Zielony kciuk Manhattanu

Zielony kciuk Manhattanu

Zielony kciuk Manhattanu
Źródło zdjęć: © AFP
19.12.2007 11:41, aktualizacja: 26.06.2010 15:28

W niezwykłym mieście, w którym posiadanie okna w pokoju (lub okna niewychodzącego na ścianę) jest luksusem – obsesją każdego jest mały kawałek żywej zieleni.

W niezwykłym mieście, w którym posiadanie okna w pokoju (lub okna niewychodzącego na ścianę) jest luksusem – obsesją każdego jest mały kawałek żywej zieleni.

Stoimy w oknie czterdziestego piętra Empire State Building i patrzymy na Wielkie Jabłko. Ja próbuję dopasować znane mi „trzony” budynków do ich podniebnych koron. Kasia i Łukasz pokazują sobie wyraźne zielone plamy na dachach budynków i komentują „Jak myślisz no ile – nie no ile za to się płaci? No dobra, a dolicz do tego jeszcze ogrodnika! Przecież nie będziesz niszczył manicure za 500 dolców”.

Rododendron na pięćdziesiątym

Rzut oka na miasto z dużej wysokości ukazuje niezwykły widok: prawie każdy wolny dach zajmują donice, małe i duże drzewka, ławeczki, stawiki, fontanny. Widać wysnobowane żwirowe pola w japońskim stylu zaraz obok luksusowego penthousu. Jeden z dachów jest cały w wysokich trawach, drugi to angielski ogród z różanymi pergolami rzeźbionymi ławeczkami i statuetką nimfy przyłapanej na gorącym uczynku.

Taki ogród w centrum miasta to niezwykły wydatek – „Pomyśl tylko – mówi Hubert, austriacki architekt pracujący w Nowym Jorku – że my projektujemy penthouse i go budujemy, lecz ogród wokół penthousu projektuje projektant ogrodów „dachowych”. Technika poszła w takim kierunku, że taki ogród może ci tez dostarczać ekologicznej energii lub filtrować wodę!”

Zupełnie inaczej płaci się za ogródek na Manhattanie, inaczej na Brooklynie – mówi Hubert. „Sam mieszkam na Williamsburgu – koszt ogródka na dachu to głownie cena doniczek i kar, które wlepia ci policja, kiedy stwierdzi, że nielegalnie przebywasz na dachu budynku” – śmieje się Hubert.

ZOBACZ TEŻ

Jak wyhodować zombie

Moją ulubioną legendę miejską dotyczącą podniebnych ogrodów opisał Ed Hamilton w książce dotyczącej legendarnego Chelsea Hotel. Jeden z szalonych lokatorów – malarz, folklorysta i etnomuzykolog Harry Smith - zafascynowany obrzędami vooodu postanowił wyhodować sobie w hotelu zombie.

Harry miał tylko jeden problem – uśpioną ofiarę musiał zakopać, aby „umarła” i obudziła się w swej nowej inkarnacji. Harry pochował więc swego zombie w plantacji pomidorów, którą inna szalona lokatorka Chelsea prowadziła na dachu hotelu. Tak właśnie, dzięki ogródkowi na dachu powstał Paul – najsłynniejszy zombie Manhattanu...

Nowojorskie płuca

Najsłynniejszym i najbardziej kochanym przez nowojorczyków ogrodem jest oczywiście Central Park. Na bagnistym terenie w środku miasta powstała niezwykła oaza zieleni zamieszkiwana przez 14 tysięcy wiewiórek i wiele gatunków rzadkich ptaków – substytut lasu, krainy jezior i własnego ogródka dla nowojorczyków.

„Trudno może w to uwierzyć, ale przychodzimy się tu wspinać, kiedy nie możemy w lecie wyjechać z miasta. – mówi Eve, znajoma prawniczka – Jednak Central Park najlepszy jest na pikniki. Mój syn ma tu swój skrawek zieleni oznaczony patyczkami na którym sadzi żołędzie i pestki z jabłek pozostałe po pikniku...”

Tajemniczy ogród

Ci, którym nie wystarcza Central Park, potrafią poświęcić wszystko, aby zbudować sobie własną oazę zieleni. „Słyszałaś o ukrytych nowojorskich ogrodach – pyta mnie Ana – czasem w środku Midtown, w budynku przypominającym szklaną wieżę możesz wejść w ukryty ogród jak z Frances Hodgson Burnett albo zobaczyć wiszące ogrody Semiramidy...”.

ZOBACZ TEŻ

* HEADPHONES CULTURE W NOWYM JORKU*
Ci, którzy nie znaleźli miejsca na ukryty ogród w swoim budynku, muszą zadowolić się community gardens, stanowiącymi jeden z najdziwniejszych elementów nowojorskiego krajobrazu.

Zielony gąszcz za siatką – przypominającą bardziej boisko do koszykówki w gettcie niż ogródek – usiany jest strachami na wróble, drewnianymi konikami, gąszczem latarenek i światełek choinkowych. Każdy z takich ogródków jest dumą konkretnej społeczności. Członkowie dzielą się grządkami, odmierzają centymetry gruntu...

„Zajmowałam się jedną grządką ze starszą panią z Meksyku – nigdy tak nie utyłam: ona przy okazji każdej pracy karmiła mnie domowymi wypiekami. I hodowała tam marchewkę!!! W środku East Village, gdzie nie ma czym oddychać!” – mówi Maya, graficzka.

Donica – ulica

„Choć zobacz mój ogródek! – woła mnie moja sąsiadka. Wręcza mi parującą zieloną herbatę i wskazuje za okno na trzy donice zawieszone nad siódmą ulicą: z miętą, tymiankiem i bratkami. „Podoba ci się?”.

Muszę jej pokazać mój ogródek. Właśnie kupiłam fioletową doniczkę z bazylią...

Specjalnie dla serwisu Kobieta.wp.pl nasza korespondentka Agnieszka Kozak opowiada o urokach życia w Nowym Jorku!

ZOBACZ TEŻ

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także