Duda vs. Pomaska
Całkiem niedawno do ciemnego ludu przemówił mędrzec i uświadomił, co i jak powinna robić kobieta opiekująca się noworodkiem.
22.05.2012 16:52
Całkiem niedawno do ciemnego ludu przemówił mędrzec i uświadomił, co i jak powinna robić kobieta opiekująca się noworodkiem.
„Jeżeli się ma trzytygodniowe dziecko, to się jest na urlopie macierzyńskim, a nie przyjeżdża się do Sejmu, żeby głosować na złą dla Polaków ustawę” zagrzmiał w studiu TOK FM Piotr Duda, szef „Solidarności”, który wspólnie z kolegami związkowcami nie chciał wypuścić posłanki Agnieszki Pomaskiej z Sejmu do domu. Związek właśnie blokował Sejm, a jak blokować, to wszystkich, nawet matki karmiące.
Chociaż z konstrukcji wypowiedzi mistrza Dudy wnioskuję, że gdyby ustawa była dla Polaków dobra, to wtedy można jednak wpaść i zagłosować. Nawet z dzieckiem przy piersi. A gdyby była więcej niż dobra i użyteczna, to kto wie, może i posłanka otrzymałaby specjalne zezwolenie na zatrudnienie niani i karmienie mlekiem modyfikowanym. Mogłaby siedzieć i głosować do bólu o każdej porze dnia i nocy i nikt by jej nie zaganiał protekcjonalnie do domu, bo jak ustawa dobra i cel szlachetny, to ujdzie wszystko. Tak sobie tylko zgaduję, co też pan szef/przywódca/pierwszy ojciec Rzeczpospolitej miał na myśli...
Szlag mnie trafia, bo przecież kobiety oskarża się często, że ciążę, a potem macierzyństwo traktują jako wieczną wymówkę od pracy. Nieustanne zwolnienia, spóźnienia, żądania, pretensje – obrywa się nam, czasami zasłużenie (bo, niestety, są i matki roszczeniowe), ale często obrywamy za nic, dla zasady. I kiedy znajduje się kobieta i to pełniąca funkcję publiczną, która uznaje, że karmienie czy nie, macierzyński-niemacierzyński, ona idzie do pracy, bo ma poczucie odpowiedzialności za swoją robotę, to jakiś autorytarny facet zapędza ją do pieluch. Z jakiej racji, ja się pytam? Czy jest jakiś kodeks, który ustala, co i kiedy wolno matce (lub ojcu)? Czy pan Duda zna tak doskonale sytuację domową posłanki, że zapędza ją do domu, bo wie, że dziecku dzieje się krzywda? I cóż to za pokrętna logika. Młoda matka powinna siedzieć w domu, ale jak chce do tego domu trafić, to się jej nie wypuszcza? Za karę?
Po tym incydencie pojawiło się wiele komentarzy, w tym jeden socjolożki dr Julii Kubisy. Na stronie Tokfm.pl można znaleźć jej wypowiedź, w której czytamy między innymi: „Można więc mieć obawy, że Agnieszka Pomaska wywiera pewną presję na pracujące matki. Mówi: Patrzcie, urodzenie dziecka nic nie zmieniło, cały czas jestem w kursie i mogę wszystko połączyć”. Dodaje też, że polscy pracodawcy nie powinni brać przykładu z postawy Pomaskiej, bo przeciętna kobieta raczej nie udźwignie ciężaru zawodowych obowiązków, jeśli opiekuje się jednocześnie małym dzieckiem.
I znów mi ręce opadły.
Wydaje mi się, że polscy pracodawcy żadnych przykładów nie potrzebują, bo i tak wykazują się często niezwykłą inwencją, fantazją i potrafią wywrócić życie do góry nogami niejednej mamie pracującej. A jeśli jest kobieta, która ma ochotę wrócić do pracy w miesiąc po porodzie, to co komu do tego? Czemu każdy zawsze i wszędzie czuje się upoważniony do oceny postawy matki, nawet jeśli to osoba kompletnie mu obca?
Jakoś do oceny ojców podchodzimy z większą rezerwą, zresztą wciąż wymaga się od nich głównie „łożenia na rodzinę”. Matka, nie dość, że na początku macierzyństwa zmaga się z dość trudną rzeczywistością, to jeszcze często sama ustawia sobie poprzeczkę wysoko, a dodatkowo na każdym kroku spotyka tłum mało subtelnych doradców czy raczej krytyków, którzy bez żadnych oporów dokonują jej oceny. Urlop macierzyński rzeczywiście jest cennym przywilejem, ale nie ma chyba nigdzie nakazu korzystaniu z niego pod groźbą aresztu domowego (lub sejmowego).