Przemoc na porodówkach. Pietrusiewicz mówi, co zmieniło się na przestrzeni lat
- Przemoc była wszechobecna na wielu poziomach: werbalnym, fizycznym, instytucjonalnym. Dziś walczymy o dobre doświadczenia z porodu - mówi w rozmowie z WP Kobieta prezeska fundacji Rodzić po Ludzku.
Patrycja Ceglińska-Włodarczyk, szefowa redakcji WP Kobieta: Fundacja "Rodzić po Ludzku" działa już od 30 lat. Co się zmieniło na przestrzeni tych lat, jeśli chodzi o komfort kobiet na salach porodowych?
Joanna Pietrusiewicz: Powiedziałabym, że zaszła rewolucja. Mamy zupełnie inne podejście do tego, w jaki sposób kobiety rodziły i jak były traktowane. Żyjemy w innej rzeczywistości, ale dalej są wyzwania i staramy się o nich mówić.
Udało nam się stworzyć – i jest w tym wielka zasługa fundacji – dokument, który jest katalogiem praw kobiet w ciąży, w porodzie i w połogu. Ten dokument chroni kobietę na sali porodowej i w szpitalu. Dziś mamy możliwość rodzenia w pojedynczych salach porodowych, w otoczeniu bliskich osób, w pozycjach wertykalnych. Dziecko może być z nami zaraz po porodzie. A przecież były czasy, kiedy kobiety rodziły w wieloosobowych salach porodowych. Bardzo wiele procesów odbywało się rutynowo: lewatywy, golenie, nacięcie krocza czy też rodzenie na leżącą na tzw. żuczka.
Przemoc była wszechobecna na wielu poziomach: werbalnym, fizycznym, instytucjonalnym. Dziś walczymy o dobre doświadczenia z porodu. O to, żeby dla kobiet to wspomnienie z pierwszych dni macierzyństwa było czymś wzmacniającym.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Pasja jest kobietą". Kornelia Olkucka to następczyni Kubicy? 22-latka odnosi gigantyczne sukcesy
Czy personel medyczny był świadomy, że stosuje przemoc wobec kobiet?
Bardzo wiele położnych, z którymi tworzymy te zmiany, mówi o tym, że nie zdawało sobie sprawy. Po prostu tak były uczone zawodu. Kobiety rodzące też nie mówiły głośno o swoim cierpieniu, więc personel nie zdawał sobie z niego sprawy. Kiedy fundacja zaczęła publikować listy kobiet i zaczęło to żyć w przestrzeni publicznej, wiele osób otworzyło oczy. Sporo czasu też minęło, zanim zaczęliśmy mówić otwarcie o przemocy.
Upokarzanie kobiet, wyśmiewanie, zwracanie się do niej: "czego kwiczysz", "a jak się robiło, to nie bolało, to teraz trochę cię poboli", "co z ciebie za matka", "nawet dziecka urodzić nie potrafisz", to jest przemoc.
Akcje Fundacji Rodzić Po Ludzku otworzyły oczy, otworzyły drzwi sal porodowych, bo z jednej strony usłyszałyśmy tysiące świadectw kobiet, zrozumiałyśmy, że to nie jest przypadek, tylko doświadczenie prawie każdej kobiety rodzącej.
Często nie była to też przemoc intencjonalna tylko sposób, w jaki były urządzone sale porodowe, nie gwarantujące intymności. Pojawiała się przemoc werbalna, a nawet fizyczna. Kobiety opowiadały, że np. zostały uderzone albo że ktoś na siłę rozkładał im nogi. Słyszałyśmy też historie o zmuszaniu kobiet do zapłacenia za znieczulenie podczas bardzo silnych skurczy porodowych. To były sytuacje, kiedy nie było dostępu do znieczulenia i można było jedynie zapłacić, więc jak kobieta cierpiała i nie miała pieniędzy, nie było szans na to, żeby dostała jakąś formę złagodzenia bólu porodowego.
Mam nadzieję, że będziemy teraz częściej mówić i tworzyć pozytywny obraz doświadczenia porodu, bo w większości szpitali w Polsce kobiety mogą urodzić po ludzku. Mogą urodzić w taki sposób, jak chcą, z szacunkiem, z poczuciem zaopiekowania, z troskliwością, intymnie.
Poznała pani historie kobiet, które nie zdecydowały się na drugą ciążę ze względu na traumę?
