Dziewięć kobiet oskarża zmarłego niedawno księdza z Mielca o molestowanie. W rozmowie z "Wyborczą" wyjawiają, że wszystko wydarzyło się, gdy chodziły jeszcze do szkoły, ale nie miały odwagi, by nagłośnić sprawę. Po pogrzebie duchownego, który odbył się z honorami, postanowiły wyjawić prawdę na jego temat.
Ksiądz miał molestować je w szkole
Kobiety, które oskarżyły księdza o molestowanie, chodziły do tej samej klasy. Jak same twierdzą, nie do końca zdawały sobie wówczas sprawę, że zachowanie księdza może być nieodpowiednie. Wszystko zmieniło się, gdy zaczęły wkraczać w dorosłość.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pedofilia w Kościele. Pójdziemy w ślady Irlandii i Kanady? „Będziemy wariantem polskim”
- Wyszło nam, że tylko w naszej klasie, gdzie było 15 dziewczynek, 10 z nich to jego ofiary - mówi "Wyborczej" jedna z ofiar.
Jak opisuje dziennikarka Agata Kulczycka, ksiądz miał spędzał czas z dziewczynkami, zapraszać je na plebanię, gdzie - pod pretekstem z pozoru niewinnych zabaw - dopuszczać się molestowania.
- Ksiądz nas obmacywał, jeździł po całym ciele ręką, między nogami. Tak "zgadywał", która się schowała za kotarą - mówi "Wyborczej" jedna z kobiet.
- Miał cały arsenał sztuczek. Umiał wzbudzić zaufanie, potrafił zaangażować nas w ciekawą rozmowę i jednocześnie obmacywać piersi. Pamiętam jego ręce pod moją koszulką. Powiedział: "O, ty nie masz jeszcze takich cycuszków jak koleżanka". Albo jeździł rękami po moich biodrach, zjeżdżał w kierunku rozporka, rozmawiając przy tym i się śmiejąc.
Reakcja rodziców
Kobiety mówią, że bały się o wszystkim powiedzieć rodzicom. Kiedy w końcu to zrobiły, sprawa została zlekceważona.
- Mama o tym wiedziała. Ale kiedy powiedziałam o jego wizycie w naszym domu pod nieobecność dorosłych, o nic nie zapytała. Nie zastanowiło jej, co starszy mężczyzna robił sam na sam z jej córką. Powiedziała tylko, że czuje się wyróżniona, bo ksiądz przyszedł akurat do nas. Nic więcej już nie powiedziałam - zdradza jedna z kobiet.
Jedna z matek zgłosiła sprawę proboszczowi, jednak molestujący ksiądz nie poniósł żadnej kary i nadal mógł pracować w tej samej parafii. Po latach jego ofiary przerywają milczenie.
- Kiedy zobaczyłam, z jakim żalem ludzie zareagowali na śmierć księdza C., wszystko się we mnie zagotowało - mówi jedna z nich.
Według oświadczenia, które zostało przekazane "Wyborczej" przez przedstawicieli Kościoła, wszelkie zarzuty wobec księdza C. zostały zgłoszone do odpowiednich organów ścigania. Prowadzono również wewnętrzne postępowanie kościelne, jednak - jak czytamy - z uwagi na stan zdrowia duchownego oraz brak możliwości nawiązania z nim kontaktu nie mogło być kontynuowane.
Próbowaliśmy skontaktować się z przedstawicielami parafii, jednak bezskutecznie.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl