę pod oczami i po chwili cienie były praktycznie niewidoczne. Kosmetyku użyłam też w okolicy załamania na brodzie, w kącikach oczu i wokół skrzydełek nosa. Skóra w tych miejscach wyraźnie się rozjaśniła.
Puder brązujący
W kolejnym etapie zamiast różu użyłam pudru brązującego z rozświetlającymi drobinkami. W składzie tego produktu znalazły się witamina E, zwana witaminą młodości i bogaty w karoten olej z nasion marchwi – również o działaniu przeciwstarzeniowym. Aby uzyskać efekt skóry muśniętej słońcem, bronzer należy nałożyć pędzlem na kości policzkowe. Mnie zależało na tym, aby jednocześnie wymodelować kształt twarzy, dlatego zastosowałam jeszcze odrobinę w okolicach linii włosów, linii żuchwy i wzdłuż nosa. Efekt był zadowalający, jednak do całkowitego wykończenia niezbędny okazał się rozświetlacz.
Rozświetlacz
Rozświetlacz Precious Highlighter z witaminą C nie tylko nadał mojej twarzy promienny blask, lecz także wyraźnie ją wymodelował. Zgodnie ze wskazówkami Magdy Pieczonki naniosłam go na środek czoła, tuż pod linią brwi, na powieki, na nos, podbródek i nad łukiem kupidyna.
Trzeba dodać, że produkt ten jest naprawdę wydajny. Wystarczy odrobina, aby uzyskać efekt lśniącej, zdrowej skóry. Rozświetlacz przeznaczony jest do każdego typu cery, ale nie polecam używać go w okolicach zmarszczek, wyprysków i rozszerzonych porów, bo zamiast dodać nam urody, uwypukli niedoskonałości.
Tusz do rzęs
Nic tak nie podkreśla spojrzenia jak tusz do rzęs. Właśnie dlatego jest to jeden z tych kosmetyków, bez których trudno byłoby mi się obejść. Odpowiedni produkt powinien spełniać kilka podstawowych wymogów – musi mieć m. in. dobrze wyprofilowaną, gęstą szczoteczkę. Pod tym względem mascara No-limit Volume sprawdziła się bez zarzutu.
Jednak aplikator to nie wszystko. Ważne, aby tusz łatwo się rozprowadzał, nie sklejał rzęs i był trwały. Najlepiej, gdy utrzymuje się przez cały dzień i nie pozostawia śladów nad górną powieką. Z tym zadaniem mascara od AA też sobie poradziła. Po nałożeniu dwóch warstw rzęsy nabrały objętości i wyglądały na znacznie grubsze. To według mnie jeden z najlepszych kosmetyków z linii AA Wings of Color.
Żel do brwi
Moje brwi z natury są ciemne i grube, więc nie potrzebowałam już nic, co miałoby dodać im wyrazistości. Wystarczył żel do brwi w brązowym odcieniu, który precyzyjnie podkreślił każdy włosek i nadał łukom lekkiego połysku. Kosmetyk został wyposażony w szczoteczkę dokładnie rozczesującą brwi.
Błyszczyk
Na koniec nie mogło zabraknąć błyszczyka. Łososiowy odcień o nazwie Nectarine sprawdza się doskonale w makijażu dziennym. Jednak przyznaję, że do tej pory byłam sceptycznie nastawiona do błyszczyków o gęstej konsystencji. Stosowałam już kilka takich i choć wyglądały pięknie na ustach, szybko je zjadałam. Wydawało mi się, że ten produkt też może nie przejść mojego testu trwałości. Co prawda po zjedzeniu posiłku nie utrzymał w całości, ale po drobnej poprawce wszystko wróciło do normy.
Zaraz po nałożeniu błyszczyka moje usta wyglądały na większe i stały się pełne blasku. Ale to nie wszystko. Skóra była mocno nawilżona i odżywiona dzięki olejkowi z pestek winogron i kolagenowi. Zdecydowanie polecam go szczególnie w sezonie grzewczym, kiedy skóra ust najbardziej narażona jest na przesuszenie i pękanie.
Partnerem artykułu jest marka AA