Blisko ludziZapomniane bohaterki

Zapomniane bohaterki

W książkach o Powstaniu Warszawskim przeważnie są pomijane. Nie podaje się ich nazwisk, danych biograficznych. Nie mają swoich ulic, pomników, wzmianek w podręcznikach szkolnych. Tymczasem wiele z nich stawało w boju ramię w ramię z mężczyznami.

01.08.2014 | aktual.: 01.08.2014 12:19

W relacjach o Powstaniu Warszawskim przeważnie są pomijane. Nie podaje się ich nazwisk, danych biograficznych. Nie mają swoich ulic, pomników, wzmianek w podręcznikach szkolnych. Tymczasem wiele z nich stawało w boju ramię w ramię z mężczyznami. Ich rola była jednak inna. Działały jako sanitariuszki, łączniczki. Narażały własne życie, żeby przekazywać informacje między różnymi oddziałami wojskowymi. Inne co prawda nie działały czynnie w armii, ale robiły wszystko, żeby pomóc w przetrwaniu swoim bliskim.

1 sierpnia 1944 roku o godzinie 17.00 rozpoczęło się Powstanie Warszawskie – jedno z najbardziej dramatycznych wystąpień zbrojnych w historii Polski. Było wymierzone militarnie przeciwko Niemcom, a politycznie przeciw ZSRR i komunizmowi. Dowództwo Armii Krajowej planowało wyzwolić Warszawę przed wkroczeniem Armii Czerwonej. Kiedy jednak doszło do walk, Rosjanie wstrzymali ofensywę w kierunku warszawskim.

Powstanie miało trwać kilka dni. Na tyle byli przygotowani wojskowi i mieszkańcy cywilni stolicy. Ostatecznie kapitulacja nastąpiła 3 października 1944 roku. Zginęło ok. 16 tysięcy żołnierzy. Liczba ofiar cywilnych jest trudna do oszacowania, ale mówi się nawet o 200 tysiącach zabitych. Ponad 500 tysięcy mieszkańców stolicy zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów. Wielu z nich trafiło do obozów koncentracyjnych lub na roboty przymusowe w głąb Rzeszy. Straty materialne były ogromne. Wyburzeniu uległo ok. 25 procent budynków lewobrzeżnej Warszawy.

Polacy walczyli dzielnie do końca. Ramię w ramię z Polkami. Dlaczego więc umniejsza się ich rolę w Powstaniu? One same często nie traktują poważnie tego, co zrobiły.

„A co tam”

Przykładem może być Alina Janowska, polska aktorka teatralna i telewizyjna, która brała udział w Powstaniu Warszawskim. Przez wiele lat niechętnie opowiadała o tym, co wtedy robiła. „A co tam, ja tylko gotowałam kaszę i ścieliłam łóżka”, zwykła powtarzać.

Jak wielka była jej rola w Powstaniu, dowiedziała się Barbara Wachowicz, autorka książki „Bohaterki powstańczej Warszawy”. – Alina Janowska działała w batalionie „Kiliński”. Kiedyś powiedziała mi: siedziałam na Pawiaku (w czasie wojny największe niemieckie więzienie śledcze w Generalnym Gubernatorstwie – przyp.red.). Ja mówię: Alinko, ale za co? Ona na to: a, coś się tam robiło. Kiedy zbierałam dokumentację do książki, znalazłam esej „Losy aktorów w Generalnej Guberni”. (…) Alina Janowska w ramach obowiązków konspiracyjnych pełniła funkcję gosposi. W domu znajdował się punkt opatrunkowy dla rannych oraz schronisko dla Żydów. W pokoju zamieszkiwanym przez Janowską przechowywano broń. Aktorka trafiła na Pawiak, gdzie od razu należała do konspiracji, sporządzając listy osób wywiezionych do obozów lub przeznaczonych na egzekucje – mówiła w rozmowie z Polskim Radiem.

