Po śmierci męża straciła wszystko. Teraz walczy o odzyskanie majątku
- Nic nie wskazywało na to, że umie tak podstępnie działać, a przecież za chwilę zabrał mi wszystko. Dom, studio i moją twórczość. Oberwałam za swoją dobroć - powiedziała Katarzyna Gaertner. Autorka "Małgośki" po śmierci męża straciła dorobek życia. Teraz próbuje go odzyskać.
"Małgośka", "Tańczące Eurydyki" i "Bądź gotowy dziś do drogi" to tylko kilka z wielkich hitów stworzonych przez Katarzynę Gaertner. Choć kompozytorka przez wiele lat prowadziła udane życie zawodowe, wszystko legło w gruzach po śmierci męża, Kazimierza Mazura. Młody mężczyzna, któremu zaufała, zabrał jej dorobek życia.
"Cały mój świat legł wtedy w gruzach"
- Niełatwo mnie złamać. Przeżyłam udar, białaczkę, przeżyłam pożar domu. Uratowano mnie, znosząc z poddasza na rękach. I cały czas pracowałam, odkąd skomponowałam pierwszy przebój. "Małgośkę" śpiewają do dzisiaj różni wokaliści - powiedziała Katarzyna Gaertner w rozmowie z "Vivą!".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Sprawdzam" - Huawei Watch 5
Artystka wróciła wspomnieniami do 1997 roku, kiedy poznała Gienka (imię zmienione), młodego mężczyznę, którego matka poprosiła ją o "ocenę zdolności". Gaertner kupiła mu wówczas gitarę. Razem z mężem zdecydowali się przygarnąć go później pod dach. Pracowali wspólnie w ich studiu nagraniowym. Choć był jej bliski, nazywając ją "ciocią", swoją prawdziwą twarz pokazał po śmierci męża Gaertner, Kazimierza Mazura.
- Nic nie wskazywało na to, że umie tak podstępnie działać, a przecież za chwilę zabrał mi wszystko. Dom, studio i moją twórczość. Oberwałam za swoją dobroć - wyjawiła.
- Wydawało się, że wszystko jest w porządku, ale kiedy Kazimierz zachorował na raka i umarł, los się odwrócił. Straciłam najbliższego i najukochańszego człowieka. Pierwszą rzeczą, jaką zrobił wtedy Gienek, było ściągnięcie płyty "Msza beatowa" ze stołu mikserskiego i wydanie jej jako własnej, wyrzucając nazwiska producentów - Kazimierza Mazura i Polskiego Radia - dodała Katarzyna Gaertner.
Mężczyzna zablokował wtedy jej całą twórczość.
- Na drugi dzień po pogrzebie (...) Gienek i jego żona zabrali mnie, a właściwie zaciągnęli do notariusza, u którego leżał gotowy akt notarialny. Podpisałam go. To był akt darowizny mojego majątku w zamian za opiekę do końca życia - zdradziła artystka.
- Nie bardzo zdawałam sobie sprawę z tego, co podpisuję, bo cały mój świat legł wtedy w gruzach. Byłam półprzytomna, nafaszerowana lekami uspokajającymi i zrobiłam wszystko, co mi kazali. A akt notarialny Gienek od razu schował, żebym go nie czytała. Jak mnie potem przyjaciele pytali, czy ja wiem, co podpisałam, odpowiadałam, że nie wiem. Notariusz poinformował mnie tylko, że to umowa na moje dożywocie - mówiła.
"Przestali kupować mi jedzenie"
- Kiedy na mojej karcie wyczerpały się pieniądze, przestali kupować mi jedzenie. Nie reagowałam. Byłam tak rozbita, jakbym nie miała mózgu. Ze mnie - po chorobie i śmierci Kazika - został strzęp człowieka - powiedziała także Katarzyna Gaertner.
Kompozytorka walczy obecnie w sądzie o unieważnienie umowy notarialnej. Choć tłumaczyła, że nie wiedziała wtedy, co podpisuje, sąd odrzucił już raz jej prośbę.
- Jest złożona apelacja. Ja już naprawdę nie mam wobec życia wielkich wymagań. Niczego nie potrzebuję poza unieważnieniem tego "chorego" aktu notarialnego - podsumowała w wywiadzie dla "Vivy!".
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.