"Organizacyjnie jest to trudne". Nauczyciele ws. edukacji zdrowotnej
- Na tę chwilę jakoś udało się nam to poukładać, ale jeżeli coś się zmieni, w momencie rozsypie się cała układanka – mówi o planach lekcji w rozmowie z Wirtualną Polską Danuta Kozakiewicz, dyrektorka podstawówki. Jest to jeden z kilku przodujących problemów dotyczących startu edukacji zdrowotnej w polskich szkołach.
Od 1 września 2025 roku w szkołach podstawowych i ponadpodstawowych pojawi się nowy przedmiot. Edukacja zdrowotna zastąpi wychowanie do życia w rodzinie. Jednak im bliżej początku nowego roku szkolnego, tym więcej pojawia się problemów.
– Pierwotnie miał być to przedmiot obowiązkowy, teraz do 25 września można złożyć deklarację o rezygnacji. To sprawia problemy organizacyjne po stronie szkoły, dyrektora, związane z ułożeniem planu. Drugim problemem są wakaty i w ogóle obsadzenie nauczycieli, których brakuje do wszystkich przedmiotów – mówi Wirtualnej Polsce Magdalena Kaszulanis, rzecznik prasowy ZNP.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dawid Ogrodnik o decyzji Barbary Nowackiej na temat edukacji zdrowotnej: "Powinien to być przedmiot obowiązkowy"
Wzrost liczby wypisanych z tego przedmiotu dzieci ma skutkować brakiem chętnych do nauczania edukacji zdrowotnej.
– Nauczyciele, mimo że posiadają kwalifikacje, nie bardzo chcą te godziny brać. Nikt nie chce zajęć, których liczba godzin z zadeklarowanych 10-15 spadnie do trzech, bo wszyscy wypisują się z przedmiotu. Nauczyciele wolą wziąć dodatkowe ponadwymiarowe godziny ze swojego bazowego przedmiotu, niż brać się za edukację zdrowotną – dodaje dr Iga Kazimierczyk, pedagożka, nauczycielka, działaczka edukacyjna.
Dlaczego liczba chętnych na naukę tego przedmiotu maleje? Jednym z powodów ma być obawa rodziców przed treściami, które mają być przekazywane na zajęciach. Eksperci, którzy zapoznali się z programem, tych obaw nie podzielają.
"Nie wyobrażam sobie tego"
Małgorzata* ma dwójkę dzieci w wieku szkolnym. Córka idzie do czwartej, syn do piątej klasy. Poważnie zastanawia się nad tym, czy nie wypisać dzieci z zajęć edukacji zdrowotnej.
– Nie wyobrażam sobie tego, żeby jakiś niedokształcony stażysta lub początkujący nauczyciel uczył moje dzieci na temat seksu. Nie wiem, co będzie im mówił na tego typu zajęciach. Jaką mam gwarancję, że ten nauczyciel będzie przekazywał dzieciom treści w dostosowany do nich sposób? Każde dziecko jest inne – zaznacza. Dodaje, że niepokoi się tym, co widzi w sieci na forach internetowych: - Nie chcę, by moje dzieci były poddawane jakimś indoktrynacjom.
Dr Iga Kazimierczyk odpowiada, że rzeczywiście można zauważyć pewne dyskusje, napędzane w określonych środowiskach. Ostatnio swoje racje w sprawie edukacji seksualnej wyłożył Episkopat, apelując do rodziców, aby nie wyrażali zgody na udział dzieci w zajęciach, które zostały nazwane "systemową deprawacją".
– Jest jakaś burza, którą rozkręcają określone środowiska, rozsiewające dezinformację. Wydaje mi się, że wiedząc, jaką mają społeczną odpowiedzialność te instytucje, powinny naprawdę się wielokrotnie zastanowić, czy jest to działanie rzeczywiście w imię bezpieczeństwa i dobra dzieci, edukacji, czy może we własnym interesie zwiększania swoich zasięgów i obszaru oddziaływania – mówi dr Iga Kazimierczyk.
"Granie na to, aby dzieci były bezbronne"
– Powiedziałabym, że to osoby, które organizują kampanie dezinformacji, seksualizują. Seksualizacja to takie działanie, w którym postrzegamy jednostkę przez pryzmat jej atrakcyjności seksualnej. Jeśli ktoś rozmowę o właściwym odżywaniu, o cyfrowych relacjach, rozumienie, że godność człowieka to fundamentalna wartość, nazywa seksualizacją, to ten ktoś dokonuje patrzenia na wyzwania edukacyjne przez pryzmat seksu. To jest coś, co ktoś może robić prywatnie, ale nie powinien tego robić publicznie. Jest to niedopuszczalne – wyjaśnia dr Kazimierczyk.
Pedagożka jasno zaznacza, że w podstawie programowej edukacji zdrowotnej znalazły się m.in. potrzebne fragmenty dotyczące postępujących zmian, jakie zachodzą w każdym człowieku, wraz z wiekiem.
– Rozumiem, że ten postulat osób, które zgłaszają wątpliwości, jest taki, że dzieci powinny nie dojrzewać? Nie powinny im rosnąć piersi, nie powinno im się pojawiać owłosienie w różnych partiach ciała? Biologię chcemy zatrzymać? – wylicza dr Kazimierczyk.
