"Podkochiwałem się w niej". Zdradził kulisy spotkania z gwiazdą
Znany z "Teleexpressu" Maciej Orłoś miał okazję poznać w Hollywood największe gwiazdy. Spotkanie z samą Meryl Streep zapowiadało się jak spełnienie marzeń. Jednak, jak zdradził - "potrafiła być na planie wręcz tyranem".
W dzisiejszych czasach, kiedy media społecznościowe i wszechobecne aparaty pozwalają na śledzenie każdego ruchu gwiazd, trudno uwierzyć, że w świecie show-biznesu kryją się jeszcze jakieś nieodkryte historie. A jednak. W książce "Maciej Orłoś. Poza scenariuszem", napisanej wspólnie przez dziennikarza i Adriana Jasińskiego, Orłoś zdradza kulisy spotkania z Meryl Streep, które z pozoru mogło wydawać się typowe, ale miało w sobie zaskakujący zwrot akcji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czego żałuje Nina Terentiew? Agata Młynarska komentuje. "Nie wierzyła w ten format"
Maciej Orłoś, Meryl Streep i pierwsze zaskoczenie na planie
Choć dla wielu fanów kina Meryl Streep to uosobienie klasy i profesjonalizmu, Maciej Orłoś wspomina, że jej zachowanie na planie mogło wydać się nieco… zaskakujące. Wszystko działo się w styczniu 1997 roku w Los Angeles, gdzie dziennikarz miał okazję obserwować kulisy pracy przy filmie "Marvin’s Room". W produkcji, obok Streep, wystąpili Diane Keaton, Leonardo DiCaprio i Robert De Niro. To właśnie wtedy dotarły do niego opowieści o innej twarzy aktorki – znanej z niezwykłej metamorfozy w rolach, ale też z bezkompromisowego podejścia do pracy.
Orłoś przyznaje, że to operator Piotr Sobociński, autor zdjęć do filmu, uchylił mu rąbka tajemnicy. To on opowiedział, że aktorka, która na czerwonym dywanie czarowała uśmiechem, na planie potrafiła pokazać twardą rękę.
"Otóż Meryl Streep, uśmiechnięta, delikatna kobieta, potrafiła być na planie wręcz tyranem. Gdy gra swoją postać, wchodzi w nią w całości. Staje się nią. Tak się akurat złożyło, że w tej produkcji Meryl grała dość nieprzyjemną osobę z trudnym charakterem. Odbiło się to podobno na całej ekipie, a sam reżyser miał niemały problem z opanowaniem temperamentu aktorki" – wspomina Maciej Orłoś w książce "Maciej Orłoś. Poza scenariuszem".
Jak Maciej Orłoś wspomina Meryl Streep po latach?
Kilka dni później Orłoś miał okazję spotkać Meryl Streep twarzą w twarz podczas oficjalnego wywiadu. Choć godzina – ósma rano – nie była dla niego idealna, okazało się, że ta rozmowa zmieniła jego wcześniejsze wyobrażenie o aktorce.
To doświadczenie uświadomiło mu, że zachowanie gwiazdy na planie i jej postawa w bezpośrednim kontakcie to dwie zupełnie różne sprawy. Zamiast dominującej i stanowczej osoby, zobaczył w niej ciepłą, pełną uroku kobietę, która potrafiła rozbroić rozmówcę swoją naturalnością.
"Meryl już od pierwszej chwili emanowała skromnością i spokojem. Była niezwykle życzliwa i ciepła. Może wyda ci się to zabawne, ale przez chwilę wydawało mi się, że siedzi przede mną istny anioł. Dodam, że przez jakiś czas po obejrzeniu filmu 'Kochanica Francuza' nawet się w niej podkochiwałem. Tym bardziej rozmowę tę będę wspominał do końca życia" – czytamy w książce Orłosia.
Dziennikarz podkreśla, że choć pierwsze sygnały mogły sugerować "trudny charakter", to w rzeczywistości spotkanie z gwiazdą było dla niego jednym z najważniejszych momentów zawodowych.