Agata Wróbel zakochała się w Grecji. Miłość nie przetrwała, ale ona wciąż pamięta
Agata Wróbel, legenda polskiego podnoszenia ciężarów, poznała Janisa w Grecji. Przypadkowe spotkanie na zawsze utkwiło w jej pamięci, a mężczyzna ma specjalne miejsce w jej sercu. O tej romantycznej historii sportsmenka opowiedziała więcej w książce Mateusza Skwierawskiego "Agata Wróbel. Ciężar życia".
Poniżej publikujemy fragment książki Mateusza Skiwerawskiego, przedstawiający historię miłosną Agaty Wróbel i Janisa.
Gdybym mogła, najchętniej nie wyjeżdżałabym z Aten po igrzyskach. Z prostego powodu – zakochałam się. Poczułam, że wcześniejsze zauroczenia nie miały znaczenia. A wszystko przez Janka. Samolot powrotny do kraju mieliśmy około pierwszej w nocy. Trener Soćko rozpisał plan: o 22.00 miałyśmy być spakowane z Olą Klejnowską, bo godzinę później do wioski olimpijskiej podjeżdżał autokar na lotnisko. Tymczasem mnie wciąż nie było. Soćko szukał mnie po całej wiosce.
Ola wydzwaniała, ale nie odbierałam. Trener dopytywał ją, gdzie się podziałam. "Chyba poszła coś zjeść przed podróżą" – kryła mnie koleżanka, za co bardzo jej dziękuję. A że były tam dwie czy trzy duże stołówki na kilka tysięcy osób, Soćko potrzebował czasu, żeby to zweryfikować. Tymczasem ja siedziałam jeszcze w lokalu Jarka i Urszuli, którzy prowadzili w Atenach kompleks z kawiarnią, sklepem i dyskoteką. Kilka razy odwiedziliśmy to miejsce z trenerem i dziewczynami. Po zdobyciu medalu rozdawałam tam gościom autografy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Pasja jest kobietą". Kornelia Olkucka to następczyni Kubicy? 22-latka odnosi gigantyczne sukcesy
Janek wypominał mi później, że nie zwróciłam wtedy na niego uwagi. Podszedł do zdjęcia, podał mi rękę, ale nawet na niego nie spojrzałam. Byłam wykończona – przestała działać klimatyzacja, dookoła stało pełno ludzi, zrobiło się parno, lał się ze mnie pot. Robiłam więc wszystko mechanicznie: podpisywałam kartki, stawałam do fotografii, a w środku gotowałam się ze złości (...)
W dniu wyjazdu do Polski Ula i Jarek zorganizowali w swoim lokalu pożegnalny bankiet dla medalistów. Poszliśmy tam z trenerem, Olą i doktorem Krzywańskim. Posiedzieliśmy, rozdaliśmy autografy i wróciliśmy do wioski olimpijskiej na oficjalne spotkanie do Domu Polskiego. Zależało mi, by jeszcze spotkać się z Janisem. Miałam dla niego koszulkę na pamiątkę. Wieczorem pojechałam do nich jeszcze raz. Tym razem sama, autobusem.
Wysiadłam jednak przystanek za daleko i się zgubiłam. Po grecku nie mówiłam w ogóle, po angielsku też średnio. I co tu teraz zrobić w obcym kraju? Stałam sama przy skrzyżowaniu. Poznała mnie jedna dziewczynka, pokazywała palcem na moje czerwone warkocze. Jej mama starała się coś zaradzić, ale przez barierę językową nie mogłyśmy się porozumieć. Podwiozły mnie jednak kawałek. Wysiadłam, a baru Jarka i Uli dalej nie ma. Nagle zatrzymał się samochód. Kierowca opuścił szybę, wystawił głowę. – Agata Wróbel? – zapytał po polsku. – Tak. Trochę zabłądziłam. – To wsiadaj, podwieziemy cię. I ruszyliśmy do restauracji.
Czas płynął błyskawicznie, momentalnie zrobiło się bardzo późno. Zegar tykał, zbliżała się godzina odlotu do Polski. Było już po 22.00, a ja dalej czekałam na Janisa, żeby dać mu tę koszulkę. Ola tymczasem improwizowała w wiosce olimpijskiej. Spakowała moje ubrania do walizki i zaniosła ją do autokaru. Soćko zaś panikował, chciał zgłaszać moje zaginięcie na policji, bo nie było ze mną kontaktu. Janis w końcu przyjechał. Chwilę porozmawialiśmy i trzeba było jechać na samolot.
Chciałam zadzwonić po taksówkę, ale on wpadł na pewien pomysł i nagle zniknął. Za chwilę usłyszałam warkot silnika na zwiększonych obrotach. Podjechał pod wejście motorem. – Wskakuj! – zawołał. – Mamy tym jechać? – spytałam i się zaśmiałam. On był wielkim facetem, ja ważyłam swoje. Czy maszyna to wytrzyma? W końcu jednak powiedziałam: – No dobrze, tylko mnie nie zgub! (...)
Janis pędził przez Ateny ze mną z tyłu, a moje czerwone warkoczyki tańczyły na wietrze. Zajechaliśmy pod sam autokar na lotnisku. Zrobiło się nerwowo. Lecieliśmy większą grupą, część polskich zawodników wracała z sukcesami, ale ci, którym starty nie wyszły, czuli zmęczenie. I pewnie irytację. Jedni świętowali, drudzy chcieli jak najszybciej być w kraju. Mieszały się ze sobą skrajne emocje i fakt, że wracamy w środku nocy. Nie opóźniłam lotu, nikt na mnie nie czekał, ekipa dopiero wyjmowała bagaże. Soćko był jednak zły.
Wróciłam do Polski, pomachałam ludziom na Okęciu, opowiedziałam dziennikarzom historię mojej nocnej przejażdżki po Atenach. Niedługo później wróciłam do Grecji na dwa tygodnie wakacji do Jarka i Uli. Janisa niestety nie było. Minęło dwadzieścia lat i dalej nam się fajnie rozmawia. Mamy swoje tematy, podobnie myślimy w wielu kwestiach.
Zakochałam się wtedy nie na pięć minut, ale na parę lat. Wróciłam do Siedlec, ale moja głowa została w Atenach. Mieliśmy stały kontakt. Rozmawialiśmy przez telefon, pisaliśmy ze sobą. Ja trenowałam w kraju, on pracował w Grecji. Trudno to było pogodzić. Widzieliśmy się tylko raz w Atenach. Nie nazwę tego związkiem, ale czułam motyle w brzuchu, a czasem też dużą tęsknotę. Ta relacja dawała mi powera. Do dziś mam do Janisa sentyment. Nie udało nam się, ale traktuję to ze zrozumieniem, bo każdy ma swoje preferencje. Nie uważam, że moje szczęście jest ważniejsze od szczęścia drugiej osoby, dlatego nie wyobrażam sobie sytuacji, w której naciskam na kontakt i zabiegam o faceta, jeżeli on nic do mnie nie czuje. W związku chodzi raczej o to, by obie strony czerpały z niego przyjemność, prawda? Tyle osób żyje ze sobą i się wzajemnie rani, bo tkwi w relacji na siłę.