Nagrywa lunchboxy dla męża. "Na początku wiele osób było zszokowanych"
Jej filmiki, gdzie pokazuje lunchboxy dla męża, stały się prawdziwym fenomenem na TikToku. - Na początku wiele osób było zszokowanych i uważało nawet, że jestem jakaś uciemiężona. (...)Teraz okazuje się, że wszyscy tak robili, tylko nikt tego nie nagrywał - przyznaje Wirtualnej Polsce Kinga Wierzbicka.
Kinga Wierzbicka jest nominowana w 4. edycji plebiscytu #Wszechmocne w kategorii w sieci. Dlaczego zaczęła nagrywać filmiki na TikToku i w jaki sposób łączy to z codziennymi obowiązkami? Przekonajcie się sami.
Paulina Żmudzińska: Jak opisałabyś kobietę wszechmocną?
Kinga Wierzbicka: Dla mnie kobieta wszechmocna jest ambitna i niezależna. Emanuje siłą i wiarą w siebie. Co więcej, jest po prostu szczęśliwa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pomysł na lunchbox do szkoły. Takie pudełka zawsze wracają puste
A czy sama czujesz się wszechmocna?
Oj, na pewno nie. Muszę jednak przyznać, że dzięki tej nominacji coś tam w głowie mi zakiełkowało, że może rzeczywiście mogę być wszechmocna, choć w dalszym ciągu trudno mi w to uwierzyć.
Twoja przygoda z TikTokiem zaczęła się trochę przypadkiem – od wrzucenia filmiku z lunchboxem dla męża. Pamiętasz ten moment?
Pamiętam go bardzo dokładnie, ponieważ wybierałam się wtedy na swoją pierwszą samotną podróż z półroczną córką pociągiem nad morze. Wieczór przed wyjazdem wrzuciłam na TikToka filmik.
Przez trzy dni pobytu nad morzem bałam się otworzyć aplikację, widząc liczbę powiadomień. Stresowałam się przez cały weekend i dopiero w poniedziałek po powrocie zdecydowałam się sprawdzić, jak nagranie zostało w ogóle przyjęte.
Byłam bardzo zaskoczona, że mój film zdobył milionowe wyświetlenia. To był mój pierwszy taki sukces, ale jednocześnie byłam w szoku, jak wiele negatywnych komentarzy otrzymałam. Nie spodziewałam się, że jedzenie może wywołać aż tyle negatywnych emocji u ludzi.
To musiało być dla ciebie bardzo trudne. Jak w takim razie radzisz sobie z hejtem?
Od początku mam takie samo podejście: uważam, że to, co ludzie piszą, świadczy o nich, a nie o mnie. Mogę jedynie zastanowić się, czy coś nie tak się dzieje w ich życiu, może są smutni lub zazdroszczą. Tak sobie to zawsze tłumaczę. Przez te prawie 10 miesięcy zdarzyły się jednak dwa momenty, kiedy zaczęłam zbyt mocno analizować komentarze i wzięłam je do siebie. Na szczęście szybko mi przeszło.
Czy ten pierwszy filmik był momentem, w którym pomyślałaś: "Teraz zajmę się mediami społecznościowymi"? Czy w ogóle przypuszczałaś, że może wyjść z tego coś tak poważnego?
Zastanawiałam się nad tym już dwa miesiące przed opublikowaniem tego filmu. Uwielbiam rozmawiać i jestem otwarta na ludzi, więc szukałam swojego miejsca, gdzie mogłabym wnieść coś pozytywnego. Powiedziałam: "Dobra, dam sobie rok. Jeśli nic z tego nie wyjdzie, to odpuszczę". Nie spodziewałam się jednak, że moje słowa tak szybko staną się rzeczywistością.
Nie obawiałaś się tego, jak tego typu filmy zostaną odebrane? W końcu w dzisiejszych czasach dużo mówi się o niezależności i wyzwoleniu kobiet, a ty pokazałaś, że przygotowujesz jedzenie dla męża.
To pokazało mi, że ja żyłam trochę w swoim własnym świecie, bo dla mnie to było całkowicie normalne. Kiedy zaczęłam czytać komentarze, pomyślałam: "Ludzie, o co wam chodzi? Przecież to nie jest nic złego".
Na początku wiele osób było zszokowanych i uważało nawet, że jestem jakaś uciemiężona. Z czasem zaczęli akceptować moje podejście, korzystać z przepisów, a hejtu było mniej. Teraz okazuje się, że wszyscy tak robili, tylko nikt tego nie nagrywał.
Nie wiem, czy początkowy szok wynikał z niezrozumienia, czy teraz widzą, że to nic złego. Dla mnie to normalne, by zrobić coś dobrego dla osoby, którą kocham. Chcę, dbać o męża, tak jak on dba o mnie. Wzajemność w związku jest dla mnie naturalna, więc komentarze mnie nie ruszają.
Wspominałaś, że w czasie, gdy zaczęłaś działalność w sieci, twoje dziecko miało pół roku. Wiele kobiet właśnie w czasie urlopu macierzyńskiego szuka nowej drogi, a czasem nawet zmienia zawód. W twoim przypadku też tak było?
Tak, w tamtym czasie czułam się już trochę wypalona zawodowo. Pracowałam jako marketingowiec w hotelu od ponad siedmiu lat i coraz częściej myślałam, że to nie jest to, co chciałabym robić. Dopadła mnie monotonia, ale nie sądziłam, że TikTok stanie się moim głównym zajęciem. Raczej wyobrażałam sobie, że nadal będę pracować, a po godzinach nagrywać filmy, traktując je jako poboczne zajęcie.
Łączysz bycie mamą i żoną z pracą twórczyni internetowej. Jak wygląda Twoja codzienność?
Najwięcej czasu zajmuje mi chyba gotowanie, ponieważ trzeba przygotować przepisy, zrobić zakupy i ugotować. Samo nagrywanie to najmniejsza część tego procesu. Studiuję, więc od października wracam na uczelnię. Co drugi tydzień mam studia zaoczne, więc wtedy jestem na zajęciach.
Jeśli chodzi o pracę etatową, pracowałam osiem godzin dziennie, a czasem nawet 12, co dawało mi więcej wolnych dni w miesiącu. Wtedy nadrabiałam nagrywanie filmików, aby mieć co publikować. Opieka nad dziećmi również zajmuje sporo czasu, ale razem z mężem i pomocą dziadków staramy się jakoś z tym wszystkim radzić.
A skąd czerpiesz inspirację do tworzenia aż tylu filmików?
W zasadzie wymyślam wszystko sama. Nie oglądam innych kont, żeby się inspirować. Po prostu myślę o TikToku w ciągu dnia i nagle wpada mi do głowy pomysł: "O, to by było fajnie nagrać". Czasem, gdy coś robię, na przykład segreguję rzeczy w domu czy gotuję, później żałuję, że tego nie nagrałam, bo mogłoby to być ciekawe. Albo pokazuję coś z jedzenia, a potem ludzie masowo pytają o przepis i myślę: "Kurczę, mogłam to od razu nagrać".
Spotykasz się z presją, żeby być ciągle online?
Odkąd zaczęłam na tym zarabiać, zdarzają się chwile, kiedy muszę być pod telefonem, nawet na wyjeździe. Kiedy inni spędzają miło czas na urlopie, ja nie zawsze mogę sobie na to pozwolić. Są jednak też znacznie luźniejsze momenty. Wtedy nie odczuwam tak naprawdę żadnej presji.
Masz jakieś takie rytuały albo nawyki, które pomagają Ci być w tym wszystkim systematyczną?
Jestem trochę szalona, więc wszystko robię spontanicznie. Próbuję jednak spisywać swoje przepisy, bo nawet gdy jakiś znajdę i chcę go odtworzyć, zawsze dodaję coś od siebie. Mam tajemniczy notes, do którego wrzucam swoje pomysły kulinarne, które chciałabym kiedyś wykorzystać. Już jest tam masa rzeczy, których jeszcze nie nagrałam.
Czyli fani mogą w przyszłości spodziewać się np. twojej książki lub e-booka z przepisami?
Rzeczywiście mam taki pomysł. Chcę usystematyzować przepisy i umieścić je w jednym miejscu, co jest również życzeniem moich obserwujących. Często pojawiają się takie prośby na live'ach i pod filmami, więc staram się to zrealizować, ale naprawdę brakuje mi czasu. Obiecywałam sobie, że zrobię to przy 200 tysiącach obserwujących, potem przy 300, 400. Teraz jest ponad 500 tysięcy, a wciąż tego nie zrealizowałam (śmiech). Mam nadzieję, że uda mi się to zrobić do końca roku.
Chcę zapytać cię również o współprace z markami. Wybierasz je według własnych wartości, czy bardziej kierujesz się potrzebami widzów?
Staram się działać zgodnie ze sobą. Nie przyjmujemy wszystkiego, co się pojawia. Nie akceptuję wszystkich ofert, które się pojawiają. Zależy mi, aby reklamy były zgodne z moim sumieniem i pasowały do treści, które tworzę. Nie chcę, aby mój profil stał się blokiem reklamowym, ale miejscem, gdzie ludzie zawsze znajdą coś interesującego.
Co daje ci taką największą satysfakcję poza TikTokiem?
Od razu pomyślałam o rodzinie i dzieciach, bo to jest mój największy sukces życiowy. Cieszę się z tego, co mam: z córek, męża i domu. Zawodowo jednak nie czuję się jeszcze w pełni spełniona. Zawsze chciałam być nauczycielką, dlatego studiuję pedagogikę wczesnoszkolną i wierzę, że jeszcze czeka na mnie jakaś ścieżka kariery w tej dziedzinie. Nigdy nie jest za późno, by spełniać marzenia.
Jak w takim razie bliscy podchodzą do twojej działalności w sieci?
Oni chyba bardziej wierzą w mój sukces i starają się mi to uświadomić. Przed naszą rozmową koleżanka napisała, że jej siostrzenica jest w szkole, gdzie koleżanka z ławki je owsiankę Kingi Wierzbickiej. Aż nie mogłam w to uwierzyć (śmiech).
Wyobraź sobie, że możesz stworzyć lunchbox marzeń, bez żadnych ograniczeń, z dowolnych produktów dostępnych na świecie, nawet tych, które nie są dostępne w sklepach. Co by się w nim znalazło?
Uwielbiam cukier, słodycze i ciasta. Jednak bardziej realistycznie, fascynuje mnie kuchnia azjatycka, pełna soczystego, dojrzałego mango i różnorodnych makaronów, jak pad thai. Byłoby świetnie mieć składniki prosto z Azji. Natomiast idealny lunchbox dla mojego męża to zdecydowanie kiełbasa i różne mięsne potrawy.
Twoje przepisy są szybkie i praktyczne. Czy jest jakieś danie, które lubisz jeść, ale nigdy nie pokażesz go na TikToku, bo jest zbyt czasochłonne?
Na przykład flaki, które uwielbiam, ale nie gotuję ich w domu, bo nie znoszę zapachu, który się wtedy unosi. Nie przyrządzam tradycyjnych potraw, więc na takie jedzenie chodzimy do teściów, a oni przychodzą do nas na bardziej wymyślne dania.
Rozmawiała Paulina Żmudzińska, dziennikarka Wirtualnej Polski.