"Jak wizyta u specjalisty". Nie podoba jej się kolęda "po nowemu"
- Kiedyś ksiądz przychodził do wszystkich i było wiadomo: poniedziałek - pierwsza klatka, wtorek - druga. Teraz to bardziej jak wizyta u specjalisty. Modlitwa była piękna, ale gdzieś w środku czułam, że to już nie to samo - opowiada Edyta. W tym roku musiała się zapisać na kolędę przez formularz.
W wielu parafiach w Polsce trwa właśnie okres kolędowy - czas, który jeszcze kilka lat temu był przewidywalny niczym "Kevin sam w domu" w telewizji, a dziś? Część wierzących czeka na księdza z otwartymi ramionami, inni - z formularzem potwierdzającym zapis w ręku. Jeszcze inni - wcale. Bo kolęda w Polsce, choć wciąż żywa, zmienia się na naszych oczach.
Coraz więcej proboszczów informuje, że ksiądz przyjdzie "tylko na zaproszenie". Nie ma już automatycznego pukania do wszystkich drzwi w bloku. Są za to listy, internetowe formularze, zapisy w kancelarii. Dla wielu wierzących jest to symbol nowych czasów.
"Nawet 1000 zł". Polacy mówią, ile wkładają do koperty na kolędę
W jednej z parafii w Kołobrzegu wprowadzono zasadę, którą można określić mianem nowego "trendu": wizytę księdza wyłącznie po pisemnym zaproszeniu. "Od tego roku Wizyta Duszpasterska - kolęda będzie odbywała się w zmienionej formie. Prosimy, aby każdy, kto wyraża chęć wizyty duszpasterskiej, dał temu wyraz, wypełniając specjalnie przygotowany do tego celu druk, który będzie można złożyć na tacy do 11.12.2025 r. podczas niedzielnej Mszy Św. Druki znajdują się w koszykach przy gazetach" - brzmi informacja podana na stronie internetowej parafii Miłosierdzia Bożego przy ul. Mieszka I.
W innych miastach obowiązuje kolęda wyłącznie dla "zapisanych przez formularz dostępny na stronie". W Gdańsku opublikowano natomiast zasady kolędy - z dopiskiem, że "wierni nie mają obowiązku ich przestrzegać".
Kolęda jak "wizyta u specjalisty"
Edyta Trela z Warszawy mówi w rozmowie z Wirtualną Polską, że choć wciąż traktuje kolędę jak rytuał, przyznaje, że klimat jest już inny.
- Zapisaliśmy się przez formularz. Tak po prostu, klik-kolejka-przypomnienie. Kiedyś ksiądz przychodził do wszystkich i było wiadomo: poniedziałek - pierwsza klatka, wtorek - druga. Teraz to bardziej jak wizyta u specjalisty. Modlitwa była piękna, ale gdzieś w środku czułam, że to już nie to samo. Daliśmy do koperty tyle, ile mogliśmy. W okolicy ludzie mówią o kwotach, porównują - a przecież to nie konkurs - opowiada.
Wspomina też sytuację z dziećmi z zeszłego roku, która do dziś ją uwiera. - Moja córka Pola miała dla księdza rysunek. Z takim entuzjazmem na niego czekała. A ksiądz tylko mruknął "ładnie, ładnie" i od razu przeszedł do modlitwy. Widzę, że wielu księży kompletnie nie wie, jak się z dziećmi rozmawia. Dla dorosłych to drobiazg, ale dla dziecka to świat - dodaje.
"Kolęda przestała być testem wiary"
Justyna, mieszkanka Gdańska, nie ukrywa, że w tym roku - podobnie jak w kilku poprzednich - z kolędy zrezygnowała. - Nie zapisałam się. W ogóle mnie to nie uwiera. Kiedyś czułam presję, bo sąsiedzi patrzyli, czy ktoś był, czy nie był. Teraz większość przyjmuje tylko wtedy, kiedy chce. Kolęda przestała być testem wiary. I bardzo dobrze - mówi.
Justyna śledzi jednak parafialne komunikaty i przyznaje, że podoba jej się, jak proboszcz zaczął mówić o pieniądzach. - Napisał wprost: "Ofiara jest dobrowolna. (...) Nie patrzymy na koperty". Brakowało mi takiego jasnego przekazu. Mam nadzieję, że ludzie to usłyszą, a księża też będą się tego trzymać - dodaje.
"Cicho, bo trzeba przejść do modlitwy"
Ula mieszka na wsi. Zaznacza, że uwielbia tradycję związaną z kolędą, ale kilka sytuacji z przeszłości mocno wstrząsnęło jej rodziną.
- Zosia, nasza najmłodsza, miała wtedy pięć lat. Zaczęła księdzu śpiewać "Lulajże Jezuniu", swoją wersję, trochę po swojemu. A ksiądz powiedział, że "nie ma czasu" i żeby była cicho, bo trzeba przejść do modlitwy. Ona wtedy spytała: "Ksiądz nie lubi śpiewania?". To był moment, który zapamiętam do końca życia. Nie złośliwość, tylko brak empatii. Dzieci są częścią kolędy, a często traktuje się je jak "przeszkadzajki" - opowiada.
Mówi też o innych sytuacjach, które w jej wsi stały się niemal legendami. - Kiedyś ksiądz zgubił kopertę jednej rodziny. Zrobiła się z tego taka afera, że chyba przez trzy miesiące ludzie o niczym innym nie gadali. Była też kolęda ekspresowa: ksiądz wpadł, poświęcił, wypowiedział formułkę i zapytał o kopertę. Trzy minuty, może cztery. Do dziś wspominamy to wszyscy z niedowierzaniem – ujawnia.
Ile Polacy dają do koperty?
Coraz więcej badań pokazuje, że "koperta" też staje się symbolem zmian. Według sondażu SW Research przeprowadzonego na zlecenie "Wprost" w 2025 roku, Polacy dają najczęściej między 50 a 200 zł. Kwoty są coraz bardziej zróżnicowane, bo czasy są trudne, a presja społeczna mniejsza niż kiedyś. Niektórzy nie dają nic.
- Ludzie liczą każdy grosz. Inflacja zrobiła swoje. W mojej okolicy nikt już nie daje po 200, 300 zł jak kiedyś. Raczej kilkadziesiąt złotych. I dobrze. Lepiej dać mniej, niż robić coś ponad siły - stwierdza Edyta.
- Dla nas, księży, najważniejsze jest to, żeby kolęda była przeżyciem duchowym, a nie materialnym. Oczywiście, ofiara na rzecz parafii jest ważna, bo mamy rachunki, ogrzewanie, remonty, ale nie może być fundamentem. Liczy się obecność, modlitwa i wspólnota. I trzeba to powtarzać głośno - komentuje w rozmowie z Wirtualną Polską ks. Paweł Ostrowski, wikariusz z parafii pw. Najświętszego Serca Jezusowego w Słupsku.
Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.