Trzy kobiety, trzy drogi, jeden cel: równowaga. Suzuki Swift drogą do samej siebie
Każda z nich reprezentuje inną stronę kobiecej siły. Aneta Rygielska – pięściarka, dla której ruch to codzienna walka o marzenia i pokonywanie własnych słabości. Aleksandra Ciupa – influencerka, która w świecie ocen i presji mediów społecznościowych odnajduje autentyczność i spokój. Aleksandra Gąsior – dziewczyna codzienności, znajdująca szczęście w prostych rytuałach i podróżach bez pośpiechu. Łączy je jedno: potrzeba równowagi i nieustanny ruch naprzód. W ich historii Suzuki Swift staje się nie tylko środkiem transportu, ale też metaforą życiowej drogi.
Wirtualna Polska: Czym dla Was jest bycie w ruchu?
Aneta Rygielska: Bycie w ruchu to dla mnie dbanie o siebie i swój organizm. Ruch jest potrzebny każdemu człowiekowi do prawidłowego rozwoju. W moim przypadku, gdzie ruch jest moją pracą, wiąże się on również z osiąganiem wymarzonych celów. To dla mnie nie tylko codzienność, ale też sposób na rozwój – fizyczny, mentalny i emocjonalny.
Aleksandra Gąsior: Bycie w ruchu to mój sposób na życie. Od kwietnia zrobiłam już 20 tysięcy kilometrów swoim Swiftem po Polsce, więc mogę śmiało powiedzieć, że ruch to mój stan naturalny. Dla mnie to nie tylko droga do celu, to sposób na odkrywanie ludzi, miejsc i smaków… Często w formie zapiekanki z małej wsi, która potrafi zaskoczyć bardziej niż niejeden city break. Dla mnie ruch to nie tylko droga do celu, ale sposób na zbieranie historii i doświadczeń, które zostają ze mną na długo.
Aleksandra Ciupa: Bycie w ruchu to dla mnie… codzienność! Czasem to bieg z planu na plan, czasem za marzeniami, czasem za szczęściem i miłością, a czasem po prostu za kawą. Ale zawsze ruch daje mi energię, poczucie, że coś się dzieje. Nie potrafię siedzieć w miejscu, więc chyba to mój naturalny stan ducha. To mój sposób na życie. Ruch daje mi poczucie, że rozwijam się, że nie stoję w miejscu. To właśnie w ruchu czuję równowagę, nawet jeśli czasem gubię kierunek. Praca w telewizji, jako DJ, influencerka, modelka to ciągły ruch, nowe projekty, nowe wyzwania, nowe emocje. Kiedy dzieje się dużo, czuję że naprawdę żyje.
WP: Kiedy czujecie się naprawdę sobą – silne, spokojne, autentyczne?
Aleksandra Gąsior: Najbardziej sobą czuję się w aucie. Spędzam za kierownicą połowę swojego czasu i właśnie tam dzieje się wszystko: myśli, pomysły, emocje. Droga ma w sobie coś terapeutycznego, pozwala poukładać to, co w głowie, i zostawić za sobą to, co już niepotrzebne. W aucie nie muszę grać żadnej roli, po prostu jadę przed siebie, a sama droga mnie uspokaja, porządkuje, inspiruje.
Aleksandra Ciupa: Kocham jazdę autem. Zarówno po mieście jak i długie trasy. Kiedy jadę samochodem i słyszę tylko silnik i swoje myśli, wtedy czuję spokój i mam przestrzeń, w której mogę poczuć się sobą, komfortowo, bezpiecznie. W zależności od nastroju lubię też tę opcję, gdy włączam muzykę i śpiewam na cały głos, nie przejmując się, że ktoś na mnie dziwnie zerka na światłach.
