Robert I. jest oskarżony o popełnienie 27 przestępstw, m.in. o znęcanie się nad kobietami. Sąd zgodził się na to, aby oskarżony czekał na ogłoszenie wyroku w domu. Okazało się, że podany przez mężczyznę adres... nie istnieje. Pokrzywdzonych jest siedem kobiet, które przez działania Roberta I. straciły ponad milion złotych.
Po opuszczeniu aresztu oskarżony znów zaczął polowanie w sieci. Zaczął dodawać komentarze pod postami kobiet na Threads, aplikacji należącej do Instagrama. Tak trafił na Idę (jej personalia zostały utajnione).
- Czytałam artykuły o stalkerze z Tindera, gdzie były przedstawione historie oszukanych przez niego kobiet. Zainteresowała mnie ta sprawa. Zaczęłam jeszcze obserwować profil Grzegorza Filarowskiego, który zbierał na niego dowody. Publikował m.in. groźby, jakie dostawał od tego mężczyzny - mówi kobieta "Gazecie Wyborczej".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"50 twarzy Tindera". Bez ogródek napisała o aplikacji randkowej
Wiedziała, z kim ma do czynienia. Nie dała się nabrać
"Stalker z Tindera" wyszukiwał bogate kobiety w mediach społecznościowych. Posługiwał się skradzionym zdjęciem. Nawiązywał z ofiarami relację, kreując się na bogatego mężczyznę, który ze względu na swoją pracę oraz wysoką pozycję, nie może ujawniać swojego wizerunku. Później... prosił o pożyczkę, tłumacząc, że ma chwilowy problem z gotówką. Kiedy w głowach kobiet pojawiała się czerwona lampka i chciały odejść, odzyskując pieniądze, Robert I. zaczynał im grozić.
Ida na szczęście skojarzyła, z kim ma do czynienia. Kobieta postanowiła wykorzystać swoją wiedzę i zaczęła działać.
"Czas w areszcie i sprawy w sądzie nic go nie nauczyły"
Ida podała "stalkerowi z Tindera" niewłaściwe dane, zachowując jedynie prawdziwe imię i nazwisko. Szybko nawiązała z mężczyzną dobry kontakt.
- Na początku on był bardzo miły, otwarty, trochę nieśmiały, a przy tym bardzo mnie komplementował. Szybko poprosił o numer i zaczęliśmy rozmawiać przez telefon. To było takie typowe bombardowanie miłością - wyjawia.
Robert I. wymyślał wiele różnych historii, dotyczących swojego bogatego życia. Kiedy Ida zaczęła mówić o firmie, którą odziedziczyła po ojcu, zaczął mocno o nią dopytywać, polecać prawników. Po dwóch tygodniach kolejnych oszustw kobieta postanowiła skonfrontować mężczyznę z faktami. Ten oczywiście najpierw wszystkiego się wypierał, później zdenerwował, że to same kłamstwa, a następnie podał numer... do swojego prawnika, który nie odbierał telefonu.
- To wszystko pokazuje, że ten czas w areszcie i sprawy w sądzie nic go nie nauczyły - mówi kobieta. - Ja nie dałam się nabrać, ale przecież nie wiemy, z iloma kobietami próbuje jeszcze tego samego - kwituje rozmówczyni "Wyborczej".
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.