Oznajmił biskupowi, że nie wierzy w Boga. Odpowiedział jednym zdaniem
- Biskup wręczył mi adres klasztoru pod Rzeszowem, w którym powinienem się stawić i odbyć rekolekcje. To był rodzaj kościelnego, duchowego SOR-u dla księży i sióstr zakonnych - wyjawił Marcin Adamiec, były ksiądz.
Marcin Adamiec, autor książki "Odnaleziony ksiądz", w rozmowie z "Newsweekiem" wspomniał o kilku trudnych, choć przełomowych momentach w swoim życiu. Wrócił pamięcią m.in. do rozmowy z biskupem, któremu powiedział, że nie wierzy w Boga. Biskup miał zareagować tylko jednym zdaniem.
- Mruknął, że zdarzają się gorsze rzeczy - wspomina Adamiec.
Byłem księdzem w diecezji opolskiej z 6-letnim stażem, do biskupa poszedłem po głębokim załamaniu nerwowym i kilkumiesięcznej terapii, podczas której przestałem wierzyć w Boga. Zresztą depresja i alkoholizm to choroby zawodowe księży. Biskup wręczył mi adres klasztoru pod Rzeszowem, w którym powinienem się stawić i odbyć rekolekcje. To był rodzaj kościelnego, duchowego SOR-u dla księży i sióstr zakonnych - wyjawił rozmówca "Newsweeka".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Skąd Kościół ma pieniądze? Ksiądz szczegółowo wylicza
"Przekonywał mnie, że wcale nie miałem depresji"
Marcin Adamiec w końcu trafił do wspomnianego "SOR-u dla księży".
- Ksiądz, z którym rozmawiałem, przekonywał mnie, że wcale nie miałem depresji, ale kryzys powołania, że Bóg wystawia mnie na próbę. Poczułem się jak na przeglądzie auta – w klasztorze mieli mnie naoliwić, coś dokręcić, wymienić klocki hamulcowe i odesłać z powrotem na służbę w kolejnej parafii. Podjąłem decyzję, że odchodzę - powiedział w wywiadzie.
Adamiec postanowił odejść z Kościoła z wielu powodów. Czuł, że jego relacje z rodziną się osłabiły, nie miał żadnych przyjaciół. - Poczułem, że marnuję życie - przyznał. Wrócił też pamięcią do tego, jak wyglądało seminarium. Jak się okazuje, przyszłych księży straszyło się w tym miejscu... Kościołem niemieckim.
– Stawiano go nam jako antywzór, przestroga i przykład upadku. Ze zgrozą opowiadano, że tam błogosławi się pary homoseksualne, a księża mogą oficjalnie się przyznać do swojej orientacji homoseksualnej. Wielokrotnie słyszałem, że niemiecki ksiądz nie ma nic do powiedzenia w swojej parafii, bo Kościołem rządzą tam świeccy. Rada parafialna określa i zatwierdza budżet, wydatki. To wszystko budziło w moich przełożonych pogardę i strach - tłumaczył były duchowny.
"Serce mi biło jak szalone"
Marcin Adamiec opowiedział też o zakazanych uczuciach, jakie spotykały księży. Jak sam przyznał, w momencie zakochania się, nie ma jednego dobrego wyjścia. Sam Adamiec również ma za sobą funkcjonowanie podwójnym życiem.
– Czułem szczęście, a z drugiej strony strach, że ktoś mnie zobaczy i będę miał problemy. Bałem się nie kościelnych konsekwencji, ale tego, że one mogą zagłuszyć rodzące się uczucie i zostanę znowu sam. Pamiętam, co czułem, kiedy postanowiłem kupić prezerwatywy. Gigantyczny lęk. Wybrałem supermarket na drugim końcu miasta, opakowanie schowałem pod mnóstwem niepotrzebnych mi rzeczy, poszedłem do kasy samoobsługowej… Serce mi biło jak szalone - wyjawił "Newsweekowi".
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.