Kobiety były zaangażowane niemal we wszystkie sfery podziemnej działalności. Najczęściej pełniły funkcję łączniczek i sanitariuszek. Często za swoją rolę musiały zapłacić życiem. Jednak nawet jeżeli nie działały w konspiracji, ich rola była nie do przecenienia. Bo dlaczego gotowanie w zawalającej się kuchni czy próba wyżywienia licznej rodziny miałaby być mniej heroiczna od tego, co robili mężczyźni?

Wachowicz w swojej książce wspomina o innej aktorce, Danucie Szaflarskiej. Działała w Powstaniu Warszawskim jako łączniczka. Wychowywała roczną córeczkę. Dziecko tylko dzięki pomocy dobrych ludzi nie zginęło z głodu. Szaflarska opowiada, co przeżyła pod koniec Powstania: „Spojrzałam na Marysię. Dziecko patrzyło na mnie oczami starego człowieka”.

Walki zbrojne w Warszawie były dla wielu kobiet prawdziwym dramatem i ogromną próbą. Anna Herbich w książce „Dziewczyny z Powstania Warszawskiego” wspomina losy swojej babci, Haliny Wiśniewskiej. Kobieta urodziła swoje pierwsze dziecko 1 sierpnia 1944 roku, w dniu wybuchu Powstania.

„Wody odeszły mi rano. Chyba o piątej. Już wcześniej skurcze były bardzo silne, wówczas stały się jednak nie do zniesienia. Myślałam, że umieram, wrzeszczałam z bólu. (…) Józek, mój mąż, gdy zobaczył niemowlaka, był zachwycony. Urodził mu się syn! A to dla mężczyzny jest bardzo ważne. Szybko jednak zaczął się zbierać. Ja byłam jeszcze w szoku po porodzie, byłam zdezorientowana, ale świetnie pamiętam, co wtedy mówił. - Kochanie, naprawdę strasznie się cieszę. Nasz synek jest po prostu cudowny, bardzo was oboje kocham. Ale sama rozumiesz, muszę iść do Powstania. Ja zostałam z noworodkiem na ręku, siostrą i siedemdziesięcioletnim ojcem”.

Kobieta wspomina, że już pierwszego dnia Powstania musieli przenieść się do piwnicy. Spali w czwórkę na bardzo małej przestrzeni, na łóżkach polowych lub starych kocach. „(...) Od razu wydarzył mi się prawdziwy dramat. Otóż nie miałam pokarmu. Ani kropli. Chociaż akuszerka dała mi jakieś tabletki, nic nie pomogły. (...) Sami jedliśmy to, co mieliśmy w zapasach. A więc głównie kaszę, którą przelewałam przez sitko i łyżeczką dawałam maleństwu do buzi. Mleka nie było skąd wziąć. Byłam w połogu, co wiązało się również z wielkimi niedogodnościami natury higienicznej. Do tego trawiła mnie gorączka. Żeby się ochłodzić, przyklejałam się do zimnych, piwnicznych murów. (...) W piwnicy było tak ciemno, że ledwo widziałam na oczy, kiedy przewijałam synka. Używałam do tego podartych prześcieradeł, ścierek, jakichś poszewek. Darło się wszystko, co nadawało się na pieluszki”.

Halina Wiśniewska uważa, że to prawdziwy cud, iż jej synek przeżył. Przecież tyle dzieci umarło podczas powstania. Czego żałuje najbardziej? „Zamiast walczyć z wrogiem, ukrywałam się w piwnicach. Jak ja zazdrościłam tym żołnierzom. Jak ja zazdrościłam Józkowi”, wspomina.

Kobieta – żołnierz

Kobiety podczas Powstania Warszawskiego chciały walczyć. I robiły wszystko, żeby pomóc mężczyznom. Często były to osoby bardzo młode. Barbara Wachowicz przybliża dzieje m.in. Krystyny Niżyńskiej ps. „Zakurzona”. - Gdy trzasnął pocisk, a sanitariuszki zaczęły ratować zasypane koleżanki, 16-letnia wówczas Krysia Niżyńska krzyknęła: „Ratujcie tamte, mnie nic nie jest. Ja jestem tylko zakurzona”. Ten pseudonim do niej przywarł. Była jedną z najmłodszych sanitariuszek batalionu „Zośka”.

