Blisko ludzi„Albo cię zastrzelę, albo zgwałcę”. Walczy o prawa kobiet, choć sama przeżyła koszmar

„Albo cię zastrzelę, albo zgwałcę”. Walczy o prawa kobiet, choć sama przeżyła koszmar

Magdalena Drozdek
14.09.2015 13:47, aktualizacja: 14.09.2015 14:43

Kilka lat temu została napadnięta i zgwałcona. Policja nie zrobiła nic, by jej pomóc, a oprawca nigdy nie trafił do więzienia. Dopiero po latach zdecydowała się wyjawić światu swoją historię.

Kilka lat temu została napadnięta i zgwałcona. Policja nie zrobiła nic, by jej pomóc, a oprawca nigdy nie trafił do więzienia. Dopiero po latach zdecydowała się wyjawić światu swoją historię. Kenijka Wangu Kanja założyła fundację, która walczy o prawa kobiet w kraju.

W 2002 roku, 27-letnia Wangu wracała z przyjacielem z pracy. Za późno zorientowali się, że śledzi ich inny samochód. Napastnicy porwali ich i wywieźli kilka kilometrów dalej na opuszczone tereny. Tam obrabowali ich, a jeden ze złodziei zaciągnął dziewczynę w krzaki.

- Chcieli się upewnić, że podamy im prawidłowe numery do kart. Zostałam z jednym z nich. Kazał mi się rozebrać, a kiedy się sprzeciwiłam, wyciągnął broń. Podał mi jeden nabój i powiedział, że albo mnie zastrzeli, albo zgwałci. Wybrałam życie – wspomina w jednym z wywiadów kobieta.

Po wszystkim napastnicy wypuścili swoich zakładników. Wangu pobiegła od razu na posterunek. Tam nie doczekała się jednak żadnej pomocy. Funkcjonariusze powiedzieli jej, że nie mają odpowiednich narzędzi, by pobrać DNA jako dowód gwałtu. Była tak przerażona, że nie potrafiła nawet opisać swojego oprawcy.

- Zapytali się mnie tylko czy mam męża albo chłopaka. Jeśli tak, to żebym nie wspominała o gwałcie, bo ukochany może mnie zostawić – dodaje.

Ostatecznie złożono jedynie doniesienie o napadzie i rabunku. Dziewczyna na własną rękę pojechała do szpitala. Tam okazało się, że nikt nie może zająć się jej przypadkiem, więc wykończona i poraniona czekała kilka godzin w kolejce z innymi pacjentami.

Zamienić koszmar w coś dobrego

Przez dwa lata kobieta próbowała pogodzić się z tym co się stało. W jednym z wywiadów nieśmiało przyznała, że przez ten czas często zaglądała do kieliszka. Postanowiła jednak działać i zrobić coś dla innych kobiet, które przeżyły to co ona.

Założyła fundację swojego imienia, która współpracuje dziś z doświadczoną organizacją ActionAid. Działacze wspólnie walczą o lepszy los zgwałconych kobiet i starają się zapobiegać kolejnym przypadkom przemocy wobec nich.

- Wciąż nie ma prawnych regulacji skupiających się na przemocy seksualnej. Powinna być stworzona specjalna jednostka, która zajmie się takimi sprawami. Teraz to inne przestępstwa są priorytetowe dla policji. Kobiety nie mogą się nawet bronić w sądzie, bo nikt nie zbiera dowodów tych przestępstw, nawet jeśli podane są jak na tacy. Procesy ciągną się latami i są kosztowne. A niektóre kobiety są nawet zastraszane – mówi działaczka.

W Kenii, podobnie jak w innych afrykańskich państwach, gwałt jest tematem tabu. Kobiety, które doświadczyły przemocy seksualnej traktowane są jak napiętnowane i trędowate. Wangu Kanja walczy, by w społeczeństwie mówiło się o seksie otwarcie.

Jej fundacja uczy kobiety, że to nie one są winne gwałtom i że powinny mówić o swoich krzywdach. Każda z pokrzywdzonych może zadzwonić na specjalną infolinię i donieść o przestępstwie. Pracownicy i lekarze przyjeżdżają do niej, badają i spisują raport dla policji. Robią wszystko to, na co nie stać funkcjonariuszy. Wangu ma nadzieję, że wkrótce jej fundacja obejmie zasięgiem cały kraj i każda pokrzywdzona kobieta będzie mogła uzyskać niezbędną pomoc.

- Tamtego dnia obiecałam sobie, że nigdy nie będę w związku z mężczyzną, ani nie będę mieć dzieci. Nie chciałam sprowadzać ich na ten niebezpieczny świat. Ale teraz, po latach pomagania innym zmieniłam zdanie. Choć wciąż jestem singielką, jestem gotowa na miłość – przyznaje Kenijka.

md/ WP Kobieta

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (8)
Zobacz także