Pokazała ciała na Evereście. "To trudne do zaakceptowania, ale stanowi część tej drogi"
Zoja Skubis miała zaledwie 19 lat, gdy udało jej się wejść na Mount Everest. Himalaistka stała się tym samym najmłodszą Polką, która tego dokonała. - Czasami słyszałam, że ktoś nie chce wspinać się z "dziewczynkami" - mówi Wirtualnej Polsce.
Paulina Żmudzińska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Twoja historia to dowód na to, że marzenia się spełniają. Co sprawia, że masz w sobie taką siłę i determinację, by sięgać po znacznie więcej niż większość ludzi w twoim wieku?
Zoja Skubis, nominowana w 4. edycji plebiscytu #Wszechmocne: Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić (śmiech). Bardzo kocham góry i przygody z nimi związane, więc nie muszę się zmuszać do tego, co robię. Oczywiście, są dni, kiedy zamiast treningu w górach, muszę spędzić trzy godziny na schodach w siłowni, co nie jest już tak ekscytujące, ale nie wyobrażam sobie rezygnacji z marzeń z powodu lenistwa.
Wiem, że mogą się zdarzyć różne rzeczy, na które nie mam wpływu, ale nie chciałabym żyć z poczuciem, że nie zdobyłam Mount Everestu tylko dlatego, że nie chciało mi się trenować.
Wiele osób widzi tylko spektakularny sukces, ale rzadko myśli się o cenie, którą trzeba za niego zapłacić. Czy pamiętasz momenty, które w przypadku wyprawy na Everest były najtrudniejsze?
Pogodzenie wspinaczki z pracą w mediach społecznościowych. Żartowałam, że jestem operatorem, filmowcem, montażystą i reżyserem w jednym. Często po dotarciu do namiotu czekała mnie praca z telefonem, żeby wszystko było gotowe do publikacji. Warunki do tego były dalekie od komfortowych, ale nie narzekam, bowiem, że to właśnie dzięki social mediom mogę to wszystko realizować.
Innym trudnym momentem był widok osób, którym się nie udało wejść na szczyt. Naturalną reakcją w takich sytuacjach jest ucieczka. Podobnie jak w przypadku strzelaniny, gdzie instynktownie biegniemy w przeciwną stronę. W górach wysokich mamy świadomość, że ci ludzie mieli podobne przygotowanie i sprzęt, ale coś poszło nie tak. To trudne do zaakceptowania, ale stanowi część tej drogi.
Pokazałaś w jednym z nagrań ciała, które mijałaś w drodze na szczyt, co spotkało się ze sporą krytyką.
W środowisku górskim przyjęło się, że takie treści można publikować. Jeśli jednak rodzina rozpozna wspinacza po kombinezonie czy logotypach i poprosi o usunięcie materiału, to należy to zrobić. Uważam, że wszystko przedstawiłam w sposób pełen szacunku, bez pokazywania twarzy.
Sama często słyszałam komentarze, że wszyscy wiedzą o ciałach na Evereście i nie trzeba już o tym mówić ani pokazywać. A skąd niby ta wiedza? Przecież osoby, które nigdy tam nie były, dowiedziały się tego dlatego, że ktoś wcześniej to pokazał i o tym powiedział. Nie rozumiem więc, czemu miałby istnieć podział na tych, którzy mają prawo o tym mówić, i tych, którzy nie.
Wciąż wiele osób nie zadaje sobie sprawy, jak naprawdę wygląda droga na Everest. Wokół tej góry krąży mnóstwo mitów. Na miejscu spotkałam się z różnymi reakcjami na widok ciał – od płaczu po krzyki. To trudne, ale trzeba się do tego przygotować przed wyprawą. Właśnie dlatego uważam, że należy mówić o realiach, szczególnie z myślą o tych, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z górami.
Jak w takim razie radzisz sobie z hejtem?
Jest grupa osób, których opinia jest dla mnie bardzo ważna. Kiedy mam wątpliwości dotyczące decyzji, które powinnam podjąć, zwracam się do nich po radę. Wiem, że cokolwiek bym nie robiła, zawsze będą ludzie, którym to się nie spodoba. Gdybym próbowała zadowolić wszystkich, to by mnie wykończyło. Dlatego uważam, że nie warto się tym przejmować i tyle.
Jak reagowałaś, gdy ktoś kwestionował twoje zdolności do wypraw w Himalaje?
Na początku napędzała mnie chęć udowodnienia swojej wartości. Im byłam młodsza i mniej osiągnięć miałam na koncie, tym bardziej chciałam pokazać, że potrafię. Z czasem, gdy zdobyłam więcej doświadczenia i sukcesów, zauważyłam, że mimo to nadal spotykałam się z odmową współpracy. Czasami słyszałam, że ktoś nie chce wspinać się z "dziewczynkami".
W takich sytuacjach nie chodziło już o chęć udowodnienia czegokolwiek, a o frustrację. Mimo że w wieku 19 lat zdobyłam dwa ośmiotysięczniki, prowadzę aktywny tryb życia, biegam i trenuję, wciąż byłam oceniana przez pryzmat płci. Zrozumiałam, że nawet jeśli zrobię wszystko, by potwierdzić swoją wartość, dyskryminacja może nie zniknąć, choć na pewno jest jej mniej niż kiedyś, przynajmniej tej wyrażanej na głos. Dziś wiem, że są osoby, które niezależnie od moich osiągnięć, pozostaną uprzedzone.
W swoich social mediach pokazujesz też te mniej oczywiste strony wyprawy, np. w jednym z filmików wspominałaś o zmianie podpaski podczas wejścia na Mount Everest. Skąd taka decyzja?
O tym często się nie mówi, ale zainteresowanie moim filmem pokazało, że temat jest ważny. Film wygenerował 10 milionów zasięgu na obu platformach, co świadczy o tym, że ludzie nie zawsze myślą o tym, jak to jest być kobietą w górach wysokich przez prawie dwa miesiące.
Miesiączka jest nieodłączną częścią wyprawy. Brakuje łazienek, więc trzeba radzić sobie w trudnych warunkach, za kamieniem, w śniegu czy nawet wśród ludzi. Realia są takie, jakie są, ale to część biologii, której nie da się uniknąć. Istnieją hormonalne metody, które można rozważyć przed wyprawą, ale to duża ingerencja w organizm, na którą osobiście bym się nie zdecydowała.
Skoro już jesteśmy przy miesiączce, to wiąże się ona przecież z bólem i dyskomfortem. Nie obawiałaś się, jak wpłynie to na ciebie podczas wspinaczki na tak dużej wysokości?
Nie, ponieważ miałam już doświadczenie z wyprawami w góry wysokie i wiedziałam, jak mój organizm reaguje na zmiany. To ogromne obciążenie dla ciała. Organizm jest przeciążony, a ciśnienie często wpływa na pogorszenie wzroku, który czasem wraca do normy, a czasem nie.
Jeśli chodzi o miesiączkę, to cykl często jest zaburzony przez wysiłek i warunki. Może być krótszy, dłuższy, bardziej lub mniej bolesny, ale nigdy nie jest taki jak zwykle. Po powrocie na normalną wysokość miesiączka może zniknąć na trzy miesiące, co świadczy o tym, że organizm musi się ponownie dostosować. Jestem przygotowana na to, że w górach okres jest, ale w moim przypadku jest on po prostu krótszy i mniej regularny.
Twój tata zginął podczas górskiej wyprawy. Jak to doświadczenie wpłynęło na twoje postrzeganie ryzyka?
Niezależnie od tego, czy to dobre, neutralne czy trudne chwile, staram się wyciągać z nich lekcje. Nawet doświadczenia związane z moim tatą nauczyły mnie bardzo wiele. W środowisku górskim wszyscy wiedzą, że wypadki się zdarzają, ale mało kto myśli, że mogą dotknąć ich samych. Kiedy taki wypadek dotyka kogoś bliskiego, to jak kubeł zimnej wody.
Od wypadku mojego taty podchodzę do wypraw z większą świadomością i odpowiedzialnością. Dbam o każdy detal. Tak jak on dokładnie wszystko planuję, a nawet ważę wcześniej sprzęt. To doświadczenie uświadomiło mi, że w górach wszystko może się zdarzyć.
Szczerze mówiłaś o depresji, z którą się zmierzyłaś właśnie po śmierci taty. Co pomogło Ci zrobić ten pierwszy krok naprzód, żeby się z nią uporać?
Wbrew pozorom, nie uciekłam wtedy w góry. Mimo młodego wieku byłam świadoma, że ludzie często unikają przetwarzania traum i tragedii, zamiast stawić im czoła. Wiedziałam, że muszę poświęcić czas na leżenie i nicnierobienie, przeżywając to wszystko po swojemu, mimo że to było bardzo trudne.
W dodatku przez pandemię nie chodziło się do szkoły i wszystkie możliwe rozpraszacze po prostu zniknęły. Korzystanie z pomocy specjalistów również było wtedy utrudnione. Gdy sytuacja się ustabilizowała, podjęłam leczenie.
Trudnych chwil było w twoim życiu więcej. W jednym ze swoich postów na Instagramie przyznałaś, że niektórzy pozwalali sobie w stosunku do ciebie na zbyt wiele. Co sprawiło, że zdecydowałaś się przerwać milczenie?
Zawsze uważałam to za trudny temat, choć nie budził we mnie poczucia winy. Wywoływał we mnie jednak frustrację, dlatego wiedziałam, że kiedyś o tym opowiem, ale czekałam na odpowiedni moment.
Pewne wydarzenia na Evereście przelały czarę goryczy. Frustracja była tak duża, że jeszcze w namiocie zaczęłam pisać. Po powrocie uznałam, że to dobry moment, by się tym podzielić. Niestety, wspinaczka to sport zdominowany przez mężczyzn, co ma swoje plusy i minusy.
Jak te doświadczenia wpłynęły na ciebie jako kobietę?
Czuję, że stałam się bardziej asertywna i konkretna. Dostrzegam to w codziennym życiu, kiedy w sytuacjach, które kiedyś sprawiały mi trudność, teraz potrafię jasno powiedzieć, że coś jest nie w porządku i wymaga zmiany. To ciekawy temat, bo często spotykam się z przekonaniem, że stanowczość w zarządzaniu kojarzy się głównie z mężczyznami. Gdy kobieta jest konkretna, bywa to postrzegane jako coś niekobiecego i aroganckiego.
Rozmawiała Paulina Żmudzińska, dziennikarka Wirtualnej Polski.