Mamy takie historie. Z naszego monitoringu wynika, że jest to ok. 7 proc. kobiet, które mówią o tym, że poród był dla nich najgorszym doświadczeniem w życiu. Nie przeżyły nic równie trudnego w swoim życiu. Oczywiście, poród może być trudnym doświadczeniem niezależnie od tego, czy personel był odpowiednio przygotowany i troskliwy, bo jest to wydarzenie nieprzewidywalne, ale kluczowe jest empatyczne zaopiekowanie się kobietą. A niestety zdarza się, że personel dokłada do tego stresu zły sposób traktowania.
W związku z tym zdarzają się kobiety, które mówią "nigdy więcej". Dlatego fundacja nie zakończyła jeszcze działalności, ponieważ widzimy, że są obszary, które należy poprawić. Poza tym myślę, że zawsze musi być taka organizacja, która będzie przyglądała się temu, co dzieje się w szpitalach. Jako fundacja prowadzimy stały monitoring opieki okołoporodowej.
Mamy 150 tys. odpowiedzi od kobiet i one piszą nam nie tylko o swoich doświadczeniach, ale też o tym, co jest dla nich ważne. Mamy dane i mamy się na czym opierać. Przychodzimy z nimi do ministerstwa, do różnych decydentów, do szpitali, pokazujemy raporty i mówimy, co trzeba zmienić, pytamy, co będą robić w tej sprawie, jakie podejmą działania. Czasami to są szkolenia, czasami rozmowy z dyrekcją.
Tam, gdzie są ludzie, zawsze potrzebna jest strona społeczna, która będzie po prostu patrzyła na to, co się dzieje, ktoś musi reprezentować głos kobiet, więc organizacje strażnicze takie jak my będą zawsze potrzebne.
Wspomniała pani, że cały czas są obszary, nad którymi trzeba pracować. Jakie to obszary?
Komunikacja. Tu jest największe wyzwanie, dlatego że dużo łatwiej jest zrobić remont w placówce niż zmienić postawę i zaangażowanie personelu medycznego.
Chciałabym, żeby pracy było mniej, ale mamy jeszcze trochę do zrobienia. Wierzę, że system, w którym wszystkie grupy są dobrze zaopiekowane: kobiety, położne, lekarze, dyrektorzy, będzie działał lepiej. Ale to jest sytuacja idealna.
54 proc. kobiet doświadcza przemocy w trakcie porodu. Jakiego rodzaju są to nadużycia?
W dużej mierze są to wyniki z naszego ostatniego badania dotyczącego przemocy położniczej. Nadużycia najczęściej dotyczą przemocy werbalnej, ale też np. dokonywania badań lub procedur bez zgody pacjentki. Badanie wewnętrzne kobiety bez jej zgody też jest formą przemocy.
Sporo mówi się też o stygmatyzacji kobiet z chorobą otyłościową.
Tak, zgłaszają się do nas też kobiety, które tego doświadczyły. Ich wygląd często był komentowany w nieprzyjemny sposób. Z jednej strony rozumiem, że to jest dla lekarzy i położonych trudna sytuacja, natomiast nie ma konieczności, aby w tak okrutny sposób komentować wygląd, postawę kobiety.
A co dobrego w opiece okołoporodowej?
Mamy standardy organizacyjne opieki okołoporodowej. Prawo, które obowiązuje wszystkie placówki. To jest jeden z większych sukcesów. Myślę, że teraz kobiety rodzące nie zdają sobie sprawy, jak dużo się zmieniło. Dziś to jest oczywiste, że nie ma rejonizacji, możemy rodzić w wybranej placówce, z bliską osobą, nie musimy za to dodatkowo płacić. Większość porodów odbywa się w salach pojedynczych. Mamy mogą być z dzieckiem cały czas. Ale kiedyś tak nie było.
Poza tym dziś przemoc położnicza jest bardziej przypadkiem niż normą. To wszystko dorobek fundacji. Głos kobiet ma ogromne znaczenie. Publikujemy rankingi, szpitale stają się coraz lepsze. Widzimy, jak bardzo starają się zmieniać dla kobiet.
Zatrzymuje się pani czasem na chwilę, by napawać się tym, co udało się zrealizować przez te 30 lat? Czujecie jako fundacja sprawczość na co dzień?
Różnie to bywa. Czasami rzeczywiście myślimy o tym, jak było 30 lat temu, a jak jest teraz. Ale to są naprawdę dekady działań różnych i stałego pilnowania praw kobiet. I czasami jak spojrzymy za siebie, widzimy tę zmianę, ale ponieważ pracujemy z kobietami na co dzień, nasz wzrok naturalnie jest skupiony na tym, co przed nami. Staramy się je wspierać i stać po ich stronie! Bo jak nie my, to kto upomni się o kobiety.
Joanna Pietrusiewicz jest nominowana w plebiscycie #Wszechmocne w kategorii #Wszechmocne dla społeczeństwa.