Aneta Rygielska: Sobą czuję się na co dzień, ponieważ nie dopuszczam do sytuacji, w których robię coś wbrew sobie. Choć stawianie granic zajęło mi trochę czasu, dziś mogę powiedzieć, że jestem silną i niezależną kobietą, która nie musi nikogo udawać. W dzisiejszych czasach to właśnie autentyczność jest jedną z najbardziej cenionych cech. A w ringu czuję się jak ryba w wodzie – tam jestem w swoim żywiole.
WP: Jak radzicie sobie z presją i oczekiwaniami – swoimi lub cudzymi?
Aleksandra Ciupa: Presja? Znam ją dobrze, ale staram się, żeby mnie motywowała, a nie paraliżowała. Nie da się zadowolić wszystkich, więc skupiam się na tym, żebym to przede wszystkim ja była zadowolona z siebie. Robię wszystko tak, jak czuję – w zgodzie ze sobą. Odrzucam to, co mi nie służy, i właśnie dzięki temu czuję, że w ostatnim czasie stałam się najlepszą wersją siebie. Uwielbiam powiedzenie: "nie bój się bać" – bo odwaga nie polega na tym, żeby się nie bać, tylko żeby działać mimo strachu. A kiedy tempo staje się zbyt szybkie, znajduję chwilę na reset – muzyka, jazda autem, sport, czas z przyjaciółmi.
Aneta Rygielska: Radzenie sobie z presją i oczekiwaniami ludzi jest bardzo trudne. Trzeba być blisko siebie, ufać sobie i temu, co się robi. Nie patrzeć na innych, bo każdy idzie swoją własną ścieżką. Oczekiwania ludzi będą zawsze, dlatego warto zamknąć się w swoim świecie, w swojej bańce i nie wpuszczać tam opinii innych. Kiedy robisz wszystko w zgodzie ze sobą, oczekiwania ludzi przestają Cię obchodzić.
Aleksandra Gąsior: Wiesz, kiedy siedzisz w samochodzie na parkingu w środku Podlasia z zapiekanką w ręku i nikt cię nie zna, to nagle okazuje się, że nic nie musisz udowadniać. Ja po prostu robię swoje: z uśmiechem, humorem i świadomością, że życie nie jest sprintem, tylko trasą pełną nieoczekiwanych przystanków.
WP: Suzuki Swift to symbol ruchu i równowagi. Jaką "Waszą wersję" pokazuje ten samochód?
Aleksandra Gąsior: Swift to ja w pigułce – kompaktowa, energiczna i zawsze gotowa wyruszyć w trasę, nawet jeśli nie do końca wiem, dokąd. Czasem jadę za planem, a czasem za przeczuciem. Lubię ten moment, kiedy droga prowadzi mnie tam, gdzie jeszcze nie byłam, nie tylko dosłownie, ale też w sensie miejsca i emocji. Bo równowaga dla mnie to nie zatrzymanie się, tylko spokojna pewność, że jadę we właściwym kierunku. A Swift przypomina mi, że droga jest częścią życia, a nie tylko dążeniem do celu.
Aleksandra Ciupa: Suzuki Swift pokazuje dokładnie moją codzienność – pełną energii, ruchu i spontaniczności. Na co dzień dużo ćwiczę, jestem aktywna i żyję w szybkim tempie, więc potrzebuję czegoś, co dotrzyma mi kroku. Ale kiedy trzeba, potrafię się maksymalnie skoncentrować i skupić na swoich celach. Myślę, że właśnie to połączenie najlepiej mnie opisuje – spontaniczna i pełna życia, ale też zdeterminowana, żeby zawsze dojść tam, gdzie chcę. Swift idealnie oddaje ten balans między luzem a skupieniem.
Aneta Rygielska: Samochód zdecydowanie pokazuje mnie skoncentrowaną na zadaniu. To tak jak dojechać od punktu A do punktu B – w moim przypadku to życie od zawodów do zawodów, a pomiędzy nimi robienie czegoś dla siebie.
WP: Aneto, co w sporcie jest trudniejsze – trening ciała czy walka z własnymi myślami? Jak uczysz się przekuwać porażki w siłę?
Aneta Rygielska: Trening ciała praktykuję od dziecka – zawsze byłam bardzo energiczna i uwielbiałam się ruszać. Moja koncentracja w pewnym wieku skupiła się na boksie i robiłam wszystko, by być najlepsza. Jednak boks nie jest prostym sportem – tu nie liczą się tylko mięśnie i technika, ale również głowa, która odgrywa ogromną rolę w osiąganiu sukcesu. Podczas zawodów myśli, które się pojawiają, potrafią być naprawdę skrajne.
Jeśli chodzi o porażki – mogłoby się wydawać, że to coś negatywnego, ale to właśnie one nas budują. Sprawiają, że wychodzimy ze strefy komfortu, zaczynamy dostrzegać rzeczy, których wcześniej nie widzieliśmy, i często stajemy się innymi ludźmi. Gdy człowiek jest pokorny, pewny siebie i wierzy, że sukces czeka tuż za rogiem – po prostu się nie poddaje. W sporcie nauczyłam się determinacji i to bardzo mocno rezonuje też w moim życiu osobistym. Generalnie – jeśli coś sobie postanowię, to prędzej czy później to się spełnia.
WP: Olu, Twoje życie wydaje się spokojne i harmonijne. Jakie codzienne rytuały pomagają Ci dbać o siebie i swoje poczucie szczęścia?
Aleksandra Gąsior: Moje życie może z zewnątrz wyglądać spokojnie i harmonijnie, ale to tylko pozory. Wystarczy zajrzeć na mój Instagram, żeby wiedzieć, że potrafię wprowadzić trochę kontrolowanego chaosu. Mój rytuał to kawa o poranku, dobre radio w aucie i rozmowy z ludźmi, których spotykam po drodze. Ale zanim ruszę w trasę, o szóstej rano jestem już na siłowni – to mój sposób, żeby poukładać głowę, zanim zacznie się dzień. Po treningu jem swojego ulubionego omleta w małej stołówce, gdzie wszyscy znają się po imieniu. To proste momenty, ale właśnie one dają mi poczucie stabilności w ciągłym ruchu. Szczęście dla mnie to nie wielkie wydarzenia, tylko te małe chwile, w których czuję wdzięczność za to, gdzie jestem.
WP: Olu, a ty, w świecie pełnym ocen i porównań, jak znajdujesz przestrzeń na autentyczność i wewnętrzny balans?
Aleksandra Ciupa: Jako że pracuję w mediach i jestem influencerką, wiem, że mam wpływ na innych, dlatego staram się być sobą i niczego nie udawać. Pokazuję, że można iść własną drogą, nawet jeśli czasem oznacza to podążanie pod prąd. Trzymam się swoich decyzji i zasad, bo autentyczność jest dla mnie najważniejsza. Mimo że dużo pokazuję w sieci, to zawsze zostawiam sobie część życia tylko dla siebie – to moja przestrzeń, w której mogę naładować baterie i zachować równowagę. Często jestem postrzegana jako delikatna, wrażliwa kobieta i do tego blondynka – i może z pozoru wydaję się przez to słabsza. Lubimy innych wkładać w ramy. Ale zależało mi na tym, żeby pokazać, że można być jednocześnie delikatną i silną, wrażliwą i zdeterminowaną.
W ostatnim czasie podjęłam się kilku dużych wyzwań, między innymi udziału w programie, w którym można było sprawdzić swoją sprawność, zwinność, refleks i bystrość. To była dla mnie okazja, żeby udowodnić – przede wszystkim sobie, ale też innym kobietom – że możemy mieć w sobie wszystkie te cechy naraz: siłę, delikatność, odwagę i determinację. Jestem właśnie w trakcie nagrań tego programu i już nie mogę się doczekać emisji. W drodze powrotnej do domu mam zazwyczaj chwilę, żeby to wszystko sobie przemyśleć, przeanalizować i po prostu docenić siebie. Bo choć słowa uznania od innych są ważne, to najważniejsze jest, żeby umieć docenić samą siebie.