Wrześniowe zwolnienia z lekcji. Jak rodzice obchodzą system

– Brak dziecka w szkole przez tydzień czy dwa przestaje być postrzegany jako problem – stało się to wręcz normą - mówi dr n. med. Joanna Pietroń. – W wielu krajach, żeby dostać zwolnienie, trzeba udać się do lekarza. U nas może je wystawić rodzic, co niestety bywa nadużywane – zauważa Roksana Szczygieł, autorka profilu "Dyrektor na topie".

Problem zwolnień szkolnychProblem zwolnień szkolnych
Źródło zdjęć: © Getty Images | Natalia Lebedinskaia
Agnieszka Woźniak

We wrześniu, kiedy ceny wycieczek spadają, a plaże są niemal puste, coraz częściej rodzice decydują się na "wakacyjne zwolnienia" swoich dzieci. Oficjalnie maluchy są chore, w rzeczywistości cała rodzina wyrusza na urlop. Rośnie również skala zwolnień z WFu.

Zwolnienie na wakacje w Grecji

Ceny w Grecji spadają, plaże są prawie puste, a słońce nadal świeci – idealny moment na rodzinny wyjazd. Tak właśnie pomyślała Anna, mama dwunastoletniego Jasia, która postanowiła wziąć urlop i zabrać całą rodzinę na słoneczne wakacje.

- Nie widzę w tym żadnego problemu. Jasiek potrzebuje odpoczynku po intensywnym roku szkolnym, a my chcemy spędzić czas razem. We wrześniu jest taniej, spokojniej i po prostu piękniej – mówi Anna.

Żeby usprawiedliwić nieobecność syna w szkole, napisała tradycyjne zwolnienie z lekcji. W Polsce tak naprawdę wystarczy tylko podpis rodzica. W innych krajach nie jest to normą.

– W Niemczech czy w Anglii nieobecność dziecka w szkole wymaga mocnego uzasadnienia. W przeciwnym razie rodzice muszą liczyć się z karą finansową. U nas natomiast jest to lekceważone - zauważa dr nauk medycznych Joanna Pietroń, internista z Centrum Medycznego Damiana.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Rodzice o edukacji zdrowotnej: "Nie będą mi biskupi mówić, jak wychować dziecko"

Zdarza się, że rodzice przedłużają sobie w ten sposób wakacje, wyjeżdżają w czasie roku szkolnego, bo wycieczki są tańsze, a urlop akurat wtedy dostępny. – Brak dziecka w szkole przez tydzień czy dwa przestaje być postrzegany jako problem – stało się to wręcz normą. Mam koleżanki pracujące w Anglii czy w Niemczech i wiem, że tam to absolutnie niemożliwe, bo natychmiast wiąże się z karą finansową.

Potwierdza to dyrektor Roksana Szczygieł, autorka profilu "Dyrektor na topie". – W wielu krajach, żeby dostać zwolnienie, trzeba udać się do lekarza. U nas może je wystawić rodzic, co niestety bywa nadużywane – zauważa.

Szczególnie we wrześniu, maju czy czerwcu, kiedy rodzice chcą przedłużyć wakacje, liczba takich zwolnień rośnie. – To zrozumiałe – wtedy jest taniej na wakacjach – ale dla szkoły stanowi realny problem. Dziecko zalega z materiałem, a jeśli takich uczniów jest pięciu czy sześciu, trudno zorganizować lekcje.

Według dyrektorki warto byłoby wprowadzić ograniczenia prawne. - Mieliśmy przypadki, że zwolnienia rodzicielskie były nagminne. Prosiliśmy, żeby w takich sytuacjach konsultować się z lekarzem, bo nigdy nie wiadomo, czy dziecko naprawdę jest chore, czy to wymysł rodzica. Uważam, że powinno być to uregulowane prawnie – zwolnienie rodzica mogłoby obejmować maksymalnie tydzień, dłużej już absolutnie nie.

