Potwierdzono pokrewieństwo. "Od lat podawaliśmy się za kuzynów"
Jedna z zagadek show-biznesu rozwiązana. Marcin Meller i Mela Koteluk od lat podejrzewali, że łączy ich coś więcej niż tylko znajomość. Dziennikarz postanowił to sprawdzić, a prawda, odkryta przez genealogów, zaskoczyła wszystkich.
Dziennikarz i wokalistka, którzy na pierwszy rzut oka mają ze sobą niewiele wspólnego. On przez lata prowadził programy telewizyjne i pisał książki, ona zyskała uznanie jako jedna z najbardziej lirycznych polskich artystek muzycznych. Od dawna jednak krążyło pytanie, czy może łączyć ich coś więcej niż podobne brzmienie nazwisk. Odpowiedź na to nurtujące pytanie padła dopiero teraz w sobotnim wydaniu "Dzień Dobry TVN".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Maffashion o relacji z Wieniawą i wspólnych wakacjach. O czym rozmawiały? "Wtedy Julia wychodziła"
Marcin Meller, Mela Koteluk i pytanie o rodzinne więzi
Zaczęło się niewinnie, od żartu rzuconego kilka lat temu. Podczas jednej z rozmów padła sugestia, że być może są kuzynami. Wtedy ani Marcin Meller, ani Mela Koteluk nie traktowali tego poważnie, ale temat wrócił z okazji jubileuszu "Dzień Dobry TVN". Prowadzący zapytał wprost:
– No to ja od razu mówię, czy dałoby radę sprawdzić, czy jesteśmy z Melą Koteluk kuzynami? – zapytał na antenie TVN.
Na apel odpowiedziały genealożki Karolina Szlęzak i Kinga Urbańska, które postanowiły podejść do sprawy jak do śledztwa historycznego. – Praca jest bardzo fascynująca, bo można ją porównać do takiego śledztwa, które znamy z dzisiejszych filmów kryminalnych – tłumaczyła Szlęzak w "Dzień Dobry TVN".
Co odkryto o przodkach Koteluk i Mellera?
Ekspertki prześledziły archiwa w Warszawie, Opolu, Krakowie, a nawet we Lwowie. Tworząc drzewa genealogiczne, natrafiły na wspólny punkt – miejscowość Biłka pod Lwowem. To stamtąd pochodziły obie rodziny, a wojenne losy sprawiły, że później ich członkowie zostali przesiedleni na Dolny Śląsk.
– Uzyskałyśmy konkretne informacje a propos rodzinnych historii, które okazały się dosyć spójne – wyjaśniła Kinga Urbańska.
Przełomem okazało się odnalezienie aktu ślubu z 1817 roku w Archiwum Głównym Akt Dawnych. Wtedy Aleksy Koteluk poślubił Agnieszkę Gospodarzyszyn. To od tej pary wywodzą się dwie linie rodu – jedna prowadząca do Meli, druga do Marcina. W ten sposób potwierdzono, że artystka i dziennikarz są kuzynostwem, choć bardzo odległym.
Badania genealogiczne nie tylko rozwiały wątpliwości, ale i odsłoniły dramatyczne dzieje obu rodzin. W przypadku Meli jej prababcia Maria została wysłana na roboty przymusowe do Niemiec, gdzie w 1944 roku urodziła córkę Eleonorę. Z kolei linia Mellera kryje podobne doświadczenia – jego babcia również trafiła na przymusowe prace w III Rzeszy, gdzie w 1945 roku przyszła na świat córka Beata.
– Cała ta rodzina z jednej i z drugiej strony w wyniku działań wojennych została przesiedlona w okolice Strzelców Opolskich. To, że historie są tak równoległe, robi ogromne wrażenie – zaznaczyła Urbańska w "Dzień dobry TVN".
- Wasz wspólny przodek to jest cztery razy pradziadek Marcina i pięć razy pradziadek Meli - dodała. - Od lat się podawaliśmy za kuzynów, więc teraz mamy przynajmniej papiery - podsumował Meller.