"Umierał bez własnego kąta". Mama Komendy wyznała prawdę

Tomasz Komenda spędził w więzieniu 18 lat za czyn, którego nie popełnił. Po wyjściu na wolność mierzył się z chorobą i wieloma problemami. - Tomek miał miliony, a umierał bez własnego kąta - powiedziała jego mama Teresa Klemańska.

Mija rok od śmierci Tomasza Komendy
Mija rok od śmierci Tomasza Komendy
Źródło zdjęć: © AKPA

Tomasz Komenda został niesłusznie skazany za gwałt i morderstwo 15-latki. W więzieniu spędził 18 lat. Po wyjściu na wolność postanowił zawalczyć o odszkodowanie. W międzyczasie zaczął życie na nowo: poznał Annę Walter, z którą się zaręczył, doczekał się dziecka. Zaczął też pracować u Rafała i Grzegorza Collinsów. Udało mu się również wywalczyć pieniądze od państwa: 12 mln zadośćuczynienia oraz ponad 811 tys. zł odszkodowania.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zbrodnia miłoszycka. Zbigniew Ćwiąkalski: Tomasz Komenda przyjął wyrok z ulgą

Na początku 2024 roku na jaw wyszło, że postępowanie w sprawie niesłusznie oskarżonego i skazanego zostało umorzone, i nikt nie poniesie konsekwencji za los niewinnego człowieka.

- Farsa! Człowiek przesiedział 18 lat za niewinność, my jako podatnicy zapłaciliśmy za to 13 mln zł. I nie ma winnych - zaznaczył wówczas Rafał Collins.

Tomasz Komenda zmarł 21 lutego 2024 roku. Chorował na nowotwór. Miał 46 lat. Jego matka Teresa Klemańska w jednym z wywiadów postanowiła opowiedzieć o trudach, z jakimi mierzył się jej syn.

Tak wyglądało jego życie po wyjściu z więzienia. "Potrzebował wsparcia"

Mężczyzna wrócił do rodziny, dostał odszkodowanie, powoli zaczęło się wszystko układać. Niestety, równie nagle pojawiły się problemy.

- To trzeba było powolutku, powolutku, krok po kroczku, a nie na hura, że zaraz celebrytą będzie, rodzinę założy. On nie był na to gotowy. Powinien być szczęśliwy, ułożyć sobie życie po swojemu, popełniać błędy, tylko żeby ktoś troszeczkę nim pokierował. Bo on nie umiał tutaj żyć. Najpiękniejsze lata spędził tam i jak wyszedł, to wszystkiego musiał się uczyć na nowo. Potrzebował wsparcia, prostych rzeczy czasem nie wiedział, bo skąd? -mówiła na łamach "Gazety Wyborczej" Teresa Klemańska.

W pewnym momencie kobieta straciła kontakt z synem. - On pewnego dnia po prostu zniknął. Bez słowa zostawił klucze na komodzie. To było zaraz po tym, jak dostał pieniądze, w 2021 r. nie mogłam się już do niego dodzwonić. Szukałam go wszędzie - wspominała Klemańska w tym samym wywiadzie.

Zgłosiła się na policję. Oto co usłyszała

Teresa Klemańska nie poddała się i chciała oznaleźć syna. Zgłosiła się na policję. Usłyszała jednak, że funkcjonariusze nic nie mogą zrobić.

- Zapytali, czy jest ubezwłasnowolniony. Odpowiedziałam, że nie. A oni, że w takim razie nie mogą mi pomóc, bo Tomek jest pełnoletni. Czasem ludzie na ulicy mnie zaczepiali i o nim mówili. Odwiedzałam miejsca, w których go widzieli, ale go nie było. On uciekał, jak słyszał, że idę - wyznała kobieta "Gazecie Wyborczej".

Jak się okazało, Komenda zerwał kontakt jedynie z częścią rodziny. W tamtym czasie zbliżył się do jednego z braci. Klemańska stwierdziła, że to właśnie starszy brat odciął Tomasza od reszty rodziny. W tamtym czasie Komenda był właścicielem trzech mieszkań we Wrocławiu, które... przepisał na brata.

- Ja nic z tego nie rozumiem. Tomek miał miliony, a umierał bez własnego kąta - powiedziała Klemańska w wywiadzie.

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (29)