Konsekwencje dla szkoły są poważne. – Dezorganizacja pracy, trudności w nadrobieniu programu, dodatkowy stres dla nauczycieli – wylicza Szczygieł. – Niektórzy rodzice mają do obowiązku szkolnego dość luźne podejście. Jeśli dziecko jest nieobecne tydzień czy dwa, nadrobienie zaległości graniczy z cudem. Czasem nauczyciele zostają po lekcjach, żeby pomóc dziecku, ale jeśli takich przypadków jest więcej, organizacyjnie staje się to bardzo trudne, szczególnie w klasach egzaminacyjnych.

Roksana Szczygieł zauważa też zmianę podejścia rodziców do systemu edukacji. – Obecnie szkoła nie jest dla wielu rodzin priorytetem, a podejście rodziców znacząco różni się od tego sprzed kilku lat – podsumowuje "Dyrektor na topie".

Zwolnienie z WF-u na już

Problemem szkół są również zwolnienia z WF-u. To temat, który wraca jak bumerang, a ministerstwo coraz częściej chce z nimi walczyć. Skala tego zjawiska? – Z mojej perspektywy wyraźnie wzrasta, szczególnie w klasach siódmych i ósmych. Wtedy zaczyna się kombinowanie – zarówno ze strony rodziców, jak i samych uczniów, którzy po prostu nie chcą ćwiczyć na WF-ie. Oczywiście nastolatki czasem mają trudniejsze dni i to trzeba zrozumieć. Ale bardzo często przyczyną jest po prostu… brak chęci. Nie chcą się przebierać, wolą siedzieć w telefonach, a ruch fizyczny wydaje się im nieatrakcyjny – mówi Roksana Szczygieł, dyrektorka szkoły i autorka profilu "Dyrektor na topie".

Wuefiści w ostatnich latach obserwują spadek sprawności fizycznej uczniów. – Kondycja dzieci z roku na rok się pogarsza. Kiedyś dzieci jeździły na rowerze, spędzały czas na podwórku z rówieśnikami. Teraz wolą kontakt online i telefon, a to oznacza, że po prostu się nie ruszają – mówi Szczygieł.

Jak podkreśla dr n. med. Agata Sławin, lekarka rodzinna z Dolnego Śląska, prośby o zwolnienia z WF często nie wynikają z realnych wskazań medycznych, ale z niechęci dziecka do zajęć. – Może to być związane z dojrzewaniem, kompleksami czy niechęcią do przebierania się w szkolnych warunkach. Wysiłek fizyczny jest jednak bardzo ważny dla zdrowia dzieci i nie należy z niego rezygnować bez powodu – podkreśla dr n. med. Agata Sławin, lekarka rodzinna z Dolnego Śląska.

Radzi, by zamiast domagać się zwolnienia, rodzice spróbowali znaleźć przyczynę unikania WF. – Być może trzeba porozmawiać z lekarzem, psychologiem albo dyrekcją szkoły. Czasem problem tkwi w organizacji zajęć – w braku komfortowych warunków do przebierania się czy w atmosferze panującej na sali gimnastycznej. Zadaniem rodziców jest dotarcie do prawdziwego powodu, a nie omijanie problemu zaświadczeniem – mówi.

Jak zaznacza dr nauk medycznych Joanna Pietroń, to nie tylko kwestia lenistwa czy wygody. – Problem zwolnień lekarskich z lekcji wychowania fizycznego dotyczy w dużej mierze młodych ludzi zmagających się z depresją lub innymi zaburzeniami psychicznymi. To są uczniowie, którzy często nie potrafią odnaleźć się w grupie, przeżywają silny stres, a udział w zajęciach ruchowych staje się dla nich dodatkowym obciążeniem. Niestety, obserwujemy, że problem zaburzeń psychicznych narasta z roku na rok – tłumaczy.

Zaświadczenie o infekcji

Wraz z nadchodzącym rokiem lekarze znów biją na alarm w jeszcze jednej kwestii – to początek sezonu na zaświadczenia. Obok zwiększonej liczby pacjentów z infekcjami i konieczności przeprowadzania bilansów zdrowia, pojawia się też coroczna lawina próśb o zaświadczenia. Rodzice zgłaszają się po dokumenty wymagane przez żłobki, przedszkola czy organizatorów zajęć dodatkowych i zawodów sportowych, które w większości przypadków są zbędne. Zdaniem dr n. med. Agaty Sławin, lekarki rodzinnej z Dolnego Śląska, to w wielu przypadkach niepotrzebna biurokracja, która nie ma ani merytorycznego, ani prawnego uzasadnienia.

– Bardzo często otrzymujemy prośby o wystawienie zaświadczenia, że dziecko po infekcji może wrócić do żłobka czy przedszkola. To jednak nie ma żadnego uzasadnienia – ani medycznego, ani prawnego. Takie dokumenty nie chronią ani dziecka, ani innych dzieci, ani personelu placówki – tłumaczy lekarka.

Problem polega na tym, że badanie dziecka w konkretnym dniu nie daje gwarancji, że następnego ranka nie obudzi się ono z nową infekcją. – Infekcje u dzieci są nieprzewidywalne. Najbardziej zakaźne są one w pierwszych 2–3 dniach choroby. Natomiast przewlekający się kaszel czy katar po chorobie może utrzymywać się tygodniami i nie oznacza, że dziecko wciąż zaraża – podkreśla dr Sławin.

Wymóg zaświadczeń ma także praktyczne konsekwencje. – Zmuszanie rodziców do przyprowadzania zdrowiejącego dziecka do przychodni powoduje, że musi ono czekać w poczekalni z chorymi pacjentami. To naraża je na kolejną infekcję. Poza tym blokuje miejsca dla naprawdę chorych dzieci i zabiera czas rodzicom, którzy dobrze wiedzą, że dziecko jest już w formie – mówi lekarka.

Zdarza się jednak, że rodzice posyłają do placówki dzieci naprawdę chore. – Tak, takie sytuacje się zdarzają i są nieodpowiedzialne. Ale personel widzi, w jakim stanie jest dziecko. Jeśli maluch gorączkuje w trakcie dnia, rodzice i tak muszą go odebrać – podkreśla dr Sławin.

Agnieszka Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie

"Singapurski pocałunek" zna niewiele osób. Na czym polega?
"Singapurski pocałunek" zna niewiele osób. Na czym polega?
Jak często powinniśmy się kąpać? Lekarka stawia sprawę jasno
Jak często powinniśmy się kąpać? Lekarka stawia sprawę jasno
Zajadasz się ziemniakami? Tak podane mogą ci zaszkodzić
Zajadasz się ziemniakami? Tak podane mogą ci zaszkodzić
Pokazała córki. Tak wyglądają nastolatki
Pokazała córki. Tak wyglądają nastolatki
Trendy prosto z Mediolanu. Oto co będziemy nosić już wiosną
Trendy prosto z Mediolanu. Oto co będziemy nosić już wiosną
Leśnik zdążył to nagrać. "Tylko dla ludzi o mocnych nerwach"
Leśnik zdążył to nagrać. "Tylko dla ludzi o mocnych nerwach"
Tak wystroiła się do TVN-u. Mikroszorty to dopiero początek
Tak wystroiła się do TVN-u. Mikroszorty to dopiero początek
Jej dziadkowie mieszkali w Polsce. Tak brzmi jej prawdziwe nazwisko
Jej dziadkowie mieszkali w Polsce. Tak brzmi jej prawdziwe nazwisko
Rozwiodła się po 14 latach. "Najpierw się leży na podłodze"
Rozwiodła się po 14 latach. "Najpierw się leży na podłodze"
Jesienią zaleją ulice. "Krowia" kurtka w stylu Bołądź robi furorę
Jesienią zaleją ulice. "Krowia" kurtka w stylu Bołądź robi furorę
"Puszczę go w skarpetach". O relacji z byłym mężem mówi jednoznacznie
"Puszczę go w skarpetach". O relacji z byłym mężem mówi jednoznacznie
Masturdating robi furorę. Nie tylko single są zachwyceni
Masturdating robi furorę. Nie tylko single są zachwyceni