"Rokowania są bardzo złe". Bliscy ujawnili, jak to przyjęła
Joanna Kołaczkowska była osobą, której obecność wypełniała przestrzeń ciepłem, żartem i spokojem. Nawet w najtrudniejszych chwilach potrafiła zaskakiwać siłą i lekkością, które dawały otuchę innym. Jej bliscy wspominają ostatnie miesiące w sposób, który nie mieści się w stereotypowych wyobrażeniach o chorobie i pożegnaniu.
Śmierć Joanny Kołaczkowskiej była ciosem dla tysięcy fanów, ale przede wszystkim dla jej najbliższego otoczenia. Przyjaciele wspominają, że mimo dramatycznej diagnozy, Asia zachowała niezwykły spokój i pogodę ducha. - Dla mnie to było niepojęte. Lekarz powiedział jej otwarcie, że rokowania są bardzo złe, a ona przyjęła to bez łez, bez buntu. Kiedy ja drżałam, jak to przeżyję, ona powtarzała z czułością i troską: "Nie martw się, Gosiu, wszystko będzie dobrze". I mówiła to tak lekko, że chwilami miałam wrażenie, że to ona opiekuje się nami, a nie my nią - wyznała w wywiadzie dla "Pani" jej przyjaciółka Małgorzata Olejarz.
Wspomniała, że rozmowy o chorobie nigdy nie były przepełnione rozpaczą. - Rozmawiałyśmy o chorobie spokojnie, bo Asia nie chciała rozpaczy. Staraliśmy się być silni, by nie pokazywać jej naszego bólu i łez. "Przyjedź do mnie, Gosiu", powiedziała, więc pojechałam i byłam do samego końca. Chodziłyśmy na spacery, żartowałyśmy, wspominałyśmy, gadałyśmy głupoty, robiłyśmy ćwiczenia oddechowe i głosowe, nagrywałyśmy sobie improwizowane słuchowiska. Cieszyła się z tego - opowiadała.
Niezwykłe właściwości cynku. Naukowcy odkryli, dlaczego jest tak ważny przy przeziębieniu
Dom pełen życia
Przyjaciele podkreślają, że atmosfera w domu Joanny Kołaczkowskiej była zupełnie inna, niż można by się spodziewać. - W jej odchodzeniu nie było smutku, płaczu ani rozpaczy. Było coś innego: śmiech, ciepło, rozmowy, wygłupy. Jej dom stał się miejscem, w którym nagle zrobiło się gwarno. Ktoś coś gotował, ktoś żartował… I w tym wszystkim Asia – obecna, spokojna, uśmiechnięta - dodał Jacek Olejarz.
Dom tętnił obecnością. Przyjaciele spotykali się, rozmawiali, wspominali dawne czasy, pili kawę, gotowali obiady. - Była szczęśliwa, kiedy widziała nas razem – żartujących, gadających głupoty, wspominających dawne czasy. I że nikt się nie spieszy, że kawa stoi na stole, że pachnie rosół, że ktoś coś gotuje, ktoś inny wpada, załatwia, że cały dom tętni obecnością. To było jak powrót do dawnych lat – taki mały akademik pełen życia - opowiadał. Wśród wspólnych rytuałów był też rosół, który miał dodać Asi sił. - Gotowałem Asi m.in. rosoły mocy – tak je nazwaliśmy – czyli długo gotowany rosół, który miał dawać siłę i energię - wspominał przyjaciel. Joanna Kołaczkowska zmarła 17 lipca 2025 r. z powodu choroby nowotworowej.