Ekspertka mówi, że w treści podstawy edukacji zdrowotnej znajdują się również rozmowy z dziećmi na temat wykorzystywania seksualnego. – Jeśli dorosła osoba przekracza granice dzieci i uwodzi je w sieci, to jest ok? To absurd. Granie na to, aby dzieci były bezbronne, nie miały podstawowej wiedzy, żeby nie potrafiły ochronić się przed przemocą dorosłych.
"Rozsypie się cała układanka"
Danuta Kozakiewicz jest dyrektorką jednej z warszawskich szkół podstawowych. Przyznaje, że kwestie organizacyjne zawiązane z wprowadzeniem edukacji zdrowotnej, wymagały sporo wysiłku.
– Musiałam zaplanować dla wszystkich klas po jednej godzinie lekcyjnej. Z założenia wszystkie dzieci są zapisane. Natomiast mam świadomość, że potem sytuacja może ulec zmianie - mówi Wirtualnej Polsce.
Dyrektorka dodaje, że obecnie zajęcia są rozplanowane na pierwsze i ostatnie godziny lekcyjne. Kiedy okaże się, że z przedmiotu wypisze się cała klasa, nie powstaną okienka w środku zajęć, co ma pomóc zarówno uczniom, jak i nauczycielom, którzy pracują w kilku szkołach.
– Organizacyjnie jest to trudne. Na tę chwilę jakoś udało się nam to poukładać, ale jeżeli coś się zmieni, w momencie rozsypie się cała układanka. Więc, jak mówią dyrektorzy czy nauczyciele, że jest problem z ułożeniem planu, to tak - jest to realny problem i naprawdę trzeba dużego doświadczenia, żeby sobie z tym poradzić – zaznacza.
Danuta Kozakiewicz mówi, że przy edukacji zdrowotnej pojawia się też inna ważna kwestia. – Trzeba sobie zadać pytanie, co w tym momencie jest dla nas najważniejsze. Czy kwestia podejścia ideologicznego i politycznego, czy też dziecko, nad którego potrzebami trzeba się pochylić.
"Nie chodzi tutaj o żadną seksualizację"
Dyrektorka tłumaczy, że pod względem merytorycznym przedmiot jest bardzo wartościowy oraz potrzebny w polskich szkołach. – Nasze społeczeństwo idzie w kierunki skrajnej otyłości. Za mało się ruszamy, szczególnie młodzi ludzie. Pojawiają się zagrożenia uzależnieniami, w tym cyberuzależnieniami, więc cała tematyka związana z edukacją zdrowotną jest niezwykle ważna - mówi.
Kozakiewicz dodaje, że równie istotna jest edukacja dotycząca zdrowia seksualnego. – Nie chodzi tutaj o żadną seksualizację, a o zdrowie, rozwój, prawidłowe pojmowanie przez dziecko tych zagadnień.
Zaznacza, że wiele zależy od podejścia szkoły: – Jeżeli edukację zdrowotną będzie prowadzić nieprzygotowany nauczyciel WF-u, wypowiadając się na tematy, z których nie ma wiedzy specjalistycznej, będzie to przedmiot małowartościowy.
Dyrektorka wspomina, że pierwszy rok z edukacją zdrowotną w planie jest przejściowy. W tym czasie szkoły będą musiały wypracować system. Zastanowić się, czy do przeprowadzania zajęć z bardzo konkretnymi zagadnieniami nie lepiej będzie poprosić o pomoc specjalistę, takiego jak psycholog czy lekarz. Jak mówi, sama już włożyła dużo pracy w rozplanowanie, w jaki sposób zorganizować zajęcia. Ma też świadomość, że być może jest to praca na krótki czas, rok czy dwa.
– Jeżeli natomiast chodzi o edukację seksualną, słyszę na przykład takie stwierdzenia: a bo tam się nie mówi o małżeństwie, a bo tam się nie mówi o tym, że prawdziwa rodzina to kobieta, mężczyzna i dzieci. Ten przedmiot ma przedstawić świat takim, jakim on jest. To współpraca domu i szkoły w kształceniu dziecka. Wiele lat temu uczennica w siódmej klasie zaszła w ciążę. Dlaczego? Była na weselu, poszła z kuzynem do stodoły, coś zrobił i było fajnie. I dziecko się urodziło. Nie pozwólmy krzywdzić naszych dzieci, dlatego że walczymy politycznie i ideologicznie – tłumaczy.
I choć Danuta Kozakiewicz zauważa obecny organizacyjny chaos, widzi, że nauczyciele będą potrzebowali czasu na zdobycie dodatkowych kompetencji, apeluje, aby w tym czasie skupić się na dzieciach, dla których edukacja zdrowotna jest potrzebnym przedmiotem. – Poza tym pamiętajmy, że uczyć będzie konkretny człowiek. Jeżeli rodzic ma z czymś problem, zawsze może pójść porozmawiać z nauczycielem przedmiotu czy też z dyrektorem – kwituje.
*Imię zmienione na prośbę rozmówczyni
Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski