Uciekająca panna młoda
Miało być jak w bajce. Wielka miłość, piękny ślub i wesele oraz razem aż „śmierć was nie rozłączy”. Ale życie bywa przewrotne i nie zawsze pisze nam scenariusz, jaki sobie życzymy. A plany ulegają zmianom, gdy na horyzoncie pojawią się niespodzianki. Nie każda miłość kończy się na ślubnym kobiercu. Oto historie dwóch kobiet, niedoszłych panien młodych, które w ostatniej chwili zerwały zaręczyny.
03.11.2011 | aktual.: 15.11.2011 10:06
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Miało być jak w bajce. Wielka miłość, piękny ślub i wesele oraz razem aż „śmierć was nie rozłączy”. Ale życie bywa przewrotne i nie zawsze pisze nam scenariusz, jaki sobie życzymy. A plany ulegają zmianom, gdy na horyzoncie pojawią się niespodzianki. Nie każda miłość kończy się na ślubnym kobiercu. Oto historie dwóch kobiet, niedoszłych panien młodych, które w ostatniej chwili zerwały zaręczyny.
„Jak odwołać ślub? – zastanawiała się Dorota – Jak powiedzieć o tym Rafałowi, który niczego się nie spodziewa?”. Dorota to 27-letnia szczupła szatynka o uroczych dołkach w policzkach. Przez ostatnich kilka lat pracowała w jednej z największych firm jako sales manager. Normą były rozmowy z kontrahentami, producentami czy dostawcami. Często też wyjeżdżała za granicę służbowo. Ładna, wygadana, z ogromnym poczuciem humoru. Ambitna i zaradna, można by rzec - kobieta sukcesu.
- Z Rafałem byliśmy parą przez sześć lat – mówi Dorota – zaręczeni rok. Poznaliśmy się, jak to często bywa, przez wspólnych znajomych. Razem imprezowali, świetnie się ze sobą bawili, a spotkania stawały się regularne. Szybko między nimi zaiskrzyło, nawet nie pamiętają, kiedy wszyscy zaczęli uznawać ich za parę. Po trzech latach bycia razem Rafał wprowadził się do mieszkania Doroty. - Było ciasno – wspomina – dwa maleńkie pokoiki, ale cieszyliśmy się jak dzieci. Dwa lata temu w Sylwestra, będąc we Włoszech na nartach, Rafał oświadczył się Dorocie. Spodziewała się tego, więc nie była specjalnie zaskoczona. Już na wyjeździe zaczęli planować ślub. Ustalili miejsce, termin, omówili szczegóły, a zaraz po powrocie zrobili rezerwację sali weselnej i zespołu. Jak w transie załatwiali wszystkie sprawy związane z weselem. Było oczywiste, że skoro tyle lat są razem, to niebawem staną na ślubnym kobiercu.
- W zasadzie nie pamiętam, kiedy pojawiły się problemy. Niby wszystko układało się dobrze, ale nagle zaczęłam zauważać braki u Rafała. Stawaliśmy się zupełnie innymi osobami. Byłam ambitna i spełniałam się zawodowo. Sporo zarabiałam i to głównie ja utrzymywałam dom. Rafał co chwila rzucał kolejne studia. Nie był głupi – tylko leniwy. Miał słomiany zapał, który szybko się wypalał. Może i miał ciekawe plany, ale kompletnie nie potrafił się zorganizować. Na początku było to nawet urocze, wydawał mi się takim chłopcem z głową pełną marzeń. Wspierałam go, sama zresztą też rozwijałam się, tyle tylko, że ja jak coś zaczynałam, to kończyłam. Zrobiłam studia z marketingu, jeździłam na szkolenia, poszerzałam horyzonty, a Rafał stał w miejscu.
Oddałam mu pierścionek, a on się obraził
Między nimi zaczęło się coraz gorzej układać, mijali się w mieszkaniu pomiędzy pracą a pracą, a wspólnie spędzone chwile nie sprawiały Dorocie już takiej przyjemności jak kiedyś. Rutyna wkradła się do ich związku. Nagle uświadomiła sobie, że nie chce tak dłużej funkcjonować, że nie wyobraża sobie kolejnych lat spędzić u boku osoby, z którą coraz mniej ją łączy. Przekonanie, że powinna zerwać zaręczyny dojrzewało w niej przez kolejne trzy miesiące. Jednocześnie próbowała na różne sposoby uzdrowić ich relacje, rozmawiać, ale Rafał nie dostrzegał problemu.
W końcu stwierdziła, że nie chce tak żyć. - Zebrałam się w sobie – mówi – i któregoś wieczora powiedziałam Rafałowi co myślę, zdjęłam pierścionek zaręczynowy z palca i oddałam mu. On zaczął krzyczeć, że jak ja to sobie wyobrażam, że w ostatniej chwili odwołamy ślub, co z zadatkiem wpłaconym na sale i zespół, a co sobie znajomi pomyślą, gdzie on ma się teraz podziać?
Było mi szkoda tych ostatnich kilku lat, szkoda, że nic z tego nie wyszło. Nie żałowałam, że byliśmy razem. Dużo razem przeszliśmy i wiele doświadczyliśmy. Szkoda mi było, że Rafał nie starał się wnieść w nasz związek czegoś nowego, że zawsze czekał na moja inicjatywę. Rafał wyprowadził się do kumpla. O słuszności decyzji przekonał Dorotę fakt, że niedoszły mąż przestał się do niej odzywać. Najwyraźniej obraził się na nią, za to „upokorzenie”. Po resztę swoich rzeczy z mieszkania wysłał kumpla, unikał sytuacji, gdzie mogli by się natknąć na siebie podczas spotkania u znajomych. Dorota łudziła się, że może jej postawa otworzy mu oczy. Chciała, żeby to był dla niego impuls do zmiany pewnych swoich zachowań. Niestety, nic takiego nie nastąpiło.
Pół roku temu przeprowadziła rewolucję w swoim życiu. Związała się z Arturem, z którym znają się kilka dobrych lat. Przeprowadziła się do niego do innego miasta, zaczęli pracę w jednej firmie. - Czy jestem szczęśliwa? Bardzo! Jestem kochana, mam obok siebie kogoś kto o mnie dba, żyjemy na tym samym poziomie, obydwoje jesteśmy ambitni i pracowici. Mam w Arturze wspaniałego przyjaciela. Ślub? Czemu nie? Coraz częściej padają te słowa. Natomiast jeśli się zdecydujemy, tym razem wszyscy nasi znajomi i rodzina dowiedzą się na ostatnia chwilę. Nie chcę ponownie tłumaczyć się czy wyjaśniać, jeśli nam by się coś nie udało. Ale w sumie co miałoby się nie udać? – mówi z uśmiechem. Kaja niedługo będzie obchodziła swoje 33. urodziny. Planuje skromną kolację dla najbliższej rodziny i przyjaciół. Przygląda się rodzinnej fotografii wiszącej w kuchni, z której uśmiechają się cztery osoby: ona, niebieskooka blondynka, jej mąż Marcin oraz dwójka dzieci – trzyletni Kacper i roczna Zosia. Zawsze jak widzi to zdjęcie zalewa ją
fala przyjemnego ciepła i miłości. Nieraz zastanawia się, jak wiele by straciła, gdyby zdecydowała się na ślub z Dawidem.
Z Dawidem poznali się na studiach. Dużo ich łączyło, słuchali tej samej muzyki, lubili wspólnie chodzić na koncerty, mieli podobne zainteresowania i spojrzenie na otaczający ich świat. - Fajnie się dogadywaliśmy – wspomina Kaja – jeździliśmy często w góry i do Krakowa – skąd pochodził Dawid. Jego rodzina mnie uwielbiała, traktowali mnie jak członka rodziny. Moi rodzice zresztą też przepadali za Dawidem, który przeniósł się do Warszawy studiować. Układało nam się całkiem nieźle. Po dwóch latach bycia razem Kaja dostała pierścionek zaręczynowy – prosty, z małym diamencikiem pośrodku.
Uwiódł mnie słodki drań
- Ślub zaplanowaliśmy na wakacje następnego roku – mówi. - Znaleźliśmy uroczy stary dworek gdzie miało się odbyć wesele. Dwa miesiące przed uroczystością wszystko musieliśmy odwołać. To ja nawaliłam, to przeze mnie nie doszło do ślubu.
Kaja, z perspektywy czasu, uważa, że dobrze się stało, aczkolwiek wszyscy stukali się w czoło, gdy dowiedzieli się, co było powodem zerwania zaręczyn. - Odezwał się do mnie Łukasz - chłopak, który bardzo mi się podobał. Znałam go dłużej niż Dawida. Zawsze chciałam z nim być – typ słodkiego drania, który często jest dla kobiet wyzwaniem. Zaczął mnie adorować, zabiegać o moje względy, dawał prezenty, prawił komplementy. Zaczął się bardzo starać i na każdym kroku dawać mi do zrozumienia, jak bardzo chce ze mną być. A ja głupia zauroczyłam się. Stwierdziłam, że jak nie spróbuję, to do końca życia będę żałowała i zastanawiała się jak by nam się ułożyło.
Któregoś dnia Kaja usiadła z narzeczonym i opowiedziała mu o swoich obawach, opisała chłopaka, który ją zauroczył. Dawid słuchał w milczeniu. Pod koniec rozmowy podziękował jej, że jest z nim szczera i powiedział, że da jej czas. Związek z Łukaszem rozczarował ją. Nie tego się spodziewała. Przy bliższym poznaniu zaczęła zauważać, jego wady. Był nieodpowiedzialnym lekkoduchem, wpatrzonym w siebie narcyzem, który lubi bawić się innymi. Po kilku miesiącach rozstali się.
Zerwanie zaręczyn? Najlepsza decyzja w życiu
- Nie wróciłam do Dawida, nie potrafiłabym ponownie stworzyć z nim związku, a tym bardziej decydować się na ślub. Utrzymywaliśmy kontakt jeszcze przez jakiś czas, potem nasze relacje się rozluźniły. Wiem, że rok temu ożenił się i mieszka w Krakowie. A co ze mną? Ja pięć lat temu poznałam na obozie kitesurfingowym Marcina. Zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia. Szybko się pobraliśmy i zdecydowaliśmy na dziecko. Jestem bardzo szczęśliwa. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że dobrze się stało. Pomimo przykrych momentów po rozstaniu z Dawidem i wielkim rozczarowaniu Łukaszem, odnalazłam swoje miejsce na ziemi. Jestem najszczęśliwsza żoną i mamą dwójki cudownych maluchów. Nie mogłam wyobrazić sobie lepszego zakończenia. Każdej kobiecie radzę zastanowić się sto razy, zanim założy obrączkę na palec, przemyśleć czy ten mężczyzna jest tym na całe życie. Jeśli nie jesteś pewna, daj sobie czas.
Podobnych historii jest znacznie więcej. Życie płata nam figle i czasami wydawałoby się, że w pozornie ułożonym scenariuszu nie nastąpią już żadne zmiany. Decyzja o tym bywa trudna i niejednokrotnie wymaga czasu, natomiast często bywa – jak zauważyły nasze bohaterki - początkiem czegoś nowego, nierzadko lepszego.
(mam/pho)