Boją się kinky seksu. Seksuolożka mówi, na czym polega
Polacy wciąż boją się mówić otwarcie o swoich potrzebach w sypialni i nie chcą pracować nad tym, by ich życie erotyczne było barwniejsze. - Czasem myślę o jakiejś parze w terapii seksuologicznej, że przydałoby jej się coś nowego w łóżku i mówię: "Ja państwu przepiszę sadomaso…" - opowiada seksuolożka, podkreślając, że ludzie reagują przerażeniem.
Wiele osób wyobraża sobie seks w kategoriach trzech P - po cichutku, pod kołderką, przy zgaszonym świetle, a najlepiej jeszcze do tego w pozycji misjonarskiej. Tymczasem fizyczny aspekt związku czasami dobrze jest eksplorować, otwierając się na inne doznania. Na przykład na kinky seks. Jak wyjaśnia w rozmowie z "Wysokimi Obcasami" Agata Loewe-Kurilla, psycholożka i seksuolożka, wcale nie musi on oznaczać wyuzdania.
- Kink to preferencja erotyczna, nietypowa potrzeba seksualna. To neutralne określenie na wszystko, co odbiega od tak zwanego mainstreamowego seksu - podkreśla, dodając przy tym, że do niedawna w podręcznikach określano tym mianem każde zbliżenie nieprowadzące do prokreacji. Tymczasem w te obszar wchodzą wszelkie przebieranki, odgrywanie w sypialni scenek, podduszanie, wskakiwanie w lateks, czy zabawy pejczem.
Polki w gabinetach seksuologów. Marta Szarejko wyjawia z jakimi problemami przychodzą
Seria "50 twarzy Gray'a" kazała nam uwierzyć, że kinky seks to przede wszystkim BDSM, dominacja, tajemnicze pokoje z gadżetami do związywania, podwieszania itd. Seksuolożka przyznaje, że to jeden z odcieni tego rodzaju zbliżeń.
- Jeśli dwie osoby zgodzą się na praktyki BDSM, możemy powiedzieć, że mamy do czynienia z kinky seksem. Można kupować ekskluzywne, drogie gadżety - wibratory, klatki, haki do podwiązywania, kostiumy, ale można też grać nauczycielkę i ucznia, lekarza i pielęgniarkę, używając wyłącznie wyobraźni. Ewentualnie udawać psa - niegrzecznego, którego trzeba ukarać, albo grzecznego, który biega za piłeczką. Tyle kinków, ile fantazji - podkreśla Agata Loewe-Kurilla.
BDSM na receptę
Seksuolożka zwraca uwagę na to, że nie zawsze jest tak, że oboje partnerzy mają ochotę na próbowanie pikantnego urozmaicenia. Wszystko zależy bowiem od otwartości w sypialni. Sama potrafi zalecić swoim pacjentom eksperymenty.
- Czasem myślę o jakiejś parze w terapii seksuologicznej, że przydałoby jej się coś nowego w łóżku i mówię: "Ja państwu przepiszę sadomaso…". Po czym widzę przerażone spojrzenia obojga! A mnie to oczywiście bawi, bo ja im proponuję zabawę, przyjemność, nowe otwarcie - wyjaśnia na łamach "Wysokich Obcasów", przypominając przy tym, że już sama rozmowa o zmianach w sypialni pozwala otworzyć nowe drzwi i wyjść z rutyny. Najważniejsze we wszystkim jest jednak bezpieczeństwo.
Decydując się na kinky seks, należy pamiętać o własnych granicach, bo często zgoda na niego oznacza pozbywanie się zahamowań oraz przyzwolenie na oddanie kontroli nad naszym ciałem innej osobie. Agata Loewe-Kurilla zwraca uwagę na konkretne problemy.
- Dobrze pamiętać o tym, na co się umawiamy. Teraz jest moda na konsensualny brak zgody, czyli umawiamy się na to, że będziemy przekraczać granice. To może się dziać na małą skalę: umawiamy się na piętnaście klapsów, ale daję komuś szesnastego, żeby pokazać, kto ma władzę. Ale też na większą: dążąc do ekstazy, można wejść w stan wielkiej przyjemności, zapomnieć się w niej i całkowicie odpłynąć, co bywa przy niektórych aktywnościach niebezpieczne - mówi wprost seksuolożka.
Zwłaszcza, że kinkiem może być zabawa z nożami, igłami, czy podduszanie. Do pewnego momentu przynosi ono ekstazę, choć wygląda jak tortura. Gdy jednak pewna granica zostanie przekroczona, może się zrobić groźnie.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.