"Bieda, przemoc, melina". Schuchardt ujawnia bolesne wspomnienia
Aktor znany z bezkompromisowych ról tym razem odsłonił własną przeszłość. Tomasz Schuchardt opowiedział o dzieciństwie, które dalekie było od filmowych historii — pełne biedy, przemocy i brutalnych obrazów.
W tym artykule:
Tomasz Schuchardt w szczerym wywiadzie z Łukaszem Knapem wrócił do trudnych wspomnień z dzieciństwa. Aktor opowiedział o realiach, które ukształtowały jego spojrzenie na świat i wrażliwość.
Tomasz Schuchardt wraca do przeszłości
W rozmowie promującej film "Dom dobry" Wojciecha Smarzowskiego, Tomasz Schuchardt otworzył się na temat swojego dzieciństwa. Aktor przyznał, że dorastał w środowisku dalekim od filmowego blichtru — Bieda, przemoc, melina. Choć wspomnienia były trudne, mówił o nich z dużym spokojem i dojrzałością.
Tomasz Schuchardt w najnowszym filmie Wojciecha Smarzowskiego "Dom dobry" wciela się w postać mężczyzny, który za pozorami miłości i troski ukrywa brutalną naturę. Z biegiem czasu maska pęka, a tytułowy dom staje się miejscem pełnym napięcia i strachu. Ta trudna rola pozwoliła aktorowi sięgnąć głęboko w emocje i doświadczenia z przeszłości, do których rzadko wraca publicznie.
Ministrant, który zobaczył zbyt wiele
Schuchardt opowiedział, że jako ministrant brał udział w kolędach po okolicznych wsiach. Wtedy po raz pierwszy zobaczył prawdziwe oblicze polskiej prowincji lat 90. – Na wejściu śpiewało się kolędę "Przybieżeli do Betlejem". I my śpiewaliśmy na wdechu z powodu smrodu, który tam się rozpościerał. Nie byłeś w stanie po prostu oddychać, nozdrza cię piekły – opowiadał.
Jak dodał, wiele domów, które odwiedzali, było pełnych przemocy i ludzkiego cierpienia. — Każdy miał ojca, który czasem lubił sobie "golnąć". To smutne, ale takie były czasy — dodał. Jedna z sytuacji, które najbardziej zapadły mu w pamięć, wydarzyła się, gdy ministranci trafili do mieszkania, w którym doszło do rodzinnej awantury.
– Wchodzimy do pomieszczenia obok, w którym jest nawalony sprawca tej całej awantury, kompletnie pijany, agresywny, i który jeszcze patrzy nam w oczy. Patrzymy po sobie i nie wiemy, co mamy zrobić. Milczymy, a on mierzy nas pijackim, agresywnym wzrokiem i się zastanawia, czy nam walnąć, czy nie – opowiadał dalej w rozmowie.
Dziś mówi o tym bez gniewu
Choć historie z dzieciństwa brzmią dramatycznie, Schuchardt przyznał, że wspomina tamte czasy z sentymentem. – Wszyscy dzieliliśmy wspólny los. Internet nas nie dzielił, znaliśmy się, mieszkaliśmy obok siebie i tworzyliśmy społeczności – powiedział. Dodał, że te doświadczenia nauczyły go empatii i pomagają mu w aktorstwie, zwłaszcza w rolach trudnych emocjonalnie.
Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!