Zaskakująca Shivamata
Nie ukrywam, że kiedy poproszono mnie o przetestowanie shivamaty zachwalając jej rewelacyjne działanie z niedowierzaniem pukałem się w głowę. Nigdy nie wierzyłem w sekretne moce akupunktury, akupresury i tym podobnych, a wszelkie „mądrości wschodu” od zawsze wkładałem między bajki.
11.06.2010 | aktual.: 11.06.2010 12:53
Nie ukrywam, że kiedy poproszono mnie o przetestowanie shivamaty zachwalając jej rewelacyjne działanie z niedowierzaniem pukałem się w głowę. Nigdy nie wierzyłem w sekretne moce akupunktury, akupresury i tym podobnych, a wszelkie „mądrości wschodu” od zawsze wkładałem między bajki. Na testy zgodziłem się z przekory, chociaż przyznam szczerze, że kolczasta powierzchnia maty napawała mnie pewnym niepokojem.
Tym niemniej postanowiłem spróbować, sprawdzić ją na własnej skórze (to stwierdzenie jak ulał pasuje właśnie do maty, ponieważ to właśnie skóra jest „pierwszym odbiorcą” jej działania).
Zastosowałem się do zaleceń napisanych w instrukcji, żeby potem nikt nie mógł mi zarzucić, że mata nie zadziałała ponieważ stosowałem ją niewłaściwie.
Plecy:
Na pierwszy ogień poszły plecy. Zgodnie z zaleceniami położyłem matę na podłodze i ułożyłem się na niej dość wygodnie co już stanowiło nie lada wyczyn (miałem wrażenie, że mata wbiła się we mnie, czy raczej ja wbiłem się w nią).
Po pierwszej 10 minutowej sesji na macie byłem przerażony. Leżąc na plecach czułem jakby ktoś raził mnie prądem. Kiedy wstałem, miałem wrażenie, że moje plecy za chwilę się spalą i osiągną w ten sposób stan nirwany, czego bynajmniej im nie życzyłem. Na samą myśl o tym, że do przetestowania zostało mi jeszcze użycie maty, na twarzy, brzuchu, pośladkach i stopach, przeszły mnie ciarki. Ale jak to się mówi: do odważnych świat należy!
Pośladki:
Jako drugie do testowania maty zostały wyznaczone przeze mnie moje pośladki. I tu zdziwienie. Zgodnie z zaleceniami, użyłem w tym celu cienkich bawełnianych spodenek, aby przyzwyczaić skórę. Przyznam się szczerze, że bez większych problemów „przetrwałem” cały 45 minutowy czas seansu. Co więcej, po 45 minutach czułem się wręcz jak nowonarodzony. Byłem głęboko zrelaksowany i odczuwałem przyjemne mrowienie.
* ELEMENTARZ JOGI *Twarz:
Po moim drugim doświadczeniu, bez większego strachu przeszedłem do trzeciego punktu, którym była twarz. Tym razem znowu się zawiodłem, mimo że profilaktycznie położyłem na matę cienkie prześcieradło, nie było to zbyt przyjemne. Nie czułem, ani „uwolnionego napięcia w szczęce”, o którym zapewniał nas producent w swojej ulotce, ani moja twarz nie uzyskała przewidywanego przez producenta „złotego blasku”. Wprost przeciwnie – była czerwona i obolała – i pisze to facet przywykły do golenia się!
Stopy:
W następnej kolejności pozostało mi jeszcze przetestowanie maty na stopach i brzuchu. Jeśli chodzi o stopy to powiem tylko tyle: rewelacja! Bardzo przyjemne wrażenia i pełen relaks. Idealny sposób na odprężenie po całym dniu ciężkiej pracy. Co ciekawe, z każdym dniem używanie maty na stopach stawało się coraz bardziej przyjemne.
Brzuch:
Nie inaczej rzecz się ma z brzuchem. Podobnie jak w przypadku stóp i pośladków muszę przyznać, że także i tym razem byłem zadowolony. Co prawda nawet po kilku dniach nie odczułem jakoby zwiększył mi się metabolizm (o czym na swojej ulotce zapewniał mnie producent), ale jeśli chodzi o efekt relaksacyjny nie można mieć żadnych zastrzeżeń.
Podsumowanie:
Jakkolwiek miałoby to nie zabrzmieć, powiem to co mówili niejednokrotnie jurorzy jednego z telewizyjnych programów: generalnie jestem na tak. Co prawda, mimo iż stosowałem matę w miarę regularnie, nie odczułem poprawy mojego stanu zdrowia – nie zwiększył mi się metabolizm, a kręgosłup nie stał się nagle idealnie zdrowy. Jednak mata okazała się bardzo skutecznym środkiem relaksującym i odprężającym, a co ważne wzmagającym w pewien sposób dyscyplinę relaksu. Dzięki macie potrafiłem się zmobilizować, aby wygospodarować tę godzinę w ciągu dnia, by spożytkować ją na relaks. I to relaks całkiem przyjemny i głęboki.