Anna Herbich opisuje natomiast losy Krystyny Sierpińskiej z domu Myszkowskiej, która w czasie powstania miała 15 lat. „Gdy nadeszła godzina 'W', byłam w domu na ulicy Piusa. Zostałam sanitariuszką. Od razu mieliśmy pierwszą ranną. Przywieźli do nas koleżankę z konspiracji, którą kolega postrzelił w nogę. Fatalny wypadek. Czyścił broń i nie wiedział, że jest naładowana. (…)Pierwszy powstaniec ranny w boju, którego opatrywałam, miał wyrwany z pleców spory kawał ciała. Był to widok straszliwy. Byłam zszokowana. Mimo to udało mi się jakoś opanować i założyć mu opatrunek”.

„Pamiętam jednego z ciężko rannych. Zbyszek Morawski 'Gnot'. Strasznie chciało mu się pić. Powiedziałam mu, że przyniosę wodę z 'góry'. Na schodach spotkałam brzemienną 'Krysię', która miała dyżur przy rannych w drugiej części piwnicy. Poprosiła mnie, żebym ją zastąpiła na godzinę, bo chciała pójść do męża. Powiedziałam, że naturalnie, tylko zaniosę Zbyszkowi wodę i wezmę swoją torbę sanitarną. Zaledwie zdążyłam to zrobić, aż tu nagle rozległ się potężny huk! Wszystko zaczęło się walić. Gwizd w uszach. Cała druga część piwnicy została zasypana. Wszyscy, którzy tam się znajdowali, zostali zmiażdżeni rumowiskiem. Łącznie z 'Krysią'. Zabrakło dosłownie sekund, żebym i ja tam zginęła”.

Były również kobiety, które stawały w walce ramię w ramię z mężczyznami. Jedną z nich opisuje Weronika Grzebalska w książce „Płeć powstania warszawskiego”. Pani Hanna walczyła w męskim oddziale z bronią w ręku. Od początku miała ambicje, by zostać „prawdziwym” żołnierzem. Żeby to osiągnąć, musiała pokonać wiele trudności. Nie chciano wysłać ją na żadne szkolenia bojowe. Obsługi broni nauczył ją kolega. W końcu dostała się do oddziału jako łączniczka bojowa. Przyjęto ją do męskiego grona. Była dumna, że rozstawiano ją w walce jak innych kolegów, piła z chłopakami „braterstwo broni”. Wymagało to jednak od niej wyzbycia się wszelkiej kobiecości. Jak sama mówiła, „żołnierz to musi być kolega”.

Po powstaniu

Często zapominamy o tym, ile kobiet czynnie walczyło za Warszawę i za Polskę. Po kapitulacji 3 października 1944 roku wiele z nich musiało opuścić miasto. „Dzieci, nasze dzieci, nasze dzieci nam zabierają”, krzyczały miejscowe przekupki, kiedy młode sanitariuszki i łączniczki uciekały z Warszawy.

Niewiele osób wie, że na podstawie Umowy Kapitulacyjnej do niewoli niemieckiej dostało się ok. 3 tysięcy kobiet, żołnierzy AK, uczestniczek Powstania Warszawskiego. Było to ewenementem w skali światowej. Kierowano je do rożnych obozów jenieckich. Ich dalsze losy często były tragiczne. Niemcy nierzadko nie przestrzegali żadnych umów międzynarodowych, a kobiety musiały przymusowo pracować lub po prostu trafiały do obozów koncentracyjnych. Wiele z nich zginęło w niewyjaśnionych okolicznościach.

Te, które przeżyły, cechuje niezwykły hart ducha, ale i skromność. Nie uważają, że zrobiły coś wielkiego. My jednak musimy pamiętać i opowiadać wciąż na nowo o bohaterkach Powstania Warszawskiego.

Tekst: Sylwia Laskowska, kobieta.wp.pl

POLECAMY